Biała Śmierć. Simo Häyhä poluje na Rosjan
Inwazja stalinowskiej Rosji na niewielką i słabą Finlandię miała być banalnie prostym przedsięwzięciem. Wręcz spacerkiem. Siła bojowa całej fińskiej armii nie przekraczała 300 000 żołnierzy gotowych do walki. Mieli do dyspozycji około 40 przestarzałych czołgów i około 100 samolotów. W listopadzie 1939 roku sowieccy generałowie rzucili przeciw nim niemal 450 000 żołnierzy, około 2500 czołgów i niemal 4000 samolotów. Mimo to wojna nie szła po myśli Stalina. Pomiędzy styczniem a marcem 1940 roku agresor zwiększył liczbę atakujących żołnierzy do miliona.
Wojna zakończyła się porozumieniem pokojowym, Finlandia straciła 9% terytorium, ale zachowała niepodległość. Straty Armii Czerwonej były gigantyczne. Najnowsze i najbardziej precyzyjne badania mówią o 138 533 zabitych oraz 206 538 rannych i chorych. W sumie agresor stracił ponad 345 000 żołnierzy, czyli niemal 77% początkowych sił inwazyjnych.
Mimo długiej na niemal 1400 kilometrów granicy główne walki toczyły się na Przesmyku Karelskim, wzdłuż drogi Raate w regionie Kainuu oraz w najtrudniejszym do obrony regionie Kollaa. Do legendy przeszło pytanie dowodzącego tam generała Hägglunda Czy Kollaa wytrzyma?, na co późniejszy bohater narodowy Finlandii, porucznik Aarne Juutilainen odpowiedział Kollaa wytrzyma. I wytrzymała. Odcinek bronił się od 7 grudnia do 13 marca. A w dotrzymaniu słowa porucznikowi Juutilainenowi pomógł szczególnie jeden żołnierz. W ciągu zaledwie 98 dni Simo Häyhä zabił co najmniej 542 Rosjan, co do dzisiaj czyni go najskuteczniejszym snajperem w dziejach.
Robiłem to, co kazano mi robić. Najlepiej, jak umiałem. Nie byłoby Finlandii, gdyby każdy nie postępował tak samo, Simo Häyhä
To było 6 marca 1940 roku. Znajdowałem się w ciemnych lasach Ulismaa. Po raz kolejny otrzymaliśmy rozkaz przeprowadzenia kontrataku. Jeden z wielu. Przemieściliśmy się na nasze pozycje wczesnym świtem, o 5 lub 6 rano. Było tam bagno, szerokie na jakieś 300 metrów, które przekroczyliśmy bez problemów pod osłoną własnych karabinów maszynowych. Za bagnem ruszyliśmy na wroga, który był naprawdę blisko. Mój karabin działał bardzo dobrze. Byliśmy tak blisko wroga, że czasami strzelałem do nich z odległości dwóch metrów. Zmusiliśmy napastnika do wycofania się, jednak ich pojedynczy żołnierze byli na tyle dzielni, że pozostali z tyłu i zadawali nam poważne straty. Nagle usłyszałem strzał, z odległości może 50–100 metrów, i poczułem, ze zostałem trafiony. Poczułem uderzenie w usta i straciłem przytomność. Ocknąłem się, gdy jeden z naszych chłopców ciągnął mnie za ramię w bezpieczniejsze miejsce, by udzielić mi pierwszej pomocy. Czułem, że w ustach mam pełno krwi i fragmenty kości. Kula weszła przez górną wargę i przebiła lewy policzek. Chłopcy krzyczeli do sanitariuszy, by mnie zabrali. Pamiętam, jak wieźli mnie na saniach. Byłem przytomny może przez 300 metrów. Zapadłem w śpiączkę. Ocknąłem się 13 marca, w dniu zawieszenia broni, w szpitalu wojskowym. Tydzień po bitwie, wspominał po latach Simo.
Słynny Fin walczył przez całą wojnę, z wyjątkiem ostatniego tygodnia. W tym czasie zadał wrogowi większe straty, niż jakikolwiek inny żołnierz.
Simo Häyhä urodził się 17 grudnia 1905 roku w Kiiskinen w Karelii. Po wojnie tereny te zagarnęła Rosja. Zmarł 1 kwietnia 2002 roku w mieście Hamina w Domu dla Niepełnosprawnych Weteranów Wojennych. Przed wojną wimową i po niej był rolnikiem, rozmiłowanym w jeździe na nartach, polowaniach i strzelaniu do celu.
Gdy miał 17 lat dołączył do Obrony Terytorialnej i szybko zyskał sobie uznanie zdolnościami strzeleckimi. Wyróżniał się przy tym świetną kondycją fizyczną oraz umiejętnościami narciarskimi. To właśnie wówczas zdobył niezwykle ważne podstawowe umiejętności snajperskie. Szkolili go doświadczeni weterani fińskiej wojny domowej z 1918 roku, kiedy to miejscowi komuniści próbowali zbrojnie przejąć władzę w państwie dopiero co utworzonym po rozpadzie Cesarstwa Rosyjskiego. Nauczył się techniki wymaganej w warunkach bojowych. W Obronie Terytorialnej Simo dowiedział się, jak ważne jest szybkie przeładowywanie broni. Podobno koledzy, chcąc sprawdzić jego umiejętności, dali mu karabin, naboje i poprosili, by przez minutę strzelał do celu oddalonego o 150 metrów. Simo musiał ładować broń, której stały magazynek mieścił 4 naboje oraz piąty w komorze nabojowej, mierzyć i strzelać. W ciągu minuty zdołał wystrzelić 16 razy i wszystkie pociski trafiły w cel. Häyhä był więc w stanie załadować broń, wycelować i trafić w czasie krótszym niż 4 sekundy.
W roku 1925 rozpoczął obowiązkową 15-miesięczną służbę wojskową w 2. Batalionie Rowerowym. Trafił do szkoły podoficerskiej, po której służył w 1. Batalionie Rowerowym. Ale profesjonalne szkolenie snajperskie przeszedł dopiero w 1938 roku. Zanim jednak na nie trafił, ukończył obowiązkową służbę wojskową i wrócił do domu. Przez końcówkę lat 20. i lata 30. zajmował się rolnictwem i polowaniami.
Simo rusza na wojnę
Ostatniego dnia listopada byłem w Suvilahti, gdzie wysłano mnie poprzedniego dnia na kurs walki z czołgami. W nocy spaliśmy dobrze, a rano dowiedzieliśmy się, że Sowieci rozpoczęli ciężki ostrzał artyleryjski, a ich piechota przekroczyła granicę. Zjedliśmy dobre śniadanie. I pomyśleliśmy, że zaczęła się wojna. Mogłem wykorzystać w niej to wszystko, czego nauczyłem się w Obronie Terytorialnej i podczas dorocznych zawodów strzeleckich. Miałem doskonałą formę. Byłem niezwykle zadowolony ze swoich wyników w ostatnich zawodach i w ćwiczeniu ze strzelania bojowego. Ale nigdy bym nie pomyślał, że moje kolejne zawody będą odbywały się naprawdę, wspominał Simo.
Już w pierwszych dniach wojny porucznik Juutilainen, dowódca kompanii, w której służył Simo, zauważył, że ten jest doskonałym strzelcem, wyróżniającym się wśród wielu bardzo dobrych, jakimi dysponowała armia. Dlatego też nie przypisał go do żadnej z drużyn, a uczynił samodzielnie działającym snajperem. To był strzał w dziesiątkę. Simo strzelał tak skutecznie, że wkrótce zyskał przydomek „Biała Śmierć”.
Niedługo później rosyjski snajper zabił trzech dowódców plutonów i niedoświadczonego podoficera, którego wysłano, by zastąpił jednego z nich. Juutilainen wezwał do sibie Häyhę i rozkazał mu, by spróbował zastrzelić snajpera. Simo wyruszył na polowanie. Wybrał miejsce i cierpliwie czekał. Nie było łatwo. Padał śnieg, panowała niska temperatura, a snajper nie mógł się ruszyć, by nie zdradzić swojej pozycji. Fin leżał cały pokryty śniegiem. Szarzało i słońce chyliło się ku zachodowi. Po wielu godzinach oczekiwania Simo zauważył błysk ostatnich promieni słońca, które odbiły się na lunecie celowniczej Rosjanina. Wróg podniósł się, najwyraźniej stwierdzając, że za chwilę zrobi się i tak zbyt ciemno, by jeszcze mógł kogoś trafić. Simo zabił go jednym strzałem.
Juutilainen, który wcześniej służył we francuskiej Legii Cudzoziemskiej, był znany w fińskiej armii pod pseudonimem „Horror z Maroka”. Pewnego dnia ten doświadczony żołnierz próbował upolować rosyjskiego snajpera, wykorzystując przy tym broń z celownikiem optycznym. Rosjanin znajdował się około 400 metrów od fińskich pozycji i ciągle je ostrzeliwał. Juutilainen nie potrafił sobie z nim poradzić. Wysłał więc Häyhę, pokazując mu, gdzie jego zdaniem, jest przeciwnik. Początkowo go nie widziałem, tylko niewielką skałę, gdzie się prawdopodobnie ukrywał. Jednak po dokładnym przyjrzeniu się okolicy, zauważyliśmy go za niewielką kupką śniegu obok skały. Wymierzyłem dokładnie z mojego M/28-30 i zabiłem go jednym strzałem.
Simo korzystał z broni ze standardowymi przyrządami celowniczymi. Nie używał celownika optycznego. Tego typu sprzęt był rzadkością, Simo nie miał więc okazji nauczyć się go używać. Był za to świetnie zaznajomiony ze standardowymi przyrządami celowniczymi swojego karabinu. Mógł co prawda poprosić o lunetę już podczas wojny, jednak na naukę obsługi nie było czasu, a celownik optyczny go nie interesował. Jego odpowiednie ustawienie trwało zbyt długo. Ponadto celowanie przez lunetę wymagało wyższej pozycji głowy, a więc dodatkowego odsłonięcia się, w porównaniu do standardowych przyrządów celowniczych. Jakby tego było mało szkło mogło zaparować, a odbijające się promienie słońca mogły zdradzić pozycję strzelca.
Snajperzy to bardzo cenny zasób każdej armii. Nic dziwnego, że Häyhä, pozbawiający napastnika kolejnych snajperów, szybko zyskał sławę. Również wśród Rosjan. Ci wyznaczyli nagrodę za jego głowę i rozpoczęli na niego regularne polowania. Pewnego razu, gdy Simo zabił kolejnego snajpera przeciwnika, obserwator zabitego nakierował na Fina ogień artylerii. Udało mu się przeżyć. Przy kolejnej takiej okazji pocisk artyleryjski wybuchł tak blisko, że odłamki rozdarły biały strój maskujący na plecach żołnierza. Dla Rosjan zabicie Fina stało się koniecznością i kwestią honoru. Gdy kiedyś zabiłem wrogiego snajpera, jego obserwator i zespół znajdujący się w pobliżu, nakierowali na moją kryjówkę ogień z szybkostrzelnego działa. W pobliżu kryjówki spadło około 50 pocisków. Porucznik Juutilainen wysłał do mnie żołnierza, który kazał mi opuścić kryjówkę. „Zabiją cię tutaj”, powiedział. Ale ogień był tak intensywny, że nie miałem zamiaru wychodzić, opowiadał Häyhä.
Nie tylko "Horror z Maroka" wiedział, jak cenny jest Simo. Sama kwatera główna wyznaczała mu misje specjalne. Czasem wysyłano nawet po niego samochód, by mógł szybciej dostać się na miejsce misji. Kiedyś został wezwany na odcinek broniony przez inną kompanię z zadaniem zniszczenia wrogiego punktu obserwacyjnego, który kierował ostrzałem artyleryjskim. Zauważono tam wrogi peryskop, z którego kierowano ogniem. Jednak przed nim znajdował się jeszcze jeden peryskop. Zdążyłem oddać zaledwie dwa lub trzy strzały do bardziej wysuniętego peryskopu, gdy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać nas ciężkim ogniem artyleryjskim. Wszędzie latały odłamki, gałęzie drzew i ziemia. Jakimś cudem przeżyliśmy. Musieliśmy jednak przerwać misję i nie zniszczyłem peryskopu. Snajper był jednak uparty. Wrócił tam jeszcze tego samego dnia. Ułożył się w innym miejscu i zniszczył punkt obserwacyjny, zabijając obserwatora i jego siedmioosobowy zespół. To wywołało wściekłość Rosjan, którzy zintensyfikowali ostrzał, niszcząc jeden z fińskich bunkrów. Häyhä wraz ze swoimi ludźmi doszli do wniosku, że zapewne Rosjanie wyślą kolejnych obserwatorów. Postanowili więc zostać na miejscu. I rzeczywiście, następnego dnia Fin miał okazję zabić kolejnego napastnika.
Fin był bardzo cierpliwy. Długo obserwował wroga, uczył się jego zachowań, zapamiętywał szczegóły i rutynowe czynności. Starannie wybierał miejsce akcji. Zawsze brał ze sobą 50–60 nabojów oraz kilka granatów, które planował użyć, gdyby przeciwnik podszedł zbyt blisko. Zawsze używał tego samego karabinu, kupionego za własne pieniądze M/28-30 firmy SAKO. Znał go i dbał o niego. Z nim nie tylko ruszał do walki, ale i ćwiczył strzelanie w różnych pozycjach. Znajomość broni jest niezwykle ważna dla snajpera, bo każdy egzemplarz jest nieco inny. Simo miał standardowo ustawione przyrządy celownicze na odległość 150 metrów, co pozwalało mu szybko przestawić je tak, jak tego potrzebował. Większość żołnierzy wroga zabił z odległości pomiędzy 100 a 150 metrów. Zawsze celował w korpus, gdyż w zmieniających się warunkach bitwy, przy ruchomym celu i konieczności szybkiego wycelowania, był to najpewniejszy strzał.
Był mistrzem używania wszelkich kryjówek i osłon, takich jak dym, śnieg, hałas robiony przez artylerię. Na wybraną pozycję strzelecką czołgał się nocą i czekał, aż zrobi się jasno. Na akcję wychodził wcześnie, by nie musieć się spieszyć. Czołgał się z nisko opuszczoną głową, tylko do czasu do czasu ją unosił, obserwował teren i gdy nie było wroga, kontynuował wędrówkę. Wczesne przybycie na miejsce dawało mu też czas na obserwację.
Ze wszystkiego czego nauczył go ojciec i inni myśliwi najważniejsza była umiejętność oceny odległości. Ucząc się, najpierw ją szacował na oko, a później sprawdzał swoje szacunki licząc kroki. Doszedł do takiej wprawy, że na dystansie 150 metrów mylił się nie więcej niż o metr. Polowania nauczyły go też oceny wpływu wiatru i opadów na strzał oraz warunki panujące w lesie. Na kryjówki wybierał miejsca o naturalnym ukształtowaniu, których nie trzeba było modyfikować. Jeśli musiał poczynić jakieś przygotowania, upewniał się, że jego kryjówka jest idealnie wtopiona w tło. Modyfikacją, której często dokonywał, było ubicie śniegu przed sobą lub polanie go wodą. Dzięki temu wystrzał nie wzbijał w powietrze puchu, który mógł zdradzić jego pozycję. Broń owijał gazą, która dobrze maskowała ją na śniegu. Nigdy też nie wykonywał niepotrzebnych ruchów wiedząc, że każdy ruch może zdradzić jego pozycję. O tym, jak to ważne przekonał się pewien rosyjski snajper, który sądził, że duża odległość między nim a Simo jest wystarczającym zabezpieczeniem. Zbyt wcześnie się ujawnił i Fin zabił go z odległości 450 metrów.
Häyhä brał udział nie tylko w misjach snajperskich. Przeprowadzał misje zwiadowcze, wspomagał kontrataki swoich kolegów. Głównym jego zadaniem było precyzyjne strzelanie. Przygotowywał się do niego niezwykle starannie. Za dnia obserwowaliśmy wroga i staraliśmy się określić, z którego miejsca powinniśmy strzelać, by uzyskać jak najlepsze wyniki. Gdy nadchodziła ciemność, przygotowywałem sobie dobrą pozycję strzelecką. Nawet ubijałem śnieg przed sobą, by po strzale wzbijany w powietrze luźny śnieg nie zdradzał mojej pozycji. Po takich przygotowaniach strzelanie było łatwe i byłem bardzo zadowolony z osiąganych wyników.
Snajperzy zwykle pracują w zespole z obserwatorem. Wydaje się jednak, że Simo Häyhä często działał sam. Gdy zaś musiał wybrać obserwatora, wybierał zwykle tego samego żołnierza. Kiedyś zdradził jego nazwisko: kapral Malmi. Wiadomo, że współpracował z nim na kilka tygodni przed końcem wojny. Na początku lutego kapral Malmi i ja zauważyliśmy obszar, na którym znajdowały się wrogie schrony. Zaczęliśmy je obserwować, by zobaczyć, co tam się dzieje. Znaleźliśmy sobie dobrą pozycję 150 metrów od jednego ze schronów, który znajdował się pomiędzy liniami frontu. Spędziliśmy tam cały dzień i zabiliśmy 19 Rosjan. Nie znaleźli naszej pozycji, a w tych warunkach bali się wysłać patrol, by nas poszukał.
Häyhä zadawał Rosjanom tak duże straty, że ci zaczęli zmieniać taktykę z jego powodu. Coraz większą uwagę przywiązywali do maskowania i ochrony swoich pozycji, używali większej liczby żołnierzy do ochrony oddziałów i rozpoznania okolicy. Po dniu, w którym stracili 19 żołnierzy, zaczęli wokół schronów usypywać kopce ze śniegu i kopać okopy, łączące schrony ze sobą.
Fiński snajper zwykle opuszczał swoich towarzyszy o świcie i wracał późnym wieczorem. Mieszkał w namiocie swojego dowódcy i zawsze, niezależnie od tego, kiedy wracał, czekał na niego żołnierz, który pytał, ilu wrogów zabił. Sam Häyhä nie podsumowywał wszystkich zabitych. Robiła to za niego armia.
Dnia 21 grudnia 1939 roku zabił za pomocą karabinu snajperskiego największą liczbę żołnierzy przeciwnika. W ciągu jednego dnia życie z jego ręki straciło 25 Rosjan. Jego wcześniejszy rekord był równie imponujący – 23 żołnierzy wroga. Więcej Rosjan trafił tylko w dniu, w którym został ranny. Podczas ciągłych ataków i kontrataków zabił 40 żołnierzy wroga.
Na odcinku Kollaa fińskie wojsko odnosiło sukcesy. Dzięki dużej mobilności stopniowo dziesiątkowało napastników, zmuszając ich do ciągłej zmiany planów, ochrony skrzydeł i czujności w obliczu niespodziewanych kontrataków. Jednak pod koniec stycznia najeźdźcy otrzymali olbrzymie posiłki. Znowu mogli przejść do ofensywy, obrońcy znajdowali się pod ciągłym ostrzałem, a sowieci rozwiązali kłopoty z logistyką. Było jasne, że wkrótce spróbują przełamać front.
W tym samym mniej więcej czasie Eugen Johansson, szwedzki biznesmen i wielki przyjaciel Finlandii, zamówił u fińskiego producenta karabinów, firmy SAKO, specjalny karabin snajperski. Postanowił przekazać go najskuteczniejszemu strzelcowi wśród wojsk broniących Kollaa. Otrzymaliśmy ze Szwecji piękny pamiątkowy karabin, który miał zostać przyznany najlepszemu strzelcowi w naszym korpusie. Szybko podjęto decyzję, że dostanie go Simo Häyhä. Zasugerowałem, by zaprosić Häyhę do kwatery głównej korpusu i by sam pułkownik wręczył chłopakowi broń, pisał w swoich wspomnieniach znany pastor Antti Rantamaa.
Uroczystość miała miejsce 17 lutego 1940 roku. Ten honorowy karabin ze Szwecji zostaje przekazany podoficerowi Simo Häyhä w uznaniu jego wielkich zasług jako strzelca i żołnierza. Jego osiągnięcia, 218 wrogów zabitych za pomocą karabinu snajperskiego oraz drugie tyle zabitych za pomocą pistoletu maszynowego, pokazują nam zdeterminowanego fińskiego żołnierza, który nie obawia się żadnego zadania, ma bystre oko, a jego ręka nie drży. Ten honorowy karabin powinien być traktowany na równi z medalem za takie same osiągnięci i przekazywany z ojca na syna, by przyszłe pokolenia pamiętały o wielkich zasługach Simo Häyhy podczas wojny, kiedy to Finowi dzielnie i z powodzeniem walczyli o wolność swojego kraju, przyszłość swoich obywateli i wielkie idee ludzkości, brzmiał rozkaz podpisany przez dowódcę dywizji pułkownika Svenssona.
Kolla wytrzymała. Jedna fińska dywizja powstrzymała tutaj pięć dywizji sowieckich. Gdyby Kolla padła, cała fińska armia znalazłaby się w olbrzymim niebezpieczeństwie, co mogłoby źle skończyć się dla całej Skandynawii. Do dzisiaj bowiem historycy spierają się, co było głównym celem sprzymierzonego z III Rzeszą Związku Radzieckiego.
Rolnik i skromny bohater
Simo Häyhä został ranny 6 marca 1940 roku. Postrzelono go z małokalibroej amunicji eksplodującej, której stosowanie zostało zakazane już w Deklaracji petersburskiej z 1868 roku, Deklaracji brukselskiej z 1874, a następnie przez II Konwencję haską (1899) i IV Konwencję haską (1907). Jak jednak widać, Rosjanie niewiele sobie robili z podpisanych przez siebie traktatów międzynarodowych.
Jeden z krewnych Häyhy zdradził później autorowi książki o nim: Nie mówiłem tego Simo i ty też masz mu tego nie powtarzać. Gdy Simo został ranny podczas ataku Rosjan, zabrano go z pola bitwy i ułożono na stosie zabitych. Dowódca plutonu, Uuno Varis, zaczął pytać, gdzie jest Simo. Nikt nie wiedział. Wtedy Varis powiedział, że nie odejdą, póki go nie znajdą. W pewnym momencie Varis podszedł do stosu trupów i zauważył, że jedna ze stóp się lekko poruszyła. Ściągnął kilka ciał i znalazł rannego Simo. To jednak tylko jedna z wielu wersji wydarzeń dotyczących zranienia Häyhy. Niewątpliwym jest, że został ewakuowany i trafił do szpitala w centralnej Finlandii. Sam Simo mówił, że był to szpital Kinkomaa w pobliżu Jyväskylä, który zamieniono na szpital wojskowy. Na pewno nie był leczony w Helsinkach. Tam ustanowienie szpitala wojskowego byłoby zbyt ryzykowne, gdyż miasto było celem rosyjskich ataków. Sowieckie lotnictwo zbombardowało stolicę Finlandii już pierwszego dnia, używając przy tym zapalających bomb kasetowych i zabijając około 100 cywilów. W odpowiedzi na międzynarodową krytykę minister spraw zagranicznych ZSRR, Mołotow, oświadczył, że lotnictwo nie bombardowało, a zrzucało w pojemnikach pomoc humanitarną dla głodującej ludności miasta. Dlatego też Finowie zaczęli nazywać bomby RRAB-3 „koszami chlebowymi Mołotowa”.
Fiński bohater przeżył dzięki swojej wytrzymałości fizycznej. Przez trzy miesiące był karmiony przez rurkę, z czasem zaczął przyjmować pokarmy stałe. Ze szpitala został wypisany 19 maja 1941 roku, spędził w nim 14 miesięcy. W tym czasie przeszedł 26 operacji. Po wyjściu ze szpitala powrócił do życia w cywilu. Próbował zaciągnąć się do armii w czasie wojny kontynuacyjnej, jednak uznano, że odniesiona rana była zbyt poważna, by znowu mógł walczyć. Zaangażował się w prace organizacji Braterstwo Wojowników Kollaa. Powoli dochodził do zdrowia. Po zakończeniu II wojny światowej zamieszkał na farmie brata. Lata 50. to najtrudniejszy czas w powojennej historii Finlandii. Kraj był niepodległy, ale w dużej mierze zależny od ZSRR, któremu musiał płacić odszkodowania. Tajna fińska policja była pełna komunistów i sowieckich szpiegów, paranoicznie poszukujących prawdziwych i wyimaginowanych wrogów. Nic więc dziwnego, że Simo nie chciał się wychylać. W końcu posłał na tamten świat ponad pół tysiąca sowieckich żołnierzy.
W latach 60. wybudował własny dom i pracował na swoim. Miał około 50 hektarów ziemi, z czego uprawiał około 4 hektarów. Pozyskiwał te drewno z własnego lasu i oddawał się swoim ulubionym rozrywkom, polowaniu i łowieniu ryb. Pewnego dnia, podczas ścinania drzewa, uległ wypadkowi. Naprężony pień uderzył go w biodro i je złamał. Od tego czasu Simo Häyhä nie mógł już zbyt ciężko pracować fizycznie i musiał przejść na emeryturę. W latach 70. kupił mieszkanie z widokiem na jezioro w miasteczku Rasila w okręgu Ruokolahti. Z okręgiem tym związał się na 57 lat.
Do końca życia starał się utrzymać dobrą kondycję fizyczną, cały czas był świetnym strzelcem. Obserwował politykę międzynarodową. Żywo interesowały go wojny w Afganistanie, Czeczenii i Kosowie. Podkreślał, że mimo iż ZSRR już nie istnieje, Rosja jest zaangażowana we wszystkie te wojny. Mówił, że Rosja próbuje utrzymać swoich byłych sojuszników i państwa klienckie pod własną kontrolą, by nie weszły one w zachodnią strefę wpływów. Przypominał o losie Litwy, Łotwy i Estonii, podkreślając, że gdyby wojna zimowa potoczyła się dla Finlandii inaczej, jego kraj mógłby skończyć jako kolejna z republika radzieckich.
Simo nie założył rodziny. Mieszkał sam. W 1999 roku stan jego zdrowia zaczął szybko się pogarszać. W końcu w 2001 roku przeniósł się do Domu Opieki dla Niepełnosprawnych Weteranów w Hamina. Humor dopisywał mu do końca życia. Skarżąc się na dokuczające mu biodro – to które złamało mu drzewo, a było to to samo biodro, z którego pobrano niegdyś kość, by naprawić strzaskaną przez kulę żuchwę – mówił Kollaa wytrzymała, ale moje biodro się poddaje. Przyznawał, że ma szczęście, gdyż zawsze spał dobrze i nigdy nie śniły mu się koszmary wojny Wojna to nie jest przyjemne doświadczenie. Ale kto inny będzie bronił naszego kraju, jeśli my sami tego nie zrobimy?, pytał.
Komentarze (0)