GSK odstępuje od zasad rynku farmaceutycznego
GlaxoSmithKline, szósty co do wielkości koncern farmaceutyczny świata, poinformował, że nie będzie już więcej wynajmował lekarzy, by prowadzili odczyty na temat firmowych leków. Ponadto przestanie uzależniać wynagrodzenie dla przedstawicieli handlowych od liczby wypisanych recept. Nowe zasady, które są wyraźnym odstępstwem od praktyk na rynku farmaceutycznym, wejdą w życie na całym świecie w ciągu dwóch lat. GSK nadal będzie płaciło lekarzom za udział w badaniach, konsultacjach i badaniach rynku. Nie zrezygnuje też z praktyki finansowania działań związanych z edukacją medyczną, prowadzonych przez "niezależne" grupy.
GSK od pewnego już czasu odchodzi od praktyk wciąż stosowanych przez konkurencję. Od 2009 roku firma informuje, ile pieniędzy przeznacza na płace dla lekarzy. Jeszcze w 2009 roku średnie kwartalne wydatki na wynagrodzenia dla lekarzy, którzy prowadzili wykłady na temat leków GSK wynosiły 15,4 miliona dolarów. Rok później spadły do 13,2 miliona USD, w roku 2011 zmniejszyły się do 6 milionów, a w roku 2012 wyniosły 2,5 miliona dolarów. Dla porównania niewielka firma Forest Labs w ubiegłym roku wydawała kwartalnie na ten sam cel ponad 9 milionów dolarów.
W ostatnim czasie GSK wydawało najwięcej pieniędzy na odczyty dotyczące leków Advair (środek dla chorych na astmę) oraz Jalyn (leczy problemy z oddawaniem moczu u mężczyzn z przerostem prostaty).
Koncerny farmaceutyczne są poddawane coraz większej presji społecznej od czasu, gdy wskutek działań takich organizacji jak ProPublica i jej program Dollars for Docs, ponad 15 z nich zgodziło się na ujawnianie swoich wydatków promocyjnych. Jawność została na nich wymuszona licznymi procesami o domniemane łamanie przepisów dotyczących marketingu. W tej sytuacji koncerny podpisały z rządem USA porozumienie, zgodnie z którym ujawniają wspomniane wydatki.
Od przyszłego roku wchodzi w życie ustawa Phisician Payment Sunshine Act, która zobowiązuje producentów leków i urządzeń medycznych do ujawniania kwot wypłacanych lekarzom. Wiele osób zastanawia się, co to zmieni. Czy działania staną się uczciwsze, czy też zostanie utrzymane status quo, usprawiedliwiane większą przejrzystością. Ruch wykonany przez Glaxo może wskazywać na kierunek zmian i jest powodem do optymizmu - mówi Susan Chmonas z Columbia University. Na witrynie Dollars for Docs można sprawdzić czy oraz ile pieniędzy dany lekarz otrzymał od firmy farmaceutycznej.
Do działania przystąpili też przyszli lekarze. Amerykańskie Stowarzyszenie Studentów Medycyny, które wezwało uczelnie wyższe do opracowania ścisłych zasad współpracy z firmami farmaceutycznymi.
Komentarze (7)
Mistrz Czasu i Przestrzeni, 18 grudnia 2013, 22:39
Co to znaczy, że "nie będzie już więcej wynajmował lekarzy, by prowadzili odczyty na temat firmowych leków" oraz "Ponadto przestanie uzależniać wynagrodzenie dla przedstawicieli handlowych od liczby wypisanych recept"
Mariusz Błoński, 19 grudnia 2013, 01:02
Koncerny wynajmują lekarzy, by prowadzili odczyty/wykłady na temat danego leku dla innych lekarzy. A z receptami, to pewnie idzie o praktykę o której i u nas było głośno, że repy dostawali premię za liczbę recept wypisanych na ich terenie, więc zachęcali lekarzy (wycieczki, prezenty), by wypisywali dany lek.
IMHO - pierwsza praktyka jest raczej OK. Druga - poważny konflikt interesów może tu być.
thikim, 19 grudnia 2013, 09:22
Niby co jest OK w pierwszej praktyce? Jak lekarz jest wynajęty na odczyt i dostanie załóżmy 1000 $ to nie powstanie zobowiązanie skutkujące tym samym co kasa za recepty, a dlaczego niby zaproszą tego a nie innego lekarza? Powstanie takie samo zobowiązanie.
Jeśli publicznie bym głosił jaki to lek jest wspaniały a prywatnie bym dawał inny to by mi zarzucono kłamstwo. Więc jak publicznie głoszę że lek X jest lepszy to i go przepisuję pacjentom.
Każde z tych działań prowadzi do przekupywania lekarza aby sprzedawał lek danej firmy. Idąc zatem do lekarza przestajemy być pacjentem a robimy się klientem przedstawiciela jakiejś firmy.
Problemem jest jak wyeliminować to zjawisko. Możliwe że się nie da. Wtedy potrzeba inaczej spojrzeć na problem.
Jak to jest że jeden lekarz powie że cebula pomaga a inny że nie i trzeba lekarstw? Skąd pacjent ma znać prawdę jak wokół wszyscy kłamią?
radar, 19 grudnia 2013, 10:51
Zgadzam się. Znam przedstawiciela handlowego firmy farmaceutycznej. To, co się dzieje obecnie to zbrodnia. Firmy same przyznają, że maja gorsze, albo takie same, ale dużo droższe leki, ale stać je przez to na przekupywanie (dosłownie) lekarzy żeby ten właśnie lek przepisywali. Ja bym wprowadził u nas ten obowiązek, aby na drzwiach do gabinetu każdego lekarza było wyszczególnione ile korzyści (nie tylko finansowych) pobrał od danej firmy farmaceutycznej, lista leków oraz obowiązkowo lista zamienników konkurencji... Wiem, że to jakaś masakra, ale wszystko inne to fikcja.
Sam nie brałem leków od ho ho (żadnych), warzywa owoce, cebula, czosnek, sok malinowy (prawdziwy), miód, mleko. I nie szczepię się od dzieciństwa... i nie choruję.
Alek, 19 grudnia 2013, 12:38
Radar. Dodaj, że nie jesteś stary. Ludzie młodzi chorują rzadziej, ale owszem, żywienie też ma znaczenie.
radar, 19 grudnia 2013, 13:52
Dla moich dzieci już jestem stary
30+, ale to nie chodzi o żywienie, a o leczenie się domowymi sposobami.
Mój tryb życia i sposób odżywiania nie ma nic wspólnego ze zdrowiem chyba, że żona zrobi surówkę (do grubego, smażonego schabowego ).
glaude, 19 grudnia 2013, 14:41
Mała wrzutka odnośnie tych odczytów.
Lekarze, którzy mają takie "odczyty" na konferencjach nie jest wielu. Do tego to nie jest pierwszy lepszy lekarz, bo takiego nikt by nie chciał słuchać. To jest zawsze ktoś z olbrzymim autorytetem w branży, dużym dorobkiem naukowym i (o zgrozo) ... ktoś kto ma duży wpływ na status zawodoway innych lekarzy. Czyli są to kierownicy (profesorowie) klinik na uniwersytetach medycznych. To oni uczą studentów i narzucają im sposoby leczenia chorych ( w tym zalecane leki). Oczywiście nie robią tego tylko sami, bo to czynią jedynie na wykładach i podczas egzaminu.
Robią to "rękami" adiunktów i asystentów, którzy mają codzienny kontakt ze studentem na ćwiczeniach i kolokwiach.
Żeby proces był wydajniejszy jest to przeciągane na kształcenie podyplomowe- czyli robienie specjalizacji, które trwa tyle samo co studia (6-7 lat), bo przecież staże cząstkowe odbywa się w klinikach. Itak oto wystarczy, że firma opłaci śmietankę- zamiast jak kiedyś wielu lekarzy (prezenty, wycieczki itp.), a i tak zbierze kokosy.
Tego procederu nie da się zatrzymać, bo firmy farmaceutyczne to olbrzymie lobby z górą pieniędzy. Muszą na tym zarabiać, bo samo wprowadzenie pojedynczego leku na rynek to wiele lat badań (kilka etapów), nakładów pieniężnych i niepewność co do ewentualnych objawów nieporządanych. Stąd bardzo nieczyste praktyki prowadzenia badań niezarejestrowanych leków w krajach III świata. Jak ktoś jeszcze nie oglądał filmu "Wierny ogrodnik" to gorąco polecam- tak postępuje większość firm.