Prokuratura pozwala na piractwo
W ubiegłrym roku portugalska organizacja chroniąca prawa autorskie ACAPOR złożyła do Prokuratury Generalnej wniosek o ściganie 2000 osób podejrzewanych o nielegalne dzielenie się plikami. Teraz prokuratura stwierdziła, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowiania.
Jej zdaniem pobieranie i udostępnianie choronionych prawem autorskim treści nie jest nielegalne, a sam adres IP nie wystarczy, by kogokolwiek oskarżyć.
Z prawnego punktu widzenia, biorąc pod uwagę, że użytkownicy zarówno pobierają jak i udostępniają pliki w tych sieciach, uznajemy takie działanie za zgodne z prawem, nawet wówczas gdy użytkownicy udosŧępniają pliki po ukończeniu pobierania - oświadczyła prokuratura. Jej zdaniem tam, gdzie naruszenie praw autorskich odbywa się w celach niekomercyjnych, nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi.
Co więcej, prokuratura uznała, że adres IP niekoniecznie określa użytkownika, który w danym momencie korzysta z komputera czy użytkownika, który udostępnia treści chronione prawem autorskim. To raczej użytkownik, na którego jest zarejestrowana usługa, niezależnie od tego, czy on z niej korzysta, czy też nie.
Prokuratorzy stwierdzili również, że nawet jeśli uznamy udostępnianie takich plików za nielegalne, to właściciele praw autorskich powinni wprost stwierdzić, że nie pozwalają na ich kopiowanie do użytku osobistego.
Komentarze (49)
marc, 28 września 2012, 20:16
"Jej zdaniem tam, gdzie naruszenie praw autorskich odbywa się w celach niekomercyjnych, nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi."
Bra-vo!
Wreszcie glos rozsadku. Nie popieram odplatnego dzielenia sie tresciami, do ktorych nie posiada sie praw autorskich, jednak wspolczesnie problem polega na tym, ze wmowiono spoleczenstwom [wmowily korporacje], ze dzielenie sie w ogole jest zle. W rzeczywistosci dzielenie sie nie jest "zle". Sprzedawanie czegos, do czego nie ma sie praw jako wlasne jest zle, jesli juz poslugujemy sie zero-jedynkowa definicja dobra i zla. Gdyby zalozenie, ktore probuja ludziom wcisnac korporacje bylo prawdziwe, to takie miejsca, jak biblioteki nie powinny miec racji bytu, bo przeciez nastepuje w nich dzielenie sie tresciami chronionymi prawami autorskimi.
Prawa autorskie oznaczaja ni mniej, ni wiecej tylko tyle, ze konkretna osoba i firma jest autorem danego dziela i tylko ona ma prawo je sprzedawac, mozna jedynie prosic te firme o zgode na sprzedaz, mozna sie z nia jakos umowic. To, ze wspolczesnie usiluje sie naduzywac definicji prawa autorskiego jest spowodowane upadkiem dawnego modelu dystrybucji tresci i checia jego ratowania przez duze korporacje i koncerny. Proba demonizowania dzielacych sie tresciami ludzi ma zatem wylacznie za zadanie utrzymanie stalego przeplywu gotowki.
Podsumowujac: na zjawisko kultury jako takiej sklada sie w glownej mierze wlasnie dzielenie sie, dlatego decyzja Portugalskiego sadu jest arcylogiczna i madra.
TrzyGrosze, 29 września 2012, 09:18
" tam, gdzie naruszenie praw autorskich odbywa się w celach niekomercyjnych, nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi."
Przecież to sztandarowe hasło piratów !
W ustach prokuratury świadczy o zasadniczym przełomie w podejściu do problemu. Domniemywam , że młoda generacja oskarżycieli awansowała już wystarczająco wysoko, aby zrobić taką rewolucję.
To nie sąd ! Sprawa jeszcze nie weszła na wokandę, bo utknęła w prokuraturze.
Tolo, 29 września 2012, 09:32
Jest to ciekawe podejście.
Adres IP rzeczywiście nie wskazuje nikogo konkretnego poza abonentem łącza. Tak samo jak samochód (tablice rejestracyjne) nie wskazuje popełniającego przestępstwo a jego właściciela.
Ciekawsze jest jednak podejście do kwestii udostępniania które zostało uznane nie za przestępstwo a konsekwencje legalnych działań wynikającą w warunków techniczno- technologicznych.
Powiedzmy ze o ile w pierwszej kwestii jest to logiczne choć nie dla wszystkich. To pewien uśmiech w kierunku piratów choć wcale nie bezzasadny. Po prostu nieco wbrew temu za czym rożne firmy lobbują wydając na to ciężkie pieniądze.
marc, 29 września 2012, 10:03
TrzyGrosze, 29 września 2012, 14:10
Ponieważ żyjemy w państwie prawa, WYKLUCZONE jest subiektywne podejście i własna interpretacja paragrafów.
Dura lex, sed lex.
Coś w przepisach Ci się nie podoba? Wtedy lobbuj, agituj, indoktrynuj. Przy znaczącej ilości zwolenników przeforsujesz swoje wartości, co znajdzie odzwierciedlenie w kodeksie.
Tak najwidoczniej się stało w portugalskiej prokuraturze, którą przekonały, być może takie jak Twoje argumenty.
A pirat ( w oczywistym znaczeniu, biorąc pod uwagę kontekst artu) brzmi łagodniej niż złodziej.
Tak, dziś złodziej , ale być może jutro już nie.
Piotr_, 29 września 2012, 17:45
Każdy kij ma dwa końce. Jeśli ktoś dzieli się nieodpłatnie cudzymi plikami, to rzeczywiście na tym nie zarabia. Nie zarabia jednak także ten, który pliki (powiedzmy, nagrania muzyki) stworzył.
Tak, to jest kradzież. Nagranie muzyki (że tak będę się trzymał podanego przez się przykładu) kosztuje. Ten, co muzykę nagrywa, nie robi tego hobbystycznie. Ot, taka fanaberia - chce zarobić na utrzymanie rodziny.
Sytuacja hipotetyczna: inżynier, dużym nakładem czasu i pieniędzy, wynalazł nowy materiał budowlany, który całkowicie odmieni systemy wznoszenia budynków. Zadowolony, opatentował go. Po roku, w czasie którego udało mu się produkt rozpropagować, zacząć trochę zarabiać - ktoś skopiował jego pomysł i sprzedaje po cenach dumpingowych. Załamany inżynier nie jest w stanie spłacić zaciągniętego kredytu, inwestycja się nie zwraca...
Dlaczego? Bo ktoś ukradł pomysł. Przykład był zdecydowanie przerysowany, ale oddaje istotę - udostępnianie nieswoich plików to kradzież.
Będąc przeciwnikiem kradzieży
P_.
marc, 29 września 2012, 18:08
@Piotr: "Ponieważ żyjemy w państwie prawa, WYKLUCZONE jest subiektywne podejście i własna interpretacja paragrafów."
"GOOD PEOPLE DISOBEY BAD LAWS".
Parafrazujac - to ludzie ustalaja prawa, a nie prawa sens. Jesli prawo nie ma sensu, lub jest nieadekwatne do rzeczywistosci [przestarzale, nielogiczne, krzywdzace, niesprawiedliwe], to nalezy je niezwlocznie zmienic wszystkimi mzliwymi srodkami.
Kolejnosc byla, jest i zawsze bedzie nastepujaca: CZLOWIEK > PRAWA PRZEZEŃ STWORZONE.
Nie da sie z tym dyskutowac, chocbys stanal na wlosach.
Mowienie o "zlodziejstwie" i "kradziezy" nie jest adekwatne - zgodnie z powyzsza moja uwaga - do sytuacji, poniewaz kradziez zaklada TRWALE ODEBRANIE jakiegos przedmiotu, rzeczy, i pozostawienie ofiary bez niczego. Kopiowanie to powielanie, a nie odebranie. W sfere spekulacyjnych "strat duchowych, przyszlych, potencjalnych strat materialnych z tytulu sprzedazy" i innych konstruktow hipotetycznych nie zamierzam sie zaglebiac, bo to czysty absurd.
Piotr_, 29 września 2012, 18:17
To nie ja mówiłem o państwie prawa, ale podzielam zdanie TrzechGroszy.
Co do "konstruktów hipotetycznych" - to nie jest absurd. Jak już pisałem - ktoś zapłacił za stworzenie (nagranie, napisanie, zaprogramowanie) pliku, więc teraz chce na nim zarobić. Elastyczność prawa powinna polegać na ewentualnym skróceniu obowiązywania praw autorskich np. do twórczości artystycznej (obecnie to 70 lat od śmierci autora), ale twórca ma prawo do czerpania zysków z owoców pracy twórczej i piratom wara od tego.
Poza tym, za wyraz najwyższego szacunku dla ulubionego muzyka czy pisarza uważam kupienie jego oryginalnych książek/płyt. Dzięki temu jest szansa na wydanie następnych.
Lubiący czytać
P_.
thikim, 29 września 2012, 19:09
Wszyscy daliśmy się (jako społeczeństwo) wciągnąć w dyskusję: kradzież - nie kradzież o to jest pytanie. A to nie tu leży sedno problemu. To jest temat zastępczy dla trudniejszego problemu.
Właściwe pytanie brzmi: jak zapewnić godne wynagrodzenie twórcy, wynalazcy za jego trudy i pracę a jednocześnie nie hamować rozwoju ludzkości. Bo to co się dziś dzieje to hamowanie rozwoju, wojny patentowe, trolowanie itd.
Świat zmierza w kierunku podpisywania cyrografu przed pójściem do kina że cokolwiek tam zobaczę nie będę o tym mógł z nikim porozmawiać bo złamie prawa autorskie, a jeszcze za każdy pomysł związany z np. filmem powinienem zapłacić producentowi.
Chyba każdy widzi że to ślepa droga. Zaraz ktoś wpadnie na opatentowanie oka i wszyscy mu będą musieli płacić? To chory kierunek.
Zwłaszcza że te same pomysły przychodzą ludziom do głowy niezależnie. Nie może być tak że pierwsza osoba odbiera innym prawo do tworzenia.
Ciekawe za ile lat będzie się podpisywało zobowiązanie wobec uczelni o nierozpowszechnianiu zdobytej tam wiedzy?
TrzyGrosze, 30 września 2012, 08:29
Wpadasz we własne sidła:
Prezentujesz w tym wątku typową postawę KONSUMENTA. Muszę Ci przypomnieć, że konsumenta nie będzie bez PRODUCENTA, którego potrzeby dostrzegają i próbują Ci uświadomić Piotr_ i thikim.
.....................................................
Piotr_ dał przykład inżyniera, a ja dam przykład hipotetycznego, utalentowanego literata Adama Mickiewicza (który zna się również na hydraulice sanitarnej).
Otóż w/w napisał dużym nakładem czasu (w tym czasie nie pracował, skupienie na wenie twórczej tego wymagało, żył z kredytu) przepiękne" Ballady i romanse". Dzieło przełomowe, inicjujące nową epokę w literaturze (romantyzm). W detalu książka wyceniona na 50zł (kredowy papier, sztywna okładka).
I wtedy doceniający wartość dzieła Marek C.(zbieżność inicjałów oczywiście przypadkowa), a jednocześnie wolontariusz o dobrym sercu, postanawia udostępnić dzieło masom i zaoszczędzić im wydatku. Za własne pieniądze kupuje książkę i kosztem własnego czasu ją skanuje, a następnie nieodpłatnie udostępnia poprzez sieć internetową. Sprzedaż papierowej książki oczywiście stanęła na ilości nie gwarantującej pokrycie kosztów.
No cóż, Adam kredyt musi spłacić, więc zatrudnia się jako hydraulik. Nie napisze już "Pana Tadeusza". Społeczeństwo straciło potencjalnego wieszcza, ale zyskało bardziej potrzebnego hydraulika.
gedart, 30 września 2012, 12:58
Zacznę może od tego, że wena nigdy nie jest wynikiem pragnienia, by stać się bogatym. Przychodzi i odchodzi. I nie przeszkadza w byciu hydraulikiem, dzieje się równolegle. Piszę to z perspektywy artysty.
Problem jest, niewątpliwie - zmagam się z nim. W moim przypadku są to dwa główne aspekty.
1. Prace, które umieszczam w sieci, stają się dobrem powszechnym - to jest i nie do uniknięcia, i całkiem miły fakt ;-)
Jak jednak połączyć potrzebę dzielenia się z chęcią zarobienia na nich?
2. Wiele prac zawiera czytelne i proste symbole, które łatwo odtworzyć w byle programie graficznym. Jak zapewnić sobie skuteczność wskazywania takich sytuacji i egzekucji swoich praw wówczas, gdy ktoś na tym będzie zarabiał?
Jest chyba oczywistym dla każdego uczestniczącego w dyskusji, że internet postawił wiele spraw na głowie. Niewątpliwie to, co teraz się dzieje, jest wynikiem tego chaosu. Sprzeczne siły, sprzeczne idee... I jak zwykle, rozwiązanie znajdzie się gdzieś pośrodku.
Z jednej strony zgadzam się, że "nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi". Z drugiej jednak chcę, aby moja twórczość dała mi finansową wolność...
TrzyGrosze, 30 września 2012, 13:40
Takiego głosu mi tutaj brakowało.
@marc,
Twoje:
"Wg mnie mozna sie dzielic nieodplatnie tresciami, do ktorych praw sie nie posiada [a takze posiada], o ile nie zarabia sie na tym."
plus uniwersalne:
" tam, gdzie naruszenie praw autorskich odbywa się w celach niekomercyjnych, nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi."
odniosło skutek, w postaci bezprecedensowej opinii prokuratury portugalskiej.
TERAZ trzeba zadbać o twórców. Masz receptę dla getarda ?
Piotr_ i thikim już coś zaproponowali. A jakie Ty widzisz skuteczne rozwiązanie , oprócz apelowaniem o prawa tylko jednej ze stron ?
Tolo, 30 września 2012, 14:28
Trzygrosze
Odsyłam do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Dobrze jest wiedzieć co się nazywa dura.
I oczywiście dozwolony użytek nie jest penalizowany przez np. polskie prawo co więcej nie doprecyzowane są jego ramy więc jest dość szeroki.
Przepisy paradoksalnie są bardzo dobre to rożne instytucje ludziom berety ryją ucząc prawników/sędzów jak prawo interpretować.
http://bzp0.portal.uzp.gov.pl/index.php?ogloszenie=show&pozycja=367480&rok=2012-09-26
Proszę:
Przeprowadzenie Audytu legalności oprogramowania wg standardów BSA w Powiatowym Urzędzie Pracy we Włodawie.
Ktoś może mi wskazać na jakiej podstawie jakaś prywatna firma która chyba nie ma siedziby w Polsce jest standardodawcą dla instytucji publicznej wydającej pieniądze podatników?
Już abstrahuje od tego ze jest tam urzędnik którego psim obowiązkiem jest zadanie o oprogramowanie również pod kontem legalności..
Piotr_
Zaraz zaraz, jeśli wszystko odbywa się w ramach dozwolonego użytku to nie jest to kradzież! Co jest dyskretnie zakrzykiwanie. Dzielenie się w ramach dozwolonego użytku jest PRAWEM obywatela. To dopiero rożnym instytucjom zależy na tym żeby przestało. I nazywanie wszystkiego kradzieżą i piractwem właśnie temu służy. To jest sytuacja uregulowana przez prawo jak korzystanie z biblioteki. Jest to „koszt” działania twórcy w danym otoczeniu prawnym jeśli go nie akceptuje niech nie zostaje twórcą lub zostanie nim gdzieś indziej.
Thikim na pytanie czy kradzież czy nie kradzież odpowiedź najczęściej brzmi nie kradzież.
Piszesz:
Jak zapewnić godne wynagrodzenie twórcy, wynalazcy za jego trudy i pracę a jednocześnie nie hamować rozwoju ludzkości.
Ja nie wiedzę pierwszej części tego dylematu. Druga część to istotny problem. To znaczy nie wydaje mi się żeby z faktu ze ktoś jest twórcą coś wynikało i coś mu się z tego tytułu należało. Wynagrodzenie nie powinno być godne tylko (na pewnym wyższym poziomie abstrakcji) adekwatne. Jeśli adekwatne będzie nie godne to jest to pewien sygnał dla twórcy. I powinien to być dla niego motywator do refleksji.
Poza tym co do dalszej części Twojego postu to są próby opatentowania jedzenia a emisje co2 to nic innego jak ukryty podatek od powietrza.
TrzyGrosze
jeśli już jesteśmy przy kradzieży to jeśli mamy do czynienia z kradzieżą to w przypadku dóbr niematerialnych wycena jak przy utracie samochodu jest bezsensu. Pisałem już o tym kiedyś te kradzieże obrazują popyt przy zerowej cenie przy jakiejkolwiek innej nie było by takiego popytu. Podobno dziś o popycie i podaży w gimnazjach uczą. To jak z procederem podkradania czereśni przez dzieci (abstrahując od tego ze czereśnie to dobro materialne). Dzieciarnia wcina czereśnie bo są, jak by ich nie było to by poszli grac w piłkę a nie do warzywniaka. To nie są dobra których niedobór wywołuje dyskomfort u konsumenta.
Co do tej kwestii ze bez konsumenta nie ma twórcy/producenta to rodzi to następne pytanie czy twórcy w takiej ilości są potrzebni? I czy to jest problem konsumenta? Jak nie będzie twórcy to sam się dotkliwie ukażą. No chyba ze profilaktycznie trzeba zapobiec i uchronić ludzkość przed tego typu traumami. Może to nie jest potrzeba konsumenta, a wykreowany sztucznie popyt. Który jak zniknie w części nic wielkiego się nie stanie?
A teraz o tym Mickiewiczu od sanitariatów. Jego kredyt jego problem nie zależnie czy przepił forsę czy przejadł. Właśnie zakatowałeś pośrednio instytucje biblioteki. A to właśnie dzięki nim ktokolwiek czyta książki i ktokolwiek się w ogóle literatami przejmuje. Bez bibliotek był by spokój ze znaczną częścią rynku literatury Bo nie było by wychowanych konsumentów na tym rynku i tak to właśnie piractwo szkodzi rynkowi.
To jest po prostu pewien model w którym jedni są pokrzywdzenia a inni nie, w innym modelu kto inny będzie pokrzywdzony tylko ze ci co dzisiaj są beneficjentami tego modelu są przeciwni jego zmianie.
Bo dzisiejsi pośrednicy nie będą mogli po pierwsze narzekać a pod drugie będą niepotrzebni po prostu.
Pewna forma kultury rozproszonej która dzięki nowym środkom przekazu łączy bezpośrednio konsumenta z producentem powoduje że pewnym osobom rzeczy które były pod kontrolą wymykają się spod niej i się rozpraszają i to też się niektórym nie podoba bo tracą możliwość kreowania rożnych rzeczy w tym rynku, popytu i „twórców”.
Gedart
1) jeśli się najpierw nie podzielisz to resztę swojej twórczość sobie możesz w buty wsadzić o ile nie masz konkretnego odbiorcy. Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. To jest pewna analogia do inwestycji w siebie.
To są koszta marketingu. Jeśli opublikujesz coś i to jest dobre to budujesz wartość jako autora i to już jest Twoja sprawa jak tą wartość spieniężyć. Za wibitnego trzeba zostac uznanym. Wcale nie musi to byc za pieniadze uznających.
2) Widzisz tylko na ile proste symbole na innej pracy to jest kopia a na ile efekt podobnego procesu twórczego? Jeśli symbol jest prosty to i proces twórczy nieskomplikowany i powszechnie się kojarzy w populacji z tym co reprezentuje, to ktoś inny równie dobrze mógł wpaść na to samo niezależnie jak Popow i Marconi czy Bell i Meucci.
TrzyGrosze:
TERAZ trzeba zadbać o twórców. Masz receptę dla getarda
Przecież podał Ci receptę w pierwszej linijce swojej wypowiedzi.
Jeśli twórczość będzie dobra to się obroni ja jak zła to nie pomogą jej nawet spotkania marketingowe w klubie seniora.
Jeśli programista siada i realizuje jakiś swój zamysł od początku do końca to podejmuje ryzyko, jak wyprodukuje g..o bo mu się wydawało ze świat podbije to zmarnował czas. Jak się uda to zarobi. Jeśli programista jest na etacie i klepie kod bo mu kazali to nie podejmuje ryzyka. Ryzykiem zarządza ktoś inny ale i śmietankę spija ktoś inny.
Twórca w ujęciu biznesowym podejmuje ryzyko jak każdy inny i nie wiedzę potrzeby by to ryzyko transferować na innych. Co dalej? Następna będzie recepta dla hydraulika, taksówkarza?
Może zakażmy sprzedaży przetykaczy wszelakiej maci żeby pomóc hydraulikom. Tylko co wtedy ze sprzedawcami „pompek” do klopów...
TrzyGrosze, 30 września 2012, 16:15
@ Tolo.
Imponujący wywód z jedną konkluzją:
Brawo, jest recepta i całkiem konkretne wyjście z sytuacji, wilk syty i owca cała,
a wspomniany przeze mnie wcześniej Adam Mickiewicz dalej hydraulikuje w glorii autora wiekopomnego dzieła "Ballady i romanse", doceniany, a jakże, przez wszystkich posiadających za darmo (dzięki uprzejmości Marka C.) to dzieło na swoich twardych dyskach i czekających na ciąg dalszy jego twórczości, ale Adam na darmo pisać już nie chce.
Usher, 30 września 2012, 19:33
Miał zatem świadomość, jak mogą być rozpowszechniane jego dzieła (np. udostępniane publicznie przez czytanie na głos), nie miał nic przeciwko temu i innym zalecał podobne postępowanie. Nie sądzę, aby było inaczej, gdyby Mickiewicz żył dzisiaj, Adam to nie Kazik czy inny pies ogrodnika pilnujący iogryzków.
TrzyGrosze, 30 września 2012, 19:56
@Usher
Twój Adam bogato się urodził i dla niego pisarstwo to było ambitne i nobilitujące hobby.
I czy czasem w tym epilogu "ostatniego zajazdu", nie chodzi mu przede wszystkim, o edukację niepiśmiennego ludu?
Usher, 30 września 2012, 20:55
gedart, 30 września 2012, 22:15
Twórcy tworzą, bo nie mogą nie tworzyć.
Niewątpliwie nic wielkiego by się nie stało, gdyby Chopin, Mozart, Picasso, Kafka etc. wzięli się do porządnej roboty.
Ale przecież wyraźnie napisałem, że dzielenie się swoją twórczością sprawia mi przyjemność... Ta kwestia nie stanowi dla mnie problemu. (To chyba jest zresztą standardem dla artystów - ten ekshibicjonizm.)
Niech idzie w świat, niech przemawia - jedno z pragnień w ten sposób się spełnia.
I nie nazwę tych, którzy dzielą się dalej, piratami - oni mi pomagają.
No własnie, na to moje pytanie już nie dajesz odpowiedzi. Uczyniłeś podobnie również wcześniej:
Czyli niby odpowiadasz, ale tylko do momentu, gdy przydałby się jakiś konstruktywizm... Szkoda.
Zapytaj np. projektantów logotypów, czy są w stanie zgodzić się z Tobą.
Prostota nie oznacza nieskomplikowania ani łatwości dotarcia do danego symbolu. Z reguły jest to właśnie niełatwy proces.
(Jeśli uważasz inaczej, możemy wykonać pewien eksperyment: zaproponuję Ci stworzenie symbolu na zadany temat, a potem - po jego wykreowaniu - poddasz go ocenie biorących udział w tej dyskusji.)
Nawet zakładając, że ktoś w zbliżonym momencie stworzył podobny jeden symbol, to pojawienie się wielu podobnych, zbliżone w czasie do opublikowania przeze mnie moich - sam chyba przyznasz - będzie co najmniej dziwne.
Poza tym... znów nie udzieliłeś odpowiedzi.
Co masz na myśli, pisząc, że się obroni?
Ja to widzę tak, że skoro następuje dzielenie się w sieci jakimś utworem, to znaczy, że on się broni - tyle, że pieniędzy z tego twórca nie ma. Problem zaś jest w tym, że chciałby ;-) I tu - jak się domyślam - odpowiedź Twoja będzie, że to już problem artysty...?
Oczywiście. Chodzi o znalezienie rozwiązania, w którym dzielenie się będzie po tej samej stronie co finansowe zadowolenie artysty.
TrzyGrosze, 1 października 2012, 06:49
Akurat ja interpretuję słowa wieszcza,jako marzenie o wyedukowanym ludzie, na poziomie umejętności czytania i pisania, co w ówczesnych czasach nie było powszechne.
Ponieważ Adam Mickiewicz wielkim twórcą był, z pewnością za tymi słowami kryją się również takie intencje:
Przemek Kobel, 1 października 2012, 08:37
Może nie doczytałem, bo wątek długi, ale jeśli chodzi o muzykę, to na sieciach P2P muzycy zbyt wiele nie tracą. A to z tego powodu, że ich kontrakty z wytwórniami płytowymi pozwalają zarobić przede wszystkim tym wytwórniom właśnie. Co więcej, znane są przypadki, kiedy wytwórnia zarobiła, a zespół musiał jeszcze jej dopłacić, bo nie przekroczono jakichśtam progów sprzedaży.
Większość pieniędzy dla artystów idzie z koncertów, ale jeśli ich muzyki nie ma w radiu, ani TV, tylko w P2P, to nagle się okazuje, że takie "piratowanie" ma zupełnie odwrotny skutek niż nam się opowiada.
Jajcenty, 1 października 2012, 09:14
Nie chciałem w tym brać udziału ale muszę.
Co się stało ze starą zasadą podziału rzeczy na "moje" i "nie moje". Rozporządzam tym co moje i nie biorę tego co nie jest moje. Ta prosta zasada pozwala usunąć wszelkie dylematy typu biblioteka, czy dozwolony użytek. Pożyczając książkę czy płytę oddaję (chwilowo) to samo prawo, które nabyłem - prawo do czytania mojego egzemplarza. Mam prawo czytać (moje) nie mam prawa kserować (nie moje). To jest takie proste. Jeśli kogoś nie stać, lub uważa że za drogo to nie zawiera umowy - nie ma przymusu.
I nie jest ważne kto traci mało, kto traci dużo. Ważna jest katastrofalna erozja podstawowego podziału świata: moje - nie moje.
Przemek Kobel, 1 października 2012, 09:36
Czyli jeśli dziecko będzie chciało dołączyć do pracy szkolnej ilustrację z książki, to ciach nożyczkami po książce, a rodzic niech sobie kupi nową? A jeśli zechcę tę ilustrację sobie powiększyć (nie wiem - np. rysunek jakiejś machiny żeby zrobić jej model), to zamiast kopiowania w odpowiednim trybie, mam pisać podanie do autora książki?
Coś takiego jak absolutna innowacja praktycznie nie istnieje. Cała ludzka twórczość to zapożyczenia i przetwarzanie czyjejś pracy (choćby była to i praca Natury).
gedart, 1 października 2012, 10:13
Wydaje mi się, że gdyby stare, podstawowe zasady były szanowane tak po prostu, niepotrzebne byłoby prawo wraz z całym systemem egzekucji.
Moim zaś zdaniem o wiele popularniejsze w działaniu jest prawo Kalego.
Oznacza to dla mnie tyle, że system prawny powinien być dostosowany do faktów, które mają miejsce; co najmniej na równi ze szlachetnymi wzorcami.
Ponieważ tak jest mi najłatwiej, skorzystam z własnego dylematu. Jeśli moja grafika komuś się spodoba, umieści ją sobie jako tapetę na pulpicie. Przy okazji podeśle znajomym, inni zaś zobaczą ją bezpośrednio i też będą chcieli mieć - taką albo podobną.
I jeśli dobrze rozumiem definicję dozwolonego użytku, takie działanie mieści się w jego ramach. Sumienie nie gryzie.
A że ekran komputera, smartfona, tabletu etc. to coraz bardziej przestrzeń ważniejsza od ściany w mieszkaniu, mało kto zwróci się do mnie lub mojego dystrybutora o sprzedaż reprodukcji lub oryginału.
Popularność pracy rośnie w sposób lawinowy. Ja odczuwam również rosnącą przyjemność z tego faktu. Oraz - niestety - narastające w***nie, jako że finansowo nie skorzystam na tym fakcie.
Jest problem? Jest problem. Moim zdaniem nielichy - przy czym można podejść do rzeczy tak, jak Tolo: "to już jest problem artysty". Korzystając z jego przykładu o dzieciakach kradnących czereśnie w warzywniaku: to problem właściciela, że źle zabezpieczył swoją własność.
Jajcenty, 1 października 2012, 10:16
1. Tak, zakładając że chce mieć nieuszkodzony egzemplarz. Bo jak nie chce, to nie.
2. Jeśli korzysta z cudzej własności to tak, jeśli nie to nie.
Przykład obrazka dla dziecka doskonale pokazuje jak taka erozja postępuje. Jako student nie będzie widział niczego złego w "edukacyjnym" kserowaniu fragmentów książki, pozbawiając w ten sposób owoców pracy twórcę tej książki. A to już jest kradzież.
Określenia kradzież używam w popularnym znaczeniu: wzięcie czegoś co nie jest moje i nie ważne czy mi to było potrzebne czy nie.
Co nie znaczy, że nie da się odróżnić moje/nie moje. Za to uważam, że okres ochrony powinien być bardzo krótki - ograniczony czasem życia twórców a same prawa NIE dziedziczone. Wydają mi się wątpliwe roszczenia wdowy po Niemenie. Niech się procesuje o ziemie i samochody ale cała twórczość Niemena powinna zostać uwolniona. Taka forma kosztów własnych twórców.