Konik na przewodnika
Ann Edie to niewidoma kobieta, która mieszka na przedmieściach Albany. W wyprawach towarzyszy jej Panda: ma cztery nogi i ogon, ale nie jest psem, lecz koniem przewodnikiem. Miniaturka sięga kobiecie zaledwie do biodra i bardzo ułatwia jej codzienne życie.
W sąsiedztwie nie ma chodników, dlatego zwierzę prowadzi ją po poboczu, zgrabnie omijając wystające lusterka samochodów, skrzynki na listy, kosze oraz bawiące się dzieci. Na komendę "Pokaż guzik", Panda wyciąga pyszczek ku górze. Ann przesuwa dłoń po jej głowie, sięgając do przycisku zmiany światła na zielone.
Fundacja Koni Przewodników działa w USA od mniej więcej 10 lat, więc pani Edie nie jest jedyną osobą korzystającą z ich pomocy. Rodzi się jednak pytanie: czemu koń, a nie pies? Konie są dobrze ułożone, z natury uważne, łatwo się uczą i wzbudzają mniejszy strach wśród przechodniów niż duży pies. Poza tym warto wykorzystać ich szerokie pole widzenia, sięgające niemal 360 stopni. Jako zwierzęta stadne instynktownie dostosowują krok do innych, a co najważniejsze – żyją nawet ponad 30 lat. W tym samym czasie niewidoma osoba musiałaby pracować z 5-7 psami przewodnikami, a każde rozstanie z przyjacielem byłoby kosztowne tak emocjonalnie, jak i finansowo.
Koń przewodnik nie będzie się wdawał w bójki z innymi psami lub w pogonie za kotami, ale je dużo więcej od szczekającego towarzysza. Poza tym co 2-3 godziny musi skorzystać z toalety, a wyszkolony używa tej samej, co jego właściciel. Ze względu na gabaryty nie zmieści się też w kinie ani nie zostanie przyjęty z otwartymi ramionami w samolocie czy autobusie. Większość koni przewodników stoi w pierwszej klasie lub w specjalnym boksie, gdyż pomieszczenia klasy ekonomicznej są dla nich za małe.
Ludzie spotykający na ulicy Ann i Pandę bardzo przyzwyczaili się do ich widoku. Niewykluczone jednak, że już wkrótce zostaną one rozdzielone, gdyż rząd USA rozważa wprowadzenie zakazu publicznego wykorzystywania zwierząt do tego typu celów. Zaczęło się bowiem od psów przewodników, potem jednak zaroiło się od małp, np.kapucynek, wspomagających chorych z paraliżem czterokończynowym i agorafobią, kucyków przewodników, kóz dla pacjentów z zanikiem mięśni czy wreszcie papug, kotów, fretek oraz iguan towarzyszących osobom z zaburzeniami lękowymi. Choć prawo (Americans With Disabilities Act z 1990 r.) gwarantuje wszystkim możliwość zabierania zwierząt przewodników w dowolne miejsce, niektórzy zaczęli go nadużywać, chcąc zyskać szczególne przywileje dla swoich pupili. Stąd debata społeczna i sprzeciw niektórych biznesmenów oraz przedstawicieli lokalnych władz wobec wykorzystywania przewodników niebędących psami. Gdzie jednak ustanowić granicę?
Komentarze (3)
Krystus, 6 stycznia 2009, 14:25
Ale konie mają tę wadę, że się płoszą.
thibris, 6 stycznia 2009, 15:36
Nie wszystkie. Skoro jest to specjalnie szkolony koń, to nie powinien mieć tej przypadłości. Tak samo jak szkolony pies nie powinien gonić za kotami.
mikroos, 6 stycznia 2009, 20:06
Dokładnie. Troszeczkę na siłę szuka się rzekomej przewagi konia nad innymi zwierzętami. Fajnie, że się dobrze sprawuje i że konia także da się dostosować do funkcji przewodnika, ale autor tekstu źródłowego chyba troszeczkę się zapędził