Gniewne posty tylko potęgują złość
Zamieszczanie w Sieci gniewnych czy negatywnych postów przynosi chwilową ulgę, ale na dłuższą metę tylko nasila frustrację i sprzyja nieprzystosowawczemu wyrażaniu złości. Warto to mieć na uwadze, zważywszy, że inne badanie tej samej ekipy wykazało, że zarówno pisanie własnych, jak i czytanie czyichś utyskiwań prowadzi do pogorszenia nastroju.
Prof. Ryan Martin z University of Wisconsin-Green Bay, główny autor artykułu z pisma Cyberpsychology, Behavior, and Social Networking, podkreśla, że wyrzucanie z siebie uczuć online przypomina gaszenie pożaru benzyną, bo "Internet uwydatnia agresję bardziej niż cokolwiek innego".
Choć Martin przyglądał się wyłącznie witrynom do narzekania (tzw. rant websites), uważa, że jego spostrzeżenia odnoszą się również do serwisów społecznościowych, informacyjnych czy blogów.
Połączenie anonimowości i dystansu społecznego eliminuje zahamowania. Strony działające na zasadzie "worka bokserskiego" wzmacniają szkodliwe zachowania, przekonując, że natychmiastowe wyrzucanie wszystkiego z siebie (venting) jest zdrową i przystosowawczą metodą radzenia sobie z gniewem. Niestety, prawda wygląda nieco inaczej...
W ramach pierwszego studium psycholodzy wybrali 4 popularne witryny do krytykowania, a następnie zamieścili na nich ankietę, obiecując wylosowanie wśród uczestników bonu o wartości 50 dolarów. Sondaż miał pomóc w ocenie nasilenia odczuwanego przez internautów gniewu. Analizowano także, jak badani go wyrażają i jakie są tego ewentualne konsekwencje. Uczestnicy eksperymentu mieli od 14 do 54 lat. Dwudziestojednoosobową większość stanowili mężczyźni, akademikom udało się też jednak dotrzeć do 11 kobiet. Średnio badani odwiedzali ulubioną stronę 1-3 razy w miesiącu, a przeciętna wizyta kończyła się po 11-15 min. Dociekliwi naukowcy pytali o motywy odwiedzin i o emocje pojawiające się po utyskiwaniu. Ok. 78% ochotników kierowało się ciekawością. Okazało się też, że po wyrażeniu opinii 75% ankietowanych odczuwało ulgę. Większości zależało na potwierdzeniu słuszności przekonań w komentarzach pod postem.
Do uczestnictwa w 2. studium zwerbowano studentów. Średnia wieku wyniosła 19 lat. Po wypełnieniu kwestionariusza dot. emocji (nasilenia szczęścia, smutku, złości i strachu) ochotnicy mieli przez 5 min czytać wpisy z witryn do narzekania. Później dawano im 5 min na sporządzenie własnego anonimowego posta. Na końcu powracano do kwestionariusza z początku eksperymentu.
Wyjaśniając, czemu ludzie uciekają się do opisywanych zachowań, Amerykanin powołał się na 3. studium. Wg niego, siłą napędową online'owego narzekania bywa bezsilność. Ludzie chcą czuć, że coś robią i sądzą, że pisanie o tym, co komu leży na sercu, może pomóc.
Martin zaznacza, że nie ma niczego złego w byciu złym, ale lepiej skupić się na rozwiązaniu problemu.
Komentarze (1)
Konsa, 6 lipca 2013, 22:03
czy tylko ja odnoszę wrażenie, że teza wytłuszczona na początku wcale nie została rozwinięta w artykule?