Religia, sens życia i depresja
Religijność człowieka nie jest monolitem. Można w niej wyróżnić kilka elementów. Joanna Maselko z Temple University postanowiła sprawdzić, czy któryś z nich – uczestnictwo w życiu zgromadzenia, dobrostan religijny lub dobrostan egzystencjalny – zmniejszają ryzyko depresji (Psychological Medicine).
O ile wiadomo, na czym może polegać uczestnictwo w jakimś ruchu religijnym, o tyle psycholodzy musieli doprecyzować, czym są pozostałe dwie składowe. Dobrostan religijny to jakość związku z istotą wyższą, a dobrostan egzystencjalny – poczucie znaczenia i celu życia.
Zespół porównał każdą z dziedzin religijności z ryzykiem depresji. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że osoby osiągające najwyższe wyniki w dobrostanie religijnym zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi o słabym poczuciu związku z istotą wyższą. Wg Maselko, jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania religii jako mechanizmu radzenia sobie z problemami. Zaczynają się wtedy więcej modlić i nawiązują bliższy kontakt z Bogiem.
Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało. Ci pierwsi znają swoje miejsce na Ziemi i są bardzo skoncentrowani emocjonalnie, co stanowi dobrą bazę.
Choć nie da się uchylić od konieczności rozstrzygnięcia dylematu z rodzaju jajka i kury (co pojawia się pierwsze: depresja czy pewne formy religijności), nie da się zaprzeczyć, że obcowanie z innymi wyznawcami i życiowy spirytyzm oddalają widmo depresji skuteczniej od samodzielnego podtrzymywania więzi z istotą wyższą.
Komentarze (75)
k0mandos, 24 października 2008, 11:51
Cóż, jak dla mnie ateiści mają ciężej w życiu. Ja zawsze mogę się pomodlić i wierzę, że ktoś mnie wysłucha. A czasem lubię też i pójść do kościoła, właśnie dla zgromadzenia, wspólnej modlitwy, czy choćby dla Ewangelii, bo w domu rzadko sięgam po Pismo Święte.
mikroos, 24 października 2008, 12:03
Ale z drugiej strony ateista nie musi martwić się, że nie może czegoś zrobić wyłącznie dlatego, że ksiądz mu tego zabrania lub każe robić inaczej.
dirtymesucker, 24 października 2008, 12:23
wydaje mi się, że dowodzi to jedynie temu, że człowiek jest "zwierzęciem" stadnym. albo raczej: 70% ludzi wierzy w to stwierdzenie, potem uznaje to za prawdę, a następnie żyje dążąc do zachowania takiego stanu rzeczy i jeśli wszystko idzie dobrze to udaje mu się czerpać z tego zdrowie psychiczne.
w tym badaniu jasno podkreślono, że "osoby osiągające najwyższe wyniki w dobrostanie religijnym zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi o słabym poczuciu związku z istotą wyższą"
wniosek z tego taki, że te 70% ludzi odnalazło sens życia w zgromadzaniu się na obrzędach religijnych a nie w przekonaniu o istocie wyższej/bogu/kosmicznej świadomości/tao etc. tych ludzi można bezsprzecznie porównać do maniaków muzyki techno, którzy odnajdują sens życia w wyjazdach na love parade czy ludzi, którzy jednoczą się w klubie wędkarskim. a więc parafrazując pana Maselko, że "jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania religii jako mechanizmu radzenia sobie z problemami" twierdzę, że jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania EFEKTU ZWIERZĘCIA STADNEGO jako mechanizmu radzenia sobie z problemami.
k0mandos, 24 października 2008, 12:30
To już jest kwestia podejścia. Już kiedyś o tym wspominałem, ja po prostu czuję pewien kontakt z istotą wyższą, nie umiem sobie wyobrazić, że Boga (świadomości pośmiertnej) nie ma. Zaś co się tyczy księży, lubię z nimi dyskutować (oczywiście, jeżeli takowy potrafi to robić, a ostatnio na takich trafiam), nikt nie karze mi niczego robić. Mam gdzieś Watykańskie bajeczki o ekskomunice, beatyfikacjach itd. To śmierdzi i to aż na cały świat - dlatego może ktoś mnie nazwać wyklętym, tudzież niepraktykującym czy jakkolwiek - ja wierzę w Boga, nie w Watykan. I jeżeli ktoś mnie ma czymś ukarać, to tylko Bóg, a nie ksiądz ekskomuniką.
Gość macintosh, 24 października 2008, 12:40
Nie podoba mi się pojęcie kary - nawet po śmierci od Boga.
Bo nie wygląda -jakby Bóg chciał dialogu z człowiekiem. Wyklucza dialog.
k0mandos, 24 października 2008, 12:47
W sumie, to innymi słowy, nie biorę czegoś takiego jak ekskomunika pod uwagę, dla mnie to nie istnieje, ale, że Kościół posługuje się takim pojęciem, dlatego to lekceważę.
Dialog z Bogiem to po prostu modlitwa, nie wiem, ja odczuwam tą więź, kiedy o coś proszę, czy dziękuję. Oczywiście nie jest tak, że padam na kolana i czytam książeczkę - modlitwę traktuję jako rozważania, wewnętrzne rozterki, kiedy podejmuję decyzję, kiedy sobie idę i myślę.
Wiara to bardzo indywidualna rzecz, dlatego narzucanie komukolwiek czegokolwiek związanego z wiarą kończy się porażką - i być może niektórzy z Was przez to się w tym nie odnaleźli. Mi osobiście sakramenty kościelne nie przeszkadzają, a do tego są dobrowolne - stąd ja nie odczuwam ŻADNEGO nacisku ze strony Kościoła na mnie.
Peter, 24 października 2008, 13:07
Sądzę, że każdy musi świadomie zdecydować, czym kierować się w życiu. Tak samo jest z wiarą. Wiara przybiera różne postacie - od wielkiej zorganizowanej instytucji jak kościół katolicki, aż po wiarę intymną, prywatną, nonkonformistyczną. Zdobędę się na odwagę ( ) i powiem, że jeszcze do niedawna uważałem się za ateistę, ale w życiu tak się zdarzyło, że natknąłem się na relacje ludzi, którzy przeżyli tzw. "near death experience". Wcześniej coś mi się obijało o uszy i jak większość sceptyków machałem ręką tłumacząc sobie, że to jakieś halucynacje, wywołane czynnikami biochemicznymi lub coś w tym stylu. Dziś już tak nie myślę... Te relacje to był tylko punkt wyjścia moich poszukiwań. Wydaje mi się jednak, że sama wiara nie może wystarczyć człowiekowi ciekawemu świata. Trzeba podejść i "dotknąć", żeby się przekonać, a jeśli twoja wiara opiera się na dogmatach zakazujących Ci tego, to tworzy jedynie barierę przed prawdziwym poznaniem - taka moja opinia. Aha, od razu zaznaczam, iż uważam naukę za najlepsze dostępne człowiekowi narzędzie poznania świata i wszystkie moje poglądy na rzeczywistość oscylują wokół zjawisk wyjaśnialnych za pomocą aparatu nauki, aparatu przecież ciągle rozwijającego się. Zachęcam wszystkich do swoich własnych "śledztw" Nad tablicą w klasie, w której uczyłem się polskiego w liceum widniał napis: "Rzeczywistość bywa ciekawsza od fikcji"...
k0mandos, 24 października 2008, 13:11
Podpisuję się obiema rękojmi
este perfil es muy tonto, 24 października 2008, 13:54
jak dla mnie to "doświadczenia istoty wyższej" są tylko nieco bardziej wyrafinowaną formą błądzenia w porównaniu do wiary w niewidzialnych,żydowskich zombie z kosmosu,wiary opartej na powieści pt. Biblia.Rozmowa z jakimś wyimaginowanym przyjacielem(Bogiem lub sumieniem)to rodzaj lekkiego psychicznego skrzywienia(nie wiem czy to schizofrenia,nie znam się na chorobach psychicznych)
Gość cogito, 24 października 2008, 13:58
Cytat: kopalniawiedzy Dzisiaj o 10:16:06 am
Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało
gdzies czytalam ze bog ma pelnic funkce ojca w zyciu.
a zgromadzenia- czy tylko religijne porawiaja nastroj? jak pojedziesz na plener malarski albo pojdziesz na kregle to czy to nie daje poczucia wspolnoty?
thikim, 24 października 2008, 14:07
Albo błąd w tekście albo błąd w badaniach. Wartość 1,5 % jest tak mała że w tego typu badaniach nie ma żadnego znaczenia. Być może chodziło o 1,5 raza- 50 %.
mikroos, 24 października 2008, 14:25
No ale właśnie o to chodzi! Badanie pokazało, że "dobrostan religijny", jak to elegancko tutaj określono, nie daje znaczącej poprawy samopoczucia. Dirtymesucker nieźle to wyjaśnił i ja się pod jego postem podpisuję.
Zerivael, 24 października 2008, 14:30
Wg. Ciebie Bóg to jest świadomość pośmiertna? Zaiste, ciekawe...
Ja uważam się za ateistę z lekkimi ciągotami do agnostycyzmu (ale takimi lekkimi ) i to jak KK przedstawia Boga i religię chrześcijańską to dla mnie po prostu śmiech na sali. Dla przykładu: Bóg stworzył wszechświat, Ziemię, ludzi, "dał" nam tą ziemię we władanie i wszsytko co na tej Ziemi jest abyśmy z tego korzystali, dał nam wolną wolę żebyśmy sami mogli za siebie decydować itp. Jednakże dał nam pewne ograniczenia w postaci dekalogu (który zresztą wcale boskim prawem nie jest) i innych reguł, które wg. KK wynikają z Pisma Świętego. Jeśli złamiemy którykolwiek z tych zakazów to wylądujemy w piekle, będziemy cierpieć wieczne katusze, nasza dusza będzie udręczona, nigdy nie zaznamy spokoju itp. ale.... ale Bóg nas kocha! Robi to wszystko dla nas, dla naszego dobra...
No naprawdę, czy ludzie są aż tak leniwi, że nie chce im się nawet logicznie pomyśleć nad tym co im KK wciska (i inne religie zreszta też)? Robia z Boga istotę, która normalnie byłaby przez psychologa uznana za conajmniej niezrównoważoną. Gdzieś zresztą czytałem taki profil stworzony przez kilku psychologów i/lub psychiatrów z jUeSAj, ciekawa lektura to była, szkoda że już tego nie mam :/ IMO najlepszym i najprawdziwszym bogiem dla człowieka jest jego własne sumienie, które go zarówno karze jak i nagradza i nie potrzebny jest żaden sędzia który będzie oceniał nasze życie, bo to my sami umierając będziemy albo płakać że je tak zmarnowaliśmy albo odejdziemy z godnością i poczuciem spełnienia.
este perfil es muy tonto, 24 października 2008, 14:41
więc by Cię odwieść od ateizmu i przywieźć ku jedynie słusznemu agnostycyzmowi zapytam o to jak udowodnisz że Boga nie ma?albo że nie ma potwora spaghetti?
mikroos, 24 października 2008, 14:44
Beznadziejna argumentacja, Antyszwedzie. To nie ateista wprowadza ideę, że Boga nie ma, tylko wierzący próbowali wciskać innym wersję przeciwną. To oni jako pierwsi nie spełnili tego podstawowego wymagania, by wykazać w jakiś sposób, że mają rację.
este perfil es muy tonto, 24 października 2008, 14:50
wcale nie beznadziejna,skąd wiesz że nie ma krasnoludków?upraszczasz mówiąc że to niepoprawne logicznie i by coś obalać najpierw musi to mieć dowody,bo inaczej takie obalanie jest niepraktyczne i absurdalne-ale co z tego że obalanie istnienia czegoś czego nie zaobserwowano naukowo jest absurdalne,nie zmienia to faktu że nie obalisz istnienia tego czegoś. a na jeszcze ogólniejszy poziom zwątpienia sprowadza człowieka próba dowodzenia że nie żyjemy w Matrixie, udowodni ktoś że nie??? były próby odpowiedzi-niby że możemy być pewni przynajmniej tego że myślimy-słynne myślę więc jestem(tylko skąd pewność że nasze rozumowanie i język którym wysnuliśmy taki wniosek jest poprawne i rzeczywistość nie jest inna,jakkolwiek by to absurdalnie dla nas brzmiało)
dirtymesucker, 24 października 2008, 14:54
aby o czymś mówić lub spierać się o to czy coś jest czy czegoś nie ma potrzebna jest na początku hipotetyczna wersja obrazu tego czegoś. to tak jakbym powiedział, że dowiodłem istnienia ciamporumbaków. jaka jest twoja reakcja? chyba nie powiesz, że mi nie wierzysz i nie wiesz czym one są? ;D
mikroos, 24 października 2008, 14:57
Antyszwedzie... powtarzam: to nie ja mam coś tutaj do udowodnienia, bo ja tylko upieram się przy stanie wyjściowym: coś nie istnieje. Jeżeli Ty próbujesz mnie przekonać, że coś istnieje, to obowiązek udowodnienia prawdziwości tej tezy leży po Twojej stronie. To zupełnie tak samo, jakbym mówił Tobie, że wziąłeś się z kapusty, bo nie potrafisz udowodnić, że tak nie było. A więc bezczelnie mnie okłamujesz, twierdząc, że urodziłeś się z ciała własnej mamy!
Takashi, 24 października 2008, 15:12
Próba udowodnienia że Bóg istnieje (bądź nie) jest z góry skazana na klęskę. Zauważmy, że mówimy o wierze. Jeśli będę wiedział że Bóg istnieje, to już nie muszę wierzyć - bo to wiem. Wierzyć można tylko w to, co nie udowodnione - Boga, to że ktoś zachowa się wobec nas uczciwie..
Proponuję też ciekawy eksperyment myślowy - załóżmy, że istnieje wszechmocny Bóg. Proszę udowodnić, że nie stworzył on świata 5 minut temu - wraz z zapisami pamięciowymi wszystkich ludzi na świecie, skamieniałościami itp.itd. ;D
Jak ktoś chce, niech wierzy, jak nie to nie - i tyle
este perfil es muy tonto, 24 października 2008, 15:24
hmm a potrafisz mikrosie dowieść, że coś istnieje naprawdę?
mikroos, 24 października 2008, 15:30
Ach, kocham te filozoficzne gadki o niczym. W sposób dostatecznie wiarygodny dla mnie udowadnia fakty klasyczna metoda naukowa, o której mówiłem tysiące razy. Ponieważ i tak nie mam wpływu na to, że mogę być zawieszony w matriksie, wystarczy dla mnie zgodność oficjalnej wersji rzeczywistości z tym, co dostrzegam własnymi zmysłami i pojmuję własnym umysłem. Bóg jako istota nadprzyrodzona nie mieści się w tej definicji. Z kolei Ty nie potrafisz mi udowodnić, że poza tym, co dostrzegamy, jest coś jeszcze. A powinieneś, bo to Ty wprowadzasz nową ideę "faktów niematerialnych". Koło się zamyka.
Czy naprawdę istnieje jakikolwiek sens rozwlekania się nad tym, czego i tak nie możemy dotknąć, o ile to coś w ogóle istnieje? Moim zdaniem nie, bo i tak tego nie dotkniemy, a z naszego gadania nic konkretnego nie wyniknie. Tymczasem rzeczywistość, której doświadczamy codziennie, stawia przed nami dostatecznie wiele wyzwań, by zająć się w pierwszym rzędzie nimi. Jak już nasz świat będzie czysty i idealny, wtedy będzie czas na filozofowanie o tym, czy dotykamy, czy tylko czujemy, że dotykamy.
Inna sprawa, że to, co Ty teraz robisz, to jedynie odwracanie kota ogonem, a nie dowód na istnienie Boga. A ja przypominam, że to Twoim zdaniem jest przekonanie niedowiarków, że wprowadzane przez Ciebie pojęcie jest słuszne i ma pokrycie w rzeczywistości.
Zerivael, 24 października 2008, 16:38
Heh, Antyszwed, dobrze wiesz, że to prowadzi do bezowocnej dyskusji i najprościej, wręcz dziecinnie mogę Ci zadać kontrę żebyś to Ty właśnie udowodnił, że ów Bóg istnieje. Sądzę że będzie pat.
Sebaci, 24 października 2008, 17:05
Czyli należysz do ludzi, którzy wierzą, ale nie liczą się z Kościołem. Jednak:
Czyli chodzisz do Kościoła. Tak Ci przeszkadza ekskomunika, a sprawdziłeś, czy nie ma ona czasem podstaw w Piśmie Świętym? A sprawdziłeś czy w Piśmie Świętym pisze, żeby budować kośioły, w których będzie sie odprawiało msze i że trzeba do nich chodzic, rzekomo na "spotkanie z Bogiem" (przecież do Boga mogę się pomodlić w każdej chwili, podobno jest On wszędzie). Pismo Święte znasz tylko z kościoła, czyli wybiórczo. Lepiej sam je przeczytaj.
Sakrament chrztu nie jest dobrowolny, bo w tej kwestii to rodzic decyduje za Ciebie. A ekskomuniki też za nic nie dostajesz. Czujesz jakiś nacisk?
Ludzie od zawsze poszukiwali istoty wyższej, Boga, sensu życia. Chcieli wierzyć, że to wszystko jest po coś, że ktoś na nich patrzy, że mogą się do tego kogoś zwrócić. Można powiedzieć, że to naturalne.
A gdzie widzisz sprzeczność w sprawie wolnej woli? Przecież na tym to właśnie polega, że robisz co chcesz, znasz dobro i zło, masz możliwość wybrania między nimi. Nie kłóci się to z karami za złe czyny. Wytłumacz mi, o co Ci chodzi z tym boskim prawem. Co do piekła - wg niektórych nie ma o nim nic w PŚ, więc zostało wyimaginowane (jako straszak na ludzi?). Ale nie wiem, nie znam dobrze PŚ. Jak znaczna większość ludzi zresztą.
A skąd wiesz, że wciska? Żeby wydać racjonalny osąd, trzeba IMHO: zapoznać się z całą treścią Pisma Świętego (od deski do deski i tak, żeby zrozumieć), przestudiować całą historię Kościoła, tego, jak się rozwijał, jakie decyzje podejmował i dlaczego, dlaczego takie a nie inne dogmaty itp itd, oraz oczywiście argumenty za i przeciw (czyli co ma Kościół do powiedzenia, Katolicy - ale nie motłoch tylko Ci, co naprawdę swą religię znają, agnostycy, ateiści, różne teksty przeciw Kościołowi). Inaczej to można pleść bzdury (jako ktoś, kto przeczytał tylko parę tekstów wytykających coś Kościołowi) lub zamilknąć podczas dyskusji z braku argumentów (jako Katolik, który g.... wie nt. swojej religii).
Problem w tym, że nigdy nie możesz być na 100% pewien, że po śmierci Twoje "ja" przestanie bezpowrotnie istnieć, że po prostu znikasz.
Sam widzisz, jakie to bzdrune pytania i nie powinno się ich zadawać. Ubzdurać sobie można wszystko, a potem żądać od kogoś, by udowodnił nieistnienie tego czegoś... Mimo wszystko kwestia istnienia Boga to dla mnie szczególny przypadek. Wiara nadaje sens istnienia. A po co komu potwór spaghetti... I tu prośba do ateistów: nie zadawajcie pytania "udowodnij, że Bóg istnieje". Przecież wiara polega na wierzeniu, a nie na poszukiwaniu dowodów. Jeśli ma się dowody na istnienie czegoś, to nie jest to już wiarą. Wtedy już nie "wierzymy", ale "wiemy".
No jeśli patrzysz na wszystko w sposób naukowy, to sobie możesz mówić o "podstawowych wymaganiach". Wiary z nauką się nie miesza...
Oczywiście, że jest bzdurna. Odwracasz właściwą kolej rzeczy. Jeśli pan X postuluje istnienie krasnoludków, to należy od niego wymagać, by udowodnił ich istnienie, a nie od pana Y by udowodnił ich nieistnienie. Rozumiem, że jeśli pan Y nie udowodni ich nieistnienia, to mamy uznać tezę pana X za prawdziwą?
Nikt, bo to też nie ma sensu... Odwrotnie, należy udowodnić, że żyjemy w Matriksie!
Cieszę się, że przynajmniej Ty to rozumiesz...
k0mandos, 24 października 2008, 17:30
Nie, świadomość pośmiertna to to, czego oczekuje, jeżeli Bóg istnieje - stąd wierze w świadomość pośmiertną.
Czyli nie zrozumiałeś/nie znasz Pisma Świętego. Słyszałeś, że Jezus oddał swoje życie za całą ludzkość? Tu już nie chodzi o kwestie, czy Jezus istniał, czy nie, lecz, że Bóg jest w stanie odkupić najgorszego śmiecia i łajdaka. Więc posługując się językiem kościoła, zbawienie na Ciebie czeka, ale samo do Ciebie nie przyjdzie.
A jednak człowiek jest przez kogoś oceniany na każdym kroku. Skoro Twoje sumienie jest takie samowystarczalne, to po co pracujesz/uczysz się? Po co czekasz na pensję (nagrodę)? Nie jest potrzebny, bo Tobie jest tak wygodniej. Szkoda, że mordercy, gwałciciele i inni podobni nie karzą się sami w imię własnego sumienia.
Albo kwestia wiary. Jak mówiłem, ateista może kiedyś zostać sam, na prawdę sam.
Masz rację. Aczkolwiek nikt nie ma obowiązku dowodzenia Boga, na tym polega wiara. A pewności, że Boga nie ma nikt nie osiągnie, nawet urodzony ateista.
Oczywiście, że w Kościele przedstawiany jest pewien kanon czytań. Sprawa jest prosta (myślę, że prostsza, niż Ci się wydaje). Pismo Święte ma funkcję edukacyjną, paraboliczną - stąd pozostawia ogromne pole interpretacji. Są to mity, których nie można traktować jako postulaty prawne - jedynie wskazówki do życia. Stąd nie interesuje mnie, czy ekskomunika pochodzi z Pisma Świętego, czy z salonów Watykanu - moim zdaniem nie można kogoś wykluczyć (choćby z interpretacji testamentu Jezusa) z wiary, i nie zgadzam się z tym. Nie znam Pisma wybiórczo, aczkolwiek, nie mam zamiaru wyciągać z niego argumentów, aby zagiąć Ciebie (a Ty tak postąpiłeś). To nie jest kodeks prawny, aby szukać w nim kruczków, pełny paradoksów.
Ja bym tak tego nie ujął. Liczę się z Kościołem, ale nie czuje z Jego strony żadnego nacisku.
Właśnie nie. To, że otrzymałeś Sakrament Chrztu na prawdę w niczym Ci nie przeszkadza. Jeżeli jest to dla Ciebie ból, istnieje taki biurokratyczny wymysł, jak apostazja - a symbolika chrztu raczej jest nieważna dla kogoś, kto wypisuje się z Kościoła?
I mieli i mają takie prawo. Nie można poddawać się modzie ateizmu, jakby był elementem ewolucji, oświecenie ludzkości.
Czyli, nie jesteś pewien, że Bóg nie istnieje.
Myślę, że znajdą się jeszcze miliony innych ludzi.