Koszty i zyski z redukcji zanieczyszczeń
Walka z ociepleniem klimatu to niezwykle kosztowne przedsięwzięcie. Jednak, jak przekonują naukowcy z MIT-u pracujący pod kierunkiem Tammy Thompson, może być ekonomicznie opłacalne. Uczeni zaprezentowali wyniki swoich obliczeń dotyczących redukcji zanieczyszczeń i ich wpływu na wydatki systemu opieki zdrowotnej.
Na potrzeby swoich symulacji specjaliści zbadali trzy scenariusze, według których USA mogą do 2030 roku zredukować o 10% emisję gazów cieplarnianych. Jeden scenariusz zakłada wymuszenie na producentach energii stosowanie czystych technologii, według drugiego redukcję emisji osiągnięto dzięki narzuceniu odpowiednich norm emisji dla pojazdów silnikowych, a w trzecim scenariuszu badano wpływ handlu prawami do emisji zanieczyszczeń. Naukowcy skupili się na wpływie na zdrowie ozonu znajdującego się przy gruncie oraz pyłów. Przyjrzeli się też związkom chemicznym takim jak np. dwutlenek siarki czy tlenki azotu, których emisja zmniejszyłaby się w pierwszym scenariuszu, gdyż są one wytwarzane przede wszystkim podczas spalania węgla. Z kolei handel emisjami przyczyniłby się do dużego zmniejszenia emisji ozonu i pyłów oraz, w mniejszym stopniu, redukcji emisji tlenków azotu, dwutlenku siarki czy tlenku węgla. Z kolei zaostrzenie norm emisji dla pojazdów silnikowych daje bardziej skomplikowany obraz. Doszłoby bowiem do znacznego zmniejszenia emisji tlenku węgla i tlenków azotu, ale – jako że tlenki azotu reagują z ozonem – w centrach wielkich miast mogłoby dojść do wzrostu stężenia azotu. Dodatkowo rolnictwo emitowałoby mniej amoniaku, gdyż wyższe ceny paliwa wpłynęłyby na niewielkie zmniejszenie produkcji rolnej.
Jak wspomniano, głównym celem badań było porównanie kosztów i zysków z redukcji zanieczyszczeń. Z obliczeń wynika, że największe zyski dla zdrowia ludzi można osiągnąć dzięki nałożeniu bardziej restrykcyjnych norm na pojazdy silnikowe. W tym wypadku nakłady na opiekę zdrowotną zmniejszyłyby się o 250 miliardów dolarów. Jednak te zaostrzone normy kosztowałyby gospodarkę nieco ponad bilion dolarów, zatem koszty byłyby czterokrotnie wyższe od zysku. Znacznie bardziej opłacalne jest wymuszenie produkcji energii elektrycznej z czystych źródeł. Tutaj koszty i zyski się równoważą. Najbardziej opłacalny jest, jak wynika z wyliczeń MIT-u, handel emisjami. Tutaj zyski są 4-10 razy wyższe niż koszty. Zachęceni tymi wyliczeniami uczeni postanowili powtórzyć je dla założenia, że do 2030 roku emisja gazów zostaje zmniejszona nie o 10, a o 20 procent. Okazało się wówczas, że zyski rosną, ale koszty rosną szybciej i w takim scenariuszu zyski przewyższają koszty już tylko 3-krotnie. To może oznaczać, że wprowadzanie coraz bardziej restrykcyjnych norm jest coraz mniej opłacalne.
Oczywiście należy brać pod uwagę, że skupiono się tylko na ozonie i pyłach. W rzeczywistości pojawią się też zyski z redukcji emisji innych szkodliwych zanieczyszczeń.
Komentarze (3)
Usher, 28 sierpnia 2014, 01:53
Jakoś nie ma komentarza, że eurosocjaliści przekupili MIT, aby udowodnić słuszność unijnych restrykcji.
Gornik, 28 sierpnia 2014, 12:39
Nie neguję potrzeby dbania o środowisko naturalne, ale samo nakładanie restrykcji na firmy działające w Ameryce Północnej i Europie da niewiele. To rozwijające się gospodarki z Azji, Afryki i Ameryki Południowej powinny być pod lupą i wspierane w stosowaniu ekologicznych rozwiązań. Na chwilę obecną mają przewagę w kosztach wytwarzania towarów, co za jakiś czas może się odbić czkawką wszystkim mieszkańcom rozwiniętych regionów.
Usher, 28 sierpnia 2014, 21:19
Restrykcje można rozszerzyć, np. stosując kontrole zakładów produkujących na zamówienia USA/EU, ograniczenia celne dla firm nie przestrzegających norm, itp. Zresztą już to się robi, tylko dotychczas motywacją były raczej nagłaśniane w mediach wpadki różnych producentów czy wypadki u różnych dostawców, a nie długodystansowy rachunek ekonomiczny.