Pracujesz jak maszyna?
Rodzaj pracy wpływa na sposób spędzania wolnego czasu. Psycholodzy wykazali, że związane z niewielką kontrolą niewymagające stanowisko sprawia, że wieczorem zasiada się raczej przed telewizorem, niż wychodzi pobiegać (Occupational and Environmental Medicine).
Zespół doktora Davida Gimeno z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego badał pracowników służb cywilnych w wieku 35-55 lat. Ponadpięcioletnie studium objęło 4291 mężczyzn i 1794 kobiety. Na trzech etapach badania dokonywano ich kategoryzacji, w oparciu o stopień pasywności pracy i ilość aktywności fizycznej w czasie wolnym.
Okazało się, że pasywność stanowiska nie wpływała na pozazawodową aktywność kobiet, natomiast mężczyźni będący we wszystkich 3 przypadkach biernymi realizatorami poruczonych zadań o 16% częściej mało się ruszali poza pracą, w porównaniu do panów, którzy nigdy nie zostali zatrudnieni na pasywnych warunkach.
Gimeno podkreśla, że zaobserwowany efekt jest niewielki, ale zsumowany rezultat w obrębie całego społeczeństwa już taki nie będzie. Jak wiadomo, siedzący tryb życia jest, delikatnie mówiąc, niezdrowy, dlatego wg autorów raportu, warto rozważyć zmianę wykonywanych przez pracowników zadań na bardziej twórcze oraz dawać im szansę na rozwój, zdobywanie wiedzy i nowych umiejętności.
Wyniki Brytyjczyków mają pewne ograniczenia, gdyż nie sprawdzali oni, jak cechy stanowiska oddziałują na tryb życia w pewnym okresie, a nie punktowo.
Komentarze (29)
mikroos, 9 listopada 2009, 16:36
Należałoby się zastanowić, czy nie wynika to raczej z wykształcenia. Przecież niewymagające stanowiska zajmują przeważnie osoby kiepsko wykształcone.
czesiu, 9 listopada 2009, 17:07
kłaniają się polscy magistrowie pracujący za granicą na zmywaku to tak odnośnie korelacji wykształcenia z odpowiedzialnością zajmowanego stanowiska.
mikroos, 9 listopada 2009, 17:11
Należałoby wcześniej porozmawiać o tym, jakie kwalifikacje ma większość polskich magistrów.
czesiu, 9 listopada 2009, 18:33
Idąc tym tokiem rozumowania: należy się zastanowić ile warta była kadra naukowa tych uczelni, skoro uczelnia wyprodukowała tylu "drugorzędnych" magistrów. I jakoś w tym momencie nie dziwi, że 2 "elitarne" polskie uczelnie zajęły miejsce w granicach 400 na liście top500 świata
mikroos, 9 listopada 2009, 18:48
Wiesz... jeśli na uczelniach jest dzisiaj zbyt wielu studentów, to nie da się z nich wszystkich zrobić dobrych fachowców. Chociaż generalnie zgadzam się - uczelni jest za dużo, miejsc na nich tym bardziej, a jakość przez to spada. Wielokrotnie to zresztą poruszałem.
mymy, 9 listopada 2009, 23:56
za dużo uczelni? a wiesz ile jest osób na jedno miejsce na akademie medyczne? (ok 8/1 ?), na kierunki chemiczne i inne..?? Dodatkowo w panującym stanie demograficznym to ryzykujące stwierdzenie..
np.: http://www.egospodarka.pl/20621,Eurostat-najmniej-dzieci-rodzi-sie-w-Polsce,1,39,1.html
ale i: http://www.egospodarka.pl/37591,Rozwoj-demograficzny-Polski-2008,1,39,1.html
czyli przyrost o 20 tys. ludzi czyli akurat szkoła więcej..
Czemu u mnie w mieście musieli utworzyć dodatkowe klasy bo kandydatów było za dużo??
Proponowałbym nie udowadniać wszystkiego za wszelką cenę. A to jaki będzie fachowiec w większości zależy od niego samego, bo z lenia uczelnia nie zrobi nic, choćby nie wiem jak dobra była. A to że fachowiec z wykształceniem nie ma pracy to inna sprawa.
A mój tatko posiada tytuł mgr inż. i ma dosyć wymagającą i stresującą pracę, i nie wychodzi pobiegać wybiera telewizor. Czy to zdrowe, wiadomo. to tak odnośnie Brytyjczyków, którzy wiadomo czemu są zesłani na wyspę
mikroos, 10 listopada 2009, 00:12
A wiesz, ile jest miejsc na socjologii? a na pedagogice specjalnej albo marketingu i zarządzaniu? A wiesz, jaka jest realna podaż miejsc na rynku pracy? Albo czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak wyglądają ćwiczenia "praktyczne" w "laboratoriach" na polskich uczelniach nawet na tych potrzebnych i prawdziwie przydatnych kierunkach?
mymy, 10 listopada 2009, 01:24
tak.
socjologia? jak moja dziewczyna szła na studia: 11 osób na 1 miejsce, w Katowicach, 6/1 w Rybniku;
teraz, ok 5 osób na jedno miejsce, więc powinno być 5 razy tyle uczelni.
A na zarządzaniu przestrzennym jest mój brat, otworzyli NOWY kierunek w Opolu... pewnie z braku chętnych.
to studenci powinni wiedzieć na co jest podaż i na takie właśnie kierunek się udać. A jakość spada nie przez za dużą ilość studentów, tylko przez branie pieniędzy od ludzi studiujących zaocznie (Ci z reguły są gorsi bo nie starczyło pkt na dzienne, np 120/300 z maturki) i przez "przepychanie" studentów "z plecami" i dla świętego spokoju. Kuźwa dużo tego dzisiaj ;/
mam kolegów na chemii we Wrocławiu, chemii w Gliwicach i wiem jak wyglądają laborki. Mam dziewczynę i znajomych na socjologii i wiem jak wszystko wygląda. Nie wiem, co próbujesz udowodnić?
Sam studiuję stomatologię w Zabrzu i jestem zadowolony, choć ciut więcej "możliwości" praktycznych mogło by być.
a według poniższego rozumowania: kształćmy roboli, po co wykształceni ludzie..
mikroos, 10 listopada 2009, 01:46
I co z tego, że było 11 osób na miejsce? To jeszcze nie oznacza, że każdy z tych 11 kandydatów znalazłby sobie pracę, gdyby w końcu został magistrem. Brutalna prawda jest taka, że ogromna częśc ludzi idących na tego typu studia nie ma bladego pojęcia, na czym w ogóle dany kierunek polega, a idą na uczelnię dlatego, że "dziś nie wypada nie mieć magistra", nawet jeśli w ogóle nie zamierzają podjąć pracy w danym zawodzie. Poczytaj sobie np. niedawny artykuł we "Wprost" na temat fikcyjnej uczelni oferującej 2-letnie kursy magisterskie - rewelacyjny materiał pokazujący, jak bardzo się mylisz.
LOL! Czyli jeśli ja sobie zażyczę studiowania na kierunku "życie seksualne żuka gnojowego", to państwo ma obowiązek mi to zapewnić, bo ja sobie tak wymyśliłem? Albo pójdźmy dalej: czy jeżeli zażądam nowego roweru, to państwo ma mi go dać, bo jestem chętny? Problem w tym, że pojęcia nie mają, i idą bardzo często na kierunki łatwe, proste i przyjemne albo po prostu modne. Doskonale widać to właśnie po wybieraniu takich kierunków jak marketing i zarządzanie. To próbuję udowodnić, że na moim kierunku na wielu uczelniach ludzie po 4. roku studiów mieli pipetę w ręku JEDEN raz (na szczęście mojej uczelni to nie dotyczy, ale to jest właśnie kwestia tego, czy wybierasz uczelnię świadomie). Żebyś wiedział, że częściowo się z Tobą zgadzam Jedną z największych porażek polskiej reformy edukacji było zlikwidowanie szkół zawodowych. Przynajmniej dawały one możliwość wyuczenia się zawodu i podjęcia pracy w wieku 17-18 lat. Dziś wszyscy ci ludzie muszą się uczyć rzeczy, których nawet nie mają najmniejszego zamiaru wykorzystywać w życiu, podczas gdy mogliby zacząć pracować i usamodzielnić się. A studia są potrzebne, jasne. Tyle tylko, że liczba miejsc na uczelniach i na poszczególnych kierunkach powinna być zależna od tego, jakie kierunki są faktycznie potrzebne gospodarce, a nie tylko od tego, jakie są modne i jakie dana uczelnia sobie zażyczy stworzyć (tak jak to wygląda dziś).silent lamb, 10 listopada 2009, 03:34
obowiązek nauki o bzdetach do 18 roku życia? Następnie dobrowolne samoograniczanie własnego horyzontu wiedzy poprzez rzekome "specjalizowanie" się w wybranej kategorii wiedzy, ponieważ rzekomo wymaga od nas tego teraźniejszy świat?? homo sapiens sapiens brnie czasami tak głęboko w te bagno obłudy... pracuję min. 45 h/tyg. czasem dochodzi do 80ciu... praca na emigracjii, zmywak, kuchnia, restauracja, jeden z wielu wyklętych przez 21szo wieczne polskie społeczeństwo... ok 20-30 godzin w pracy spędzam możnaby powiedzieć w nirwanie, ponieważ bardzo często ani ja ani moi współpracownicy nie potrafią powiedzieć gdzie moja jaźń aktualnie przebywa, jednocześnie ciało, niewolnik materii, potrafi pracować na 100u procentach wydajności... wniosek?? nie potrafie przedstawić żadnego. niechętnie polemizuję, a jeszcze niechętniej przyklaskuję...
czym jest maszyna, a czymże jest człowiek??? vanitas vanitatum et omnia vanitas...
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 09:56
Dokładnie. Jak patrzę na na moich rówieśników, to może co trzeci ma IQ wyższe od hydrantu.
mikroos, 10 listopada 2009, 11:45
Aaaa, jeszcze jedno
Tym bardziej potwierdza to, że nie masz racji twierdząc, że miejsc na socjologii powinno być 5x więcej. Gdyby na uczelnie mieli się dostawać wszyscy, niezależnie od wyniku na maturze (można ją przecież poprawiać, więc "zły dzień" przy każdym z podejść jest raczej mało prawdopodobny), to tym bardziej uczelnia z większości studentów nie zrobiłaby niczego dobrego.
mymy, 10 listopada 2009, 11:54
mikroos nie przesadzajmy z tym poziomem. Każda uczelnia wypracowuje sobie własny. Czy go trzymają studenci, druga sprawa. Ja np się staram, i moje ego nei pozwala mi jechać na samych trójach. I nie uwierzę w to że chemik raz trzyma pipetkę do 4 roku (jaka to uczelnia??? ja piszę o U Wrocławskim), bo koleżance śniła się chemia po 4-5 godzinnych laborkach (nie wiem czy tylko raz w tygodniu czy więcej) gdzie tylko robiło się związki buforowe i szukało składu. Można ocipieć od pipetki..
nie ważne że z tych 11 wszyscy nie znaleźliby pracy, ale chcą studiować! Może po prostu kogoś interesuje nauka, kierunek, a robić w życiu chce co innego. Po studiach nie tylko zdobywa się wiedzę ale i obycie, inne podejście do niektórych rzeczy i inną kulturę. Jednak idą też na studia, bo liczą na pracę. Nie na wszystkie studia każdy ma możliwość się dostać..
a to że powstała nowa fikcyjna uczelnia to na pewno nie dowód że ja się mylę, bo Ty mówisz że jest za dużo uczelni, a skoro powstała jednak był popyt ludzie poszli, a że zostali zrobienie - inna sprawa.
propos tego roweru, nie umiem ripostować, zbyt infantylne zdanie bym miał ochotę się nad nim zastanawiać. Bardzo spłycone, rower nie jest edukacją, a o żuku gnojowym możesz pouczyć się na biologii, nie trzeba do tego osobnego kierunku.
Nie chodzi o to że miałby się dostawać każdy niezależnie od ilości pkt, tylko z chęci studiowania nawet Ci którzy mają niskie wyniki składają dokumenty, liczą że się dostaną. A jak są zbyt oporni na wiedzę to ich wywalą.
na mój kierunek przyjęli chyba 106 osób, kandydatów 671.
Konkludując, uważam że trzeba się uczyć, że mają być miejsca dla studentów i że państwo ma się starać zapewnić im pracę.
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 12:00
Obycie i klasę mają osoby, które potrafią zdać maturę. U mnie na roku na 34 osoby 17 odpadło po pierwszym semestrze, bo im się wydawało, że to fajnie się uczyć angielskiego, a oni już znają cztery czasy...
Podobnie jest z większością kierunków specjalistycznych. Bez podstaw nic nie zrozumieją. Zresztą jak człowiek może mieć klasę, skoro matury nie umie porządnie zdać? To jest wg Ciebie klasa i poziom? Ja za ludzi, którym się zachciewa być w takim momencie "uczonymi", płacić nie mam zamiaru - a przecież to z naszej kieszeni są uczelnie utrzymywane. Zresztą profesorowie już mają dość zadawania się z motłochem, a Ty chcesz to pogorszyć?
A, pamiętaj, że mówię o najlepszej lingwistyce w kraju - UAM - a nie o jakiejś podrzędnej uczelni.
mymy, 10 listopada 2009, 12:02
a bez matury można się dostać na studia? ;O
to walczmy o zmianę przepisów by nie było studiów zaocznych. Bo jak widzę na stomatologii takiego kretyna to ma 124/300 i wszystko poprawia to mnie szlak trafia. Ja jestem za.
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 12:06
Chodzi mi po przyjmowanie 5 x więcej osób, które tę maturę napisały kiepsko.
Stanisław Lem kiedyś powiedział: "Jeśli wszystko można nazwać sztuką, to sztuka przestanie istnieć". Analogicznie - jeśli każdego zrobimy magistrem, to tytuł magistra przestanie cokolwiek znaczyć. Już powoli tak jest - mam na językoznawstwie ludzi, którzy mówią "patrzałem", "szłem" itd. Na polonistyce jest sprawdzian z odmiany przez przypadki w języku polskim - średnia podejść studenta wynosi 3.
Dlatego ja chcę się doktoryzować za wszelką cenę - choćby dlatego, żeby mnie nie wrzucali do worka z resztą magistrów z mojego roku...
mymy, 10 listopada 2009, 12:18
chciałem uwzględnić ilość chętnych osób, nie brałem pod uwagę ich kwalifikacji. Bo nie każdy z gorszym wynikiem będzie złym studentem...
Ba, przyznam się, na stomatologię dostałem się w trzeciej rekrutacji, blisko 200pkt na 300, a wyniki w nauce mam lepsze od większości którzy byli wyżej ode mnie na liście. jak komuś zależy, to będzie się uczył. Problem w tym, że uczelnia po wyniku maturalnym nie potrafi takich ludzi rozróżnić, dlatego jestem cholernie dumny że się dostałem na medyczny kierunek. Takich jak ja na pewno jest więcej, a przecież nie można zrobić uczelni dla tych z wysokimi wynikami, dla tych ze średnimi i dla tych z niskimi. Jeśli by przy staraniu o pracę zawsze wymagali dyplomy to może i to by było dobre.. Nie wiem. Ta kwestia zawsze będzie problemem.
tu racja, mnie też to wkurza że przepychane z roku na rok matoły kończą studia. Też bym chciał specjalizację ale to bardzo trudne (wynik z LDEP'u + rozmowa kwalifikacyjna + tylko kilka miejsc które są zwalniane co kilka lat i trzymane dla rodziny rezydentów uczelni..)
mikroos, 10 listopada 2009, 12:18
Co tylko potwierdza, że nie powinni się dostawać na państwowe studia.
A ja o biotechnologii na U Szczecińskim. Niedawno w moim labie była praktykantka stamtąd i mi opowiadała. Minimalnie tylko lepiej jest na dawnej A Rolniczej, także w Szczecinie.A ja chcę nowy rower.
A mnie interesuje życie żuka gnojowego - założysz dla mnie kierunek?
Tyle, ze to ma być ubocznym, a nie głównym efektem studiowania. Poza tym jeżeli będzie się obracał w towarzystwie równych sobie osób, które cudem zdały maturę, nie spodziewałbym się cudów.Był popyt, ale na szybkie zrobienie pseudostudiów, na których generalnie nawet uczyć się nie trzeba było, bo na tym polegała formuła tej szkoły. Jeżeli tak ma wyglądać studiowanie i tak ma wyglądać "pęd do wiedzy", to naprawdę lepiej, żeby tym ludziom nie dawać możliwości spełnienia "ambicji". Tak więc powtarzam: mylisz się bardzo twierdząc, że trzeba spełniać zachcianki.
Wzruszyłem się!Problem w tym, że bardzo wiele polskich uczelni też nie ma wiele wspólnego z edukacją wyższą.
Ale dlaczego? Ja chcę kierunek, pasjonuje mnie to! Skoro jest potrzeba, to powinien powstać! Sam tak mówiłeś, zraniłeś mnie teraz
ale dokłanie tak wcześniej przecież powiedziałeś - skoro jest 5x więcej chętnych, niż miejsc, to trzeba zrobić 5x więcej miejsc. To są Twoje słowa
Super, zróbmy więc jeszcze 30 uniwersytetów-przechowalni, które będą przyjmowały tylko po to, żeby za rok wywalić. Rewelacja! Ja tylko chciałbym nieśmiało przypomnieć, że studia to nie jest takie zupełne zaczynanie od zera, tylko wcześniej było 12 lat edukacji i matura, więc jeżeli maturę (która w dzisiejszych czasach jest tak naprawdę testem czytania ze zrozumieniem) się zawaliło, to kiepsko to rokuje.
A co ma państwo do tego? Państwo powinno jedynie stworzyć warunki rynkowe, a zapewnianie miejsc pracy to zadanie dla przedsiębiorców.
mikroos, 10 listopada 2009, 12:20
Nie, ale można zdać maturę na 31%, ale można też na 81% czy 99%.
Tyle, że studia zaoczne są płatne, więc nie są obciążeniem dla podatnika.
Wcześniej pisałeś, że jeśli jest zapotrzebowanie, to powinno się tworzyć miejsca... więc jak?
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 12:21
Hmm, Ty też ze Szczecina?
mymy, 10 listopada 2009, 12:37
studia płatne nie sa obiążeniem podatnika ale dzięki temu KAŻDY może się dostać, takie kryte znaczenie.
nie pogadamy, w zbyt ciasnych ryzach wszystko widzisz. Opisałem mój przypadek, widocznie bez sensu. Chodzi mi o to że chętni na studia jedno, jaką mają wiedzę ci chętni to drugie, jaki będą kształtować poziom uczelni to trzecie, czy ci z gorszymi wynikami będą dobrymi studentami to po czwarte, ile jest uczelni po piąte i kwestia studiów zaocznych po szóste.
I wcale nie jest powiedziane że orzeł mający z matury blisko 300 pkt będzie super studentem. Mam taka koleżankę. Wyryje wszystko. W praktyce jest do d*py.
więc może po prostu dodatkowe uczelniane testy wstępne?
a propo żuka, to musisz skończyc biologię, a potem idź na specjalizację i napisz o nim pracę jak pisałem, wąskie, wąskie patrzenie..
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 14:26
W sumie masz trochę racji z tym przyjmowaniem, ale jako lingwistę mnie wkurza rzecz następująca:
à propos (akcent nad "a" to już ekstrawagancja, ale to "s" na końcu dość istotne jest)
Pozdrawiam ;-)
mymy, 10 listopada 2009, 14:31
we wcześniejszym poście mam "propos" teraz to było machnięcie, mój błąd
MrVocabulary (WhizzKid), 10 listopada 2009, 14:32
A, jeśli to literówka, to przepraszam za przyczepienie się :-)