Satelita zapobiegnie wypadkom?
Eksperci z brytyjskiej Komisji Zintegrowanego Transportu i Forum Kierowców wpadli na pomysł znacznego zmniejszenia liczby ofiar wypadków drogowych. Proponują oni, by zachęcać kierowców do montowania w swoich samochodach satelitarnych ograniczników prędkości.
Ograniczniki takie podawałyby satelicie pozycję pojazdu, a ten, posługując się mapą z naniesionymi informacjami o obowiązujących ograniczeniach prędkości, informowałby je, jak szybko pojazd może w danej chwili jechać. Kierowca miałby, oczywiście, możliwość łatwego wyłączenia ogranicznika.
Eksperci szacują, że jeśli takie ograniczniki będą montowane tylko przez ochotników, to liczba wypadków z ofiarami w ludziach zmniejszy się o 12%. Można by je też obligatoryjnie montować młodym kierowcom oraz tym, których przyłapano na niebezpiecznej jeździe.
Urządzenia pozwoliłyby również na zmniejszenie spalania i redukcję emisji szkodliwych substancji do atmosfery.
W Wielkiej Brytanii co roku na drogach ginie około 3000 osób. W Polsce w ciągu pierwszych 11 miesięcy zeszłego roku liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 4900.
Komentarze (10)
thibris, 2 stycznia 2009, 14:23
Czy jakiś czas temu nie wpadliśmy na podobny pomysł na naszym forum ? Czyżby "angole" nas podglądały ? Mogliśmy nasz pomysł wcześniej opatentować cholibka...
Zatochi, 3 stycznia 2009, 18:09
Nie w prędkości jest przyczyna wypadków. Gdyby tak było to Niemcy przodowali by w ilości wypadków na całym świecie... kiepskie drogi, brak bezkolizyjnych skrzyżowań oraz bezmyślnie ustawione znaki oraz słabe oznakowanie miejsc w których są prowadzone roboty drogowe, alkohol, nadal kiepski stan pojazdów i mentalność ludzi (szczególnie w polsce)
mikroos, 3 stycznia 2009, 18:12
Masz rację i nie masz racji.
Prędkość sama z siebie niekoniecznie jest niebezpieczna, zgadzam się. Problem jest jednak w tym, że niemieccy kierowcy nawet mając takie drogi, jak nasze, nie powodowaliby wypadków. Dlaczego? Bo potrafią dostosować prędkość do warunków na drodze, do jej stanu i do zagrożeń. A nasi kierowcy mają siebie za bogów, a policję, decydującą o ustawieniu znaków z ograniczeniami, za idiotów pragnących jedynie zabijać wolności osobiste kierowców. Zwróć uwagę na to, że w Niemczech fotoradar jest uznawany za przyjaciela kierowcy i urządzenie sprzyjające bezpieczeństwu, a u nas - za najgorszego wroga.
thibris, 4 stycznia 2009, 16:23
Ale to o czym piszecie dotyczy chyba tylko i wyłącznie jakości dróg i obwarowania ich znakami. Znaki w Polsce są stawiane na wyrost i "tak dla jaj" - gdzie na drodze o dobrej nawierzchni i bez żadnych niebezpieczeństw stawia się ograniczenie do 40. Nic dziwnego, że kierowcy uczą się aby niejako olewać znaki. W Niemczech jak jest ograniczenie to wiadomo, że jest to niebezpieczny kawałek drogi i samo ograniczenie ma czemuś służyć.
mikroos, 4 stycznia 2009, 16:27
A nie pomyślałeś o tym, że znaki są stawiane w dużym stopniu dlatego, że trzeba prewencyjnie postawić znak bardziej restrykcyjny, bo i tak większość kierowców będzie się czuła panami szosy i będzie jechała o 20 km/h szybciej?
thibris, 5 stycznia 2009, 09:10
Jest też szansa i na to. Do czasu jak zostałem kierowcą samochodu, to sam chciałem przestrzegać wszystkich przepisów i znaków. Ale w realnym świecie się po prostu nie da. Da się, ale to nie ma sensu. Główna droga przez dużą dzielnicę, całkiem sporego miasta: dwie szerokie jezdnie, dwa szerokie pasu zieleni na poboczach i dopiero tam chodniki dla pieszych. Całość oświetlona idealnie - tylko czemu na całym kilkukilometrowym odcinku jest ograniczenie do 40 ? Zrozumiałbym gdyby tam było przejście do szkoły, albo gdyby nie było świateł na wrażliwym skrzyżowaniu... Tak jest w wielu miejscach. Osobiście tego nie rozumiem.
mikroos, 5 stycznia 2009, 11:04
Znam tę gadkę doskonale. 90% znanych mi kierowców bierze ją sobie do serca tak głęboko, że znaki ograniczające prędkość do 40 km/h traktują z założenia jako oszustwo wobec kierowców i narzędzie ograniczania wolności, więc nawet przez wsie goniliby najchętniej 90 km/h, bo przecież "są na szosie". Co więcej, zawsze znajdą idealną wymówkę i upierają się, że wiedzą, że mogą szybciej jechać ("znam swoje możliwości"), nawet jeśli przez daną miejscowość przejeżdżają po raz pierwszy. A policja? To przecież idioci, co oni mają do powiedzenia?!
Dla mnie sprawa jest banalna: odcinek 5 km przejedziesz ze średnią 70 km/h w czasie 4,5 minuty. Ze średnią 40 km/h zrobisz to w 7,5 minuty. Moim zdaniem ludzkie bezpieczeństwo jest warte tych trzech minut.
Aha, wracając jeszcze na chwilę do tego "znam swoje możliwości". Wiesz, dlaczego tak bardzo nie znoszę punktu widzenia prezentowanego teraz przez Ciebie? Opowiem Tobie o pewnej ankiecie, którą robiono kiedyś w Polsce. Zapytano kierowców, czy potrafiliby wyjść z poślizgu i czy znają podstawowe zasady zachowania w takiej sytuacji. 3/4 odpowiedziało, że tak. Gdy padło drugie pytanie: "co zrobić, żeby wyjść z poślizgu?", prawidłowo odpowiedziało kilkanaście procent. To moja odpowiedź na wszelkie wypowiedzi sugerujące, że "kierowca wie lepiej".
thibris, 5 stycznia 2009, 14:07
Nigdzie nie napisałem, że jestem dobrym kierowcą. Wyjść z poślizgu pewnie też bym nie wiedział jak - chociaż za przykładem niektórych nie podniosę rąk do oczu i nie zacznę krzyczeć w takim przypadku
Jeśli jestem na nieznanym terenie i widzę szanse na zagrożenie moje, moich bliskich czy innych uczestników drogi to nie jadę szybko - ponad przepisowo. Wbrew temu co mogłeś wyczytać z mojego posta - nie jestem piratem drogowym. Znam swoje możliwości i wiem że szybko się kończą. Znany jestem z powolnej jazdy - auto też mam kupione ze słabym silnikiem - potocznie zwanym zamulaczem. Nie potrzebuję śmigać przez miasto, wieś czy cokolwiek z zawrotną prędkością, lub nawet zbliżać się do 100km na godzinę. Starałem się tylko zwrócić uwagę na aspekt - bezsensowności niektórych oznaczeń drogowych. Według mnie takie sytuacje powodują "nieufność" co do policji i osób zarządzających drogami. I chyba ta właśnie NIEUFNOŚĆ jest powodem takiej różnicy pomiędzy polskimi a zachodnimi kierowcami.
mikroos, 5 stycznia 2009, 14:43
A może to Ty uważasz, że znaki są ustawione w dziwnych miejscach, a wypadków jest w nich sporo?
thibris, 5 stycznia 2009, 15:06
Właśnie wypadków tam żadnych nie ma - jeśli by były to pewnie bym słyszał. Słyszę często o wypadkowości innych odcinków dróg w okolicy, więc podejrzewam że o tym odcinku też bym coś takiego usłyszał. Zakładam też margines błędu z mojej strony w określeniu istotności takich a nie innych obostrzeń w ruchu, ale w tym przypadku uważam że jest znikomy.
Słyszałem taką opowieść, że w Niemczech nie ma ograniczeń na małych dróżkach w mieście, ale rozwiązano to inaczej. Podobno pierwszeństwo mają włączający się do ruchu, dzięki czemu kierowcy "głównego" nurtu muszą mieć na uwadze to że ktoś im w bok wjedzie, jeśli nie zachowają należytej ostrożności. Ktoś może to zweryfikować swoją wiedzą?