Wirówka do krwi z suszarki do sałaty
Co łączy suszarkę do sałaty z wirówką laboratoryjną? Wydawać by się mogło, że niewiele, ale dwie studentki Rice University wyszły z innego założenia i z koszyczka do osuszania liści, plastikowych przesłon i pojemników po jogurcie stworzyły dzięki pistoletowi na klej urządzenie, które może ocalić wiele istnień w krajach Trzeciego Świata i nie tylko.
Lila Kerr i Lauren Theis opracowały niewymagającą dostępu do prądu uproszczoną wersję wirówki do krwi Sally Centrifuge. Już wkrótce aparatura przejdzie 2-miesięczny chrzest bojowy w ramach uniwersyteckiej inicjatywy wspierania medycznego państw rozwijających się Poza Tradycyjnymi Granicami (Beyond Traditional Borders, BTB). Jedna z wirówek pojedzie pod koniec maja do Ekwadoru, a dwie kolejne trafią w czerwcu do Malawi i Suazi.
W tym roku trzeba było zrealizować całą gamę projektów i na szczęście my podjęłyśmy się czegoś, co nie wymagało intensywnych prac inżynieryjnych – wyjaśnia Kerr. Zasadniczo powiedziano nam, by znaleźć sposób na zdiagnozowanie anemii bez prądu. Rozwiązanie powinno być tanie, a urządzenie przenośne – uzupełnia wypowiedź koleżanki Theis.
Dziewczyny ustaliły, że do tego celu najlepiej nadaje się suszarka do sałaty. Kiedy na 10 minut umieści się w niej wypełnione krwią rurki kapilarne o pojemności 15 mikrolitrów, dojdzie do rozwarstwienia materiału na cięższe erytrocyty i lżejsze osocze. Hematokryt, czyli stosunek objętości czerwonych krwinek do objętości całej krwi, powie specjaliście, czy badana osoba ma anemię, czy nie (to bardzo ważne dla ustalenia, czy ktoś jest niedożywiony, choruje na gruźlicę lub AIDS). Suszarka obraca probówkami do 950 razy na minutę. W pomysłowym urządzeniu zmieści się 30 kapilar naraz. Całość jest nader wytrzymała i kosztuje ok. 30 dolarów. Kerr opowiada, że co prawda wirówki nie testowano w terenie, ale przetrwała bez najmniejszego uszczerbku wycieczki po kampusie w plecaku i plastikowej reklamówce.
Komentarze (5)
w46, 5 maja 2010, 12:05
Na najprostrze pomysły zawsze najtrudniej wpaść
Adams77, 5 maja 2010, 13:39
To tylko pokazuje jak koncerny farmaceutyczne są pazerne na kasę. Wiele urządzeń medycznych sprzedaje się kilkadziesiąt razy drożej niż cena produkcji
Jajcenty, 5 maja 2010, 14:19
Krucjaty ciąg dalszy. Jakieś szczegóły poproszę.
Znajomy prowadzący małą firmę chemiczną postanowił wejść w biznes medyczny. Chciał robić rurki i generalnie jakieś tam plastiki medyczne. Jakież było jego zdziwienie kiedy się okazało, że produkt musi przejść kilkanaście badań na bakterie,grzyby,rozpuszczalniki a każde takie badanie to koszt ok 3-6 tysięcy złotych. Każdy asortyment miał go kosztować ~100 tys złotych w rocznych kosztach stałych! Wymogi są wysokie i mało kto produkujący w garażu potrafi je spełnić. Z drugiej strony chcę mieć pewność, że kontrast który piję nie zawiera chlorku baru ani też nie jest przesadnie zakwaszony kwasem siarkowym coby nie było tego chlorku.
Co co samego wynalazku: nie prościej przywiązać kapilarę do sznurka i kazać komuś 10 minut machać jak lassem? Sznurek wyjdzie po cencie za metr.
w46, 6 maja 2010, 09:53
Taniej ale zdecydowanie więcej energii trzeba w to włożyć i nie można wielu pacjentów przebadać w jednym cyklu.
Jajcenty, 6 maja 2010, 11:32
Polemizuje: na końcu sznurka można mieć więcej niż jedną kapilarę. Energii też pewnie potrzeba podobną ilość. Jedyna wada słabo kontrolowana prędkość obrotowa. Nie znam się i nie wiem czy dla lekarza ma znaczenie czy krew była wirowana 10 minut z 850 rpm czy 15 minunt z 600rpm.
A poważnie to ten wynalazek traktuję jako ciekawostkę. Zwykłe żeliwne centryfugi napędzane korbą nie są trudne w produkcji a wytrzymałość mają rzędu dziesiątek lat. Ten plastikowy pomysł na pewno jest dobry i warto o nim pamiętać. Jak już znajdziesz się w środku ekwadorskiej dżungli i zapragniesz sobie coś odwirować - towarzysze niedoli na bank dadzą Ci ksywkę McGyver Zatem, warto mieć ze sobą trochę jogurtu, suszarkę do sałaty (do wczoraj nie wiedziałem, że istnieje coś takiego) no i pistolet na klej.