Wieloryby nie dają się mewom
Wieloryby biskajskie południowe (Eubalaena australis) bronią się wszelkim sposobami przed rozdziobaniem żywcem przez mewy południowe (Larus dominicanus).
Żerując, L. dominicanus wykorzystują nadarzające się okazje. Czasem zjedzą rybę, a czasem odpadki z wysypiska. Niestety, wokół półwyspu Valdés upodobały sobie wynurzające się wale.
Między czerwcem a grudniem wieloryby gromadzą się tu tysiącami na gody. Kiedy wynurzają się, by zaczerpnąć powietrza, mewy podlatują do nich i wyrywają im kawałki skóry i tkanki tłuszczowej. Czasem powstają przez to 20-cm rany. Bywa, że na jednego ssaka napada nawet 8 ptaków.
Po raz pierwszy takie zachowanie mew udokumentowano w 1972 r. Wtedy zjawisko było rzadkie, później stopniowo przybierało na sile. Do 2008 r. rany wywołane przez mewy występowały już u ok. 77% E. australis. Naukowcy uważają, że powodem był m.in. rozrost populacji mew wskutek żerowania na wysypiskach. W grę wchodzi również uczenie.
Rany mogą ulegać zakażeniu, zwłaszcza jeśli mewa grzebała wcześniej w śmieciach. Poza tym zachowanie ptaków rozprasza wieloryby, które nawet 1/4 dnia spędzają na unikaniu ptaków. Najbardziej zagrożone są młode. Specjaliści szacują, że w ok. 80% przypadków ataki są wymierzone w pary matka-dziecko.
Ostatnio problemem zajęły się lokalne władze. W dużej mierze wymusiła to na nich opinia publiczna: turyści i operatorzy wycieczek. Wale są chronione na wszelkie możliwe sposoby: od zabijania atakujących mew po zamykanie wysypisk i ograniczanie składowania odpadów podtrzymujących duże populacje L. dominicanus.
Nie mając wyboru, wieloryby postawiły na samoobronę: energiczne otrząsanie i wyginanie ciała w łuk, tak że ogon i głowa się przybliżają, a plecy zanurzają (biolodzy nazywają ten układ ciała pozycją galeonu). W 2009 r. zespół Any Fazio z argentyńskiej instytucji CONICET zaobserwował nowe zachowanie. O ile wcześniej wale wynurzały się całe, unosząc się równolegle do powierzchni wody, o tyle teraz część z nich wynurzała się pod kątem 45 stopni, odsłaniając tylko głowę do otworów nosowych. Co więcej, oddechy ssaków były krótsze i głębsze niż zwykle, po czym zwierzęta szybko znikały pod wodą.
Technika ta została przez Argentyńczyków nazwana "oddychaniem pod skosem". Jest ona szczególnie popularna na stanowisku El Doradillo, gdzie ataki mew są częste. O ile w 2010 r. oddychanie pod skosem występowało tylko u 3% wali w El Doradillo, o tyle do 2013 r. można je było zaobserwować u 70% osobników; zachowanie rozprzestrzeniało się także po okolicy. Biolodzy podkreślają, że ostatnio technikę wykorzystują nawet nieatakowane wieloryby. Prawdopodobnie jest to środek zapobiegawczy albo część nauk pobieranych przez młode.
Fazio podkreśla, że choć skuteczne, oddychanie pod skosem jest dla E. australis trudne. Na powierzchni morza wale są naturalnie pływalne, aby więc utrzymać sporą część ciała pod powierzchnią, muszą zainwestować energię. Trik wydaje się szczególnie problematyczny dla młodych, dlatego autorzy publikacji z pisma Marine Biology podejrzewają, że w połączeniu z atakami mew pozwoliłoby to wyjaśnić większą od spodziewanej śmiertelność cieląt w okolicach półwyspu Valdés.
Komentarze (3)
Jajcenty, 1 grudnia 2014, 18:13
Może by wieloryby zaznajomić z techniką strzelczyków indyjskich. Oprócz ochrony zyskają źródło białka. W pierwszej chwili myślałem że wykombinowały właśnie coś takiego - w końcu mają niezły dech.
Astroboy, 1 grudnia 2014, 19:17
Pomysł dobry, choć podejrzewam, że natura wielorybów (budowa fizyczna) jakoś nie pozwoli na skuteczne stosowanie tej techniki.
Ciekawe. Czyli jak taki wieloryb schodzi na głębokość (nie wiem, czy akurat ten) większą niż najlepsze nasze łodzie podwodne, to włącza jakiś reaktor?
Też ciekawe. Czyżby nadanie nazwy tego gatunku to jakaś prekognicja?
Sławko, 1 grudnia 2014, 22:18