Kształcące pogaduszki
Dzieci, które mają zmyślonych przyjaciół, uczą się komunikacji skuteczniej od innych maluchów.
Dr Evan Kidd z La Trobe University i Anna Roby z Uniwersytetu w Manchesterze starali się znaleźć pozytywy wynikające z posiadania nieistniejących przyjaciół. W ich studium uwzględniono 44 dzieci. Okazało się, że brzdące z wymyślonym kolegą czy koleżanką porozumiewają się skuteczniej od rówieśników, którzy nie mają takich doświadczeń. Dzieci ze zmyślonymi przyjaciółmi zdobyły sporą praktykę, odgrywając kontakty z kimś nieistniejącym. Uważamy, że w ich przypadku rozwój zdolności konwersacyjnych ułatwia [...] naprzemienne wcielanie w obie strony rozmowy.
Psycholodzy zauważyli, że maluchy, które personifikowały zabawki albo miały niewidzialnego kumpla, wykazywały się lepszym zrozumieniem realiów społecznych, dużą kreatywnością i były przeważnie pierworodnymi bądź jedynakami. Jedno z dzieci miało np. bawiącą się ze smokiem koleżankę Sarę. Inne przyjaźniło się z całą rodziną zmyślonych postaci, a kolejne kontaktowało się z pomidorem o imieniu Bodder i ziemniakiem zwanym Bun.
Dr Kidd uspokaja rodziców, że zmyślony przyjaciel towarzyszy 65% dzieci w wieku od 3 do 9 lat. W rzeczywistości nie jest to powód do niepokoju, wygląda bowiem na to, że taki rodzaj zabawy w udawanie stanowi ważny element prawidłowego rozwoju.
Korzyści z posiadania zmyślonego przyjaciela utrzymują się nawet na późniejszych etapach życia. Kiedy Kidd zbadał studentów, okazało się, że ci, którzy w dzieciństwie bawili się z niewidzialną postacią, byli bardziej twórczy, zorientowani na osiągnięcia i wrażliwi emocjonalnie niż reszta rówieśników.
Komentarze (9)
mikroos, 2 czerwca 2009, 12:54
Tak szczerze: czy ktokolwiek z Was miał kiedyś takiego przyjaciela na niby? Ja nigdy nie miałem i nikt z moich znajomych, z którymi o tym rozmawiałem, też nie. A mimo to słyszałem o czymś takim wiele razy. To jakieś amerykańskie skrzywienie, czy Wy też rozmawialiście sobie w dzieciństwie z takim zmyślonym kolegą?
macintosh, 2 czerwca 2009, 13:15
Ja często odbywałem rozmowy w wyobraźni z jakąś znaną mi osobą na tematy zazwyczaj nie poruszane. Lub wyobrażałem sobie potencjalne strategie rozmowy. Bywałem też podróżnikiem lub pomysłowym złodziejem. Wymyślałem sobie potyczki na słowa z nauczycielami. (trywializując: wizualizacja) Teraz robię to bardzo rzadko. (Wolę mieć pełnokrwistych znajomych)
Wtedy robiłem to z nudy (niestety dopadała mnie w dzieciństwie :\ ) Ale dzięki temu rzadko się nudziłem i rzadko coś robiłem :\
w46, 2 czerwca 2009, 13:39
Nie, choć będąc dzieciakiem bawiąc się sam samochodzikami niekiedy gadałem w 2 osobach
Nie słyszałem także aby ktokolwiek ze znajomych miał udawanego kolegę.
Wydaje mi się że powodem wymyślania sobie przyjaciół jest brak ich w rzeczywistości - człowiek ma naturalną potrzebę przebywania w grupie, jeśli nie ma takiej możliwości to sobie ją tworzy w wyobraźni.
mikroos, 2 czerwca 2009, 14:55
Hmm, to przerabia chyba każdy, przygotowując się do ważnej rozmowy Ale to jest jednak coś innego, "rozmówca" jest przecież rzeczywisty. Nie tworzysz sobie w myślach konkretnej fikcyjnej postaci.
macintosh, 2 czerwca 2009, 15:20
pli, 2 czerwca 2009, 15:21
jasne, że tak. ja miałam w wieku ok. 3-4 lat wymyślonego przyjaciela o imieniu Lisek.
moim zdaniem po części masz rację, ale nie do końca. to w dużej mierze zależy od wyobraźni. jako dziewczynka spędzałam całe dnie na podwórku tytłając się w piachu i błocie z rówieśnikami, a mimo to i tak gadałam z zabawkami, czy samodzielnie w zabawie prowadziłam dyskusję pomiędzy członkami kilkuosobowej rodziny;)
myślę, że predysponuje do tego bujna wyobraźnia i chęć nawiązywania relacji społecznych (jakkolwiek mądrze to brzmi w kontekście zabawy małego dziecka;)
macintosh, 2 czerwca 2009, 15:34
este perfil es muy tonto, 2 czerwca 2009, 19:12
A ja nie miałem nic takiego i znam to tylko z tv.owszem jak się bawiłem np. lego to obmyślałem różne dialogi różnym postaciom,taki se teatrzyk,ale nigdy nie doświadczyłem żebym sam albo ktoś z mojego otoczenia wymyślał sobie takich przyjaciół, no poza Jezusem(boże jak wielka część populacji ma takiego wyimaginowanego przyjaciela z którym gada,sam kiedyś "gadałem z bogiem",to jest jakaś psychiczna niedojrzałość)
Natsume, 2 czerwca 2009, 20:09
osobiście nigdy nie miałam zmyślonych przyjaciół, a w takie "teatrzyki" to chyba każdy się bawił zmyślone dialogi chyba każdy w swojej głowie odgrywa. Dziwne zaczęłoby to być, gdyby te dialogi się odbywały na głos.
moja kuzynka za to ma, właściwie miała bo już jej przeszło, zmyśloną koleżankę(a jest najmłodszym dzieckiem w rodzinie); nie określała jej żadnym imieniem, mówiła tylko "No Onaaa! Nie widzisz??". Trochę mnie to przerażało,ale skoro to normalne...
Kiedy pierwszy raz miałam kontakt jej koleżankę o mało nie dostałam zawału
po prostu usiadłam obok kuzynki na kanapie a ona zaczęła krzyczeć; potem miałam z nią małą rozmowę wyzywała mnie, że o mało co nie uszkodziłam "Jej kumpeli". Przerażające były też dla mnie jej zabawy przy huśtawce. Raz huśtała się moja kuzynka, a raz moja kuzynka bujała pustą huśtawkę. Przy czym często mówiła "Wyżej? Ale nie boisz się?"