Immunoterapia zwiększa przeżywalność myszy z rakiem trzustki o ponad 75%
Wg zespołu z Centrum Badań nad Nowotworami im. Freda Hutchinsona, nawet bez chemio- czy radioterapii, specjalny rodzaj immunoterapii zwiększa przeżywalność myszy z rakiem trzustki o ponad 75%. Wyniki okazały się tak obiecujące, że już na przyszły rok planowane są testy kliniczne z udziałem ludzi.
Doktorzy Sunil Hingorani i Phil Greenberg prowadzili testy na zmodyfikowanych genetycznie myszach, u których rozwijały się guzy bardzo podobne do ludzkich raków trzustki.
Jak wyjaśnia Hingorani, raki trzustki bardzo trudno leczyć, bo wykorzystują naturalne mechanizmy organizmu do stworzenia fizycznej bariery wokół guzów i ukrycia ich przed komórkami układu odpornościowego.
Guzy trzustki potrafią przetrwać przy znacznie ograniczonym ukrwieniu. Wskutek tego podawane zwykle dożylnie chemioterapeutyki nie mają się jak do nich dostać.
Na łamach pisma Cancer Cell uczeni opowiadają, że zastosowana przez nich metoda terapii narusza fizyczną oraz immunologiczną ochronę guzów. Zastosowano zmodyfikowane limfocyty T, które nauczono rozpoznawania i atakowania raków trzustki.
Terapia T-limfocytarna wydaje się obiecująca w przypadku kilku rodzajów nowotworów krwi, ale zwalczanie w ten sposób litych guzów jest trudniejsze. Jak podkreśla Hingorani, problemem jest brak dostępu do komórek guza, bo podobnie jak w chemii i tutaj stosuje się wlew dożylny.
Naukowcy nie sądzili, że same zmodyfikowane limfocyty T poradzą sobie z rakiem trzustki, musieli jednak od czegoś zacząć. Ku ich zaskoczeniu, limfocyty zmodyfikowane w taki sposób, by rozpoznawać i zabijać komórki z mezoteliną (białkiem produkowanym w dużych ilościach przez niemal wszystkie guzy trzustki), dostawały się do zmian nowotworowych i zaczynały je atakować. Zwierzęta, którym podano limfocyty T skierowane przeciw mezotelinie, żyły średnio 96 dni (78% dłużej).
Przygotowując się do testów klinicznych, zespół stworzył już ludzką wersję specjalnego limfocytarnego białka, które rozpoznaje mezotelinę. W ciągu roku Amerykanie zamierzają ocenić bezpieczeństwo terapii u pacjentów z zaawansowanym rakiem trzustki.
Komentarze (9)
Cretino, 30 października 2015, 17:55
leczenie raka niczemu nie sluzy gdyz zwieksza jedynie w populacji "genów raka". z pokolenia na pokolenie jest ich w populaci wiecej tym samym rosna tez koszty leczenia takich raków .
z populacyjnego punktu widzenia korzystna jest smierc osobnika, ktory na raka zachorowal a nie jego wyleczenie (szczegolnie dotyczy to dzieci) a dlaczego to kazdy zajmujacy sie genetyka i doborem naturalnym wie
mysle, ze juz po woli do tego zmierzamy ale z czasem bedzie to coraz bardzej widoczne, ze medycyna w ogole wykonczy wszystkie spoleczenstwa finansowo i bedzie (jesli juz nie jest) coraz wieksza czarna dziura pochlaniajaca coraz wieksze sumy pienedzy
Gość Astro, 30 października 2015, 18:13
A ja się tylko zastanawiam, skąd badacze w kontekście
mają odpowiednią populację myszy z rakiem trzustki do badań. Wiecie? Bo tu statystyki opierają się na bardzo licznych populacjach, nie np. "SZEŚCIU PACJENTACH, KTÓRZY…".
Edycja: chciałem, ale pisząc mi się odechciało.
Arlic, 31 października 2015, 09:19
"kazdy zajmujacy sie genetyka i doborem naturalnym wie" Nie zgadzam się z tym.
-Pewne geny mogą co najwyżej zwiększać predyspozycje do danego nowotworu.
-Predyspozycje te mogą się zmieniać ze względu na zmiany epigenetyczne.
-Korzystne(dla wytworzenia nowotworu) mutacje mogą nastąpić z powodów czysto fizyko-chemicznych (Co w przypadku czerniaka jest głównym czynnikiem ryzyka).
-Korzystne mutacje mogą wystąpić z powodu działania postępującego zapalania lub działania odpowiedniego wirusa.
-Wg. Biologów kwantowych mutacje mogą występować jeżeli w bliskim otoczeniu są pewne substancje, które nawet nie reagują chemicznie.
TrzyGrosze, 31 października 2015, 09:51
No przecież, na wszystkie podane przez Ciebie przyczyny nowotworzenia, może wystąpić genetyczna odporność, nabyta w drodze ewolucji.
Dlaczego witamina C nie jest kancerogenem?
Bo tak już kiedyś, ustaliła ewolucja.
Arlic, 1 listopada 2015, 16:06
Jeżeli śmiertelność wywołana jakąś chorobą wynosi 100%, ewolucja nigdy nie nastąpi.
A na część wymienionych prze zemnie rzeczy ewolucja nie pomoże z powodów chemicznych/fizycznych.
Jeżeli byś nawet podjął temat redundancji, to objętość komórki jest ściśle, matematycznie ograniczona, więc nie można powielać elementów w dużym stopniu.
Z powodów fizycznych, zawsze może nastąpić coś, co nie jest przewidziane przez ewolucje lub przekracza ją z powodu działania na niższym poziomie. Na podstawie badań Ab inito, możemy wywnioskować, że nawet zmiana konformacji względem pewnych atomów węgla może zmienić właściwości białka, na takie które działają negatywnie lub wręcz niszcząco na organizm.
TrzyGrosze, 1 listopada 2015, 20:29
Zrobiłeś założenie, które w naturze nie występuje i w niwecz obraca dalszy wywód ( tam też zrobiłeś prywatne domniemania).
Chociaż nie:"Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową", faktycznie, z tą jednostką chorobową natura, w drodze ewolucji, sobie nie poradziła.
O Ld50 słyszał? No więc pozostałe 50% wypracowywuje odporność, a jak szybko, to tylko kwestia skali (liczebność populacji) i czasu.
Afordancja, 1 listopada 2015, 22:18
Chyba trochę błędne uogólnienie, powinno być, leczenie ludzi którzy nie mają jeszcze dzieci, niczemu nie służy, czyli dzieci itd. Jak masz dzieci to już "za późnio"
ex nihilo, 1 listopada 2015, 22:25
"LD" to trochę co innego... to tylko umowna "miarka" siły działania trucizn. LD100 też by mogło być, tak samo jak np. LD10.
TrzyGrosze, 2 listopada 2015, 07:45
Jest tutaj bardzo dobrym przykładem, jak zróżnicowana jest osobnicza odpornosć.
Dałem przykład Ld50, bo rutynowo stosowany i ....najbardziej wymowny: połowa zemrze, połowa przeżyje.
Ten sam gatunek, a jaka różnica!!!
Oczywiście osobniki odporne miały tę odporność zapisaną w genach , którą zygota dostanie od ich gamet.
Ld100 dla populacji całego gatunku, to musi być globalny kataklizm.