Nurkuj z Google'em
Popularny Google Earth został wzbogacony przez swojego producenta o moduł Ocean, który umożliwia wirtualne nurkowanie, oglądanie trójwymiarowej podwodnej rzeźby terenu oraz zapoznawanie się z przygotowanymi przez oceanografów informacjami na temat morskich głębin.
W skład Google Ocean wchodzi 20 różnych warstw merytorycznych, nad którymi pracowali wiodący naukowcy i badacze oceanu. Znajdziemy wśród nich m.in. "Zbadaj ocean", która zawiera zdjęcia i materiały filmowe z najciekawszych obszarów oceanu, udostępnione przez ponad 80 osób i instytucji czy "Morskie obszary chronione", gdzie zapoznamy się z informacjami o m.in. Wielkiej Rafie Koralowej. Inną bardzo ciekawą funkcją jest "Śledzenie zwierząt". Pozwala ona na obserwację ruchu oznakowanych zwierząt, np. wielorybów.
W Google Ocean nie mogło oczywiście zabraknąć materiałów filmowych najsłynniejszego badacza oceanów, z którymi zapoznamy się dzięki "Podwodnemu światowi Jacques'a Cousteau". Zainteresowani ekologią znajdą też moduły o wiele mówiących nazwach "Martwe strefy", "Obserwacja owoców morza" czy "Ryby niezagrożone wyginięciem", gdzie znajdziemy informacje o wpływie człowieka na faunę oceanów.
Najnowsza, piąta już wersja Google Earth, została wzbogacona nie tylko o Google Ocean. Dodano do niej kilka innych funkcji, takich jak "Wirtualna podróż w czasie", która prezentuje archiwalne zdjęcia satelitarne wielu obszarów planety. Dzięki nim zobaczymy jak wyglądała budowa stadionów w Niemczech przed Mistrzostwami Świata w 2006 roku, jak wysycha jezioro Czad, czy sprawdzić tempo topnienia lodowca Grinnell w Montanie.
Google Earth 5.0 jest dostępne w 40 językach, w tym po polsku.
Komentarze (12)
qubolo, 3 lutego 2009, 20:47
Zapewne bardzo trudne zadanie by to wszystko opisac . wie ktoś jakiej metody użyli do strwożenia rzeźby podwodnej 3D?
wilk, 4 lutego 2009, 00:51
Generalnie idea szczytna i bardzo fajna. Dotąd z powodzeniem bawiłem się poprzednią wersją. Niestety dlaczego u licha w tej wersji ściągnąć można jedynie autoupdater, który po pierwsze nie pyta się o pozwolenie połączenia się z siecią i zgodę na instalowanie czegokolwiek, po drugie ściąga i instaluje bez pozwolenia Chrome i jakiś komponent do IE, a po trzecie gdy już klikniemy na zakładkę opcji, plusik opcji zaawansowanych i w końcu odznaczymy, by robił automatyczne aktualizacje, to jest już po ptokach.
thibris, 13 lutego 2009, 18:50
Po pierwsze - co Ci przeszkadza wersja updatera ? I tak się program ściąga z sieci i tak. Nawet jakbyś go chciał zainstalować offline, to nie uruchomisz w ten sposób Google Earth`a.
Po drugie - pytanie o instalację Chrome`a masz na stronie - przed pobraniem updatera.
Po trzecie - od pytania o łączenie z siecią i ściąganie jakichkolwiek danych jest firewall. Uruchamiając aplikację powinieneś być świadomy tego co ona robi. W tym przypadku chyba nie ma co do tego wątpliwości, prawda ?
Komponent do IE faktycznie jest jakimś nadużyciem - nigdzie nie było pytania czy to chcę.
wilk, 14 lutego 2009, 00:21
Nie przeszkadza mi wersja updatera, a to co robi on po uruchomieniu głównej aplikacji, bo to nie jest przycisk "update" z menu czy okresowe sprawdzanie dostępności aktualizacji. To, że GE nie działa offline to przecież oczywiste i nie o tym rozmawiamy.
Fakt, teraz dodali checkboxa, którego nie przypominam sobie bym wcześniej widział. Było jedynie pytanie o wysyłanie statystyk.
Nie prawda. To nie malware, a aplikacja profesjonalnej firmy i trudno o świadomość tego, że bez pozwolenia aplikacja wykona jakąś czynność. Oczywiście, że firewall zapytał, ale sądziłem, że chce ściągnąć tylko metadane o tym co ma zamiar instalować (wersja, rozmiar pliku, data), a nie że zacznie od razu pobierać dane. Ale to jeszcze od biedy ujdzie. Niestety co gorsza updater od razu wszystko zainstalował bez żadnego pozwolenia. To jest przesadne upraszczanie funkcjonalności.
thibris, 14 lutego 2009, 13:28
Jeśli nie chcesz żeby coś ściągało to nie włączasz updatera - przecież po to go ściągłeś aby zainstalował Ci GE.
Podczas ściągania GE jest możliwość przerwania/wznowienia operacji ściągania jak i anulowanie instalacji aplikacji. Mogli by dodać opcję pytania o to czy chcesz ściągnąć GE, później by pytało czy na pewno, następnie pytanie o to czy chcesz zainstalować i znów ze dwa potwierdzenia - ale jaki w tym sens ? Chcesz zainstalować GE - ściągasz updatera, który resztę robi za Ciebie. Zamiast tego mogliby dać pełną wersję w formie exe na stronie, ale czym by się to różniło ? Ściagasz exe i odpalasz, masz GE...
wilk, 14 lutego 2009, 16:37
Ty albo nie masz pojęcia o czym mówisz, albo tylko dla przekory chcesz się sprzeczać. Poprzednia wersja GE była do ściągnięcia w całości, zwyczajny instalator offline'owy. Dopiero w tej wersji G* stworzyło takiego "autouszczęśliwiacza" rodem z aplikacji malware. Jest co prawda przycisk "wstrzymaj", ale chyba jedynie skuteczny dla posiadaczy łącz modemowych lub neostrady. Oczywiście nawet jeśli klikniesz, to masz już ściągnięte czy chcesz, czy nie ileś tam procent GE (lub Chrome czy też dowolnej innej aplikacji rozprowadzanej w przyszłości w ramach tego pakietu), dlatego że domyślnie jest to włączone w opcjach. Dodatkowo Google poszło pokrętną drogą i wyciągnęło akceptację licencji podczas instalacji na stronę www, która jednocześnie teraz stanowi akceptację instalacji i samego pobrania. Jeśli teraz pogłówkujesz, to dojdziesz do wniosku, że ściągnięcie owego kontrowersyjnego updatera z bezpośredniego linka jest pozbawione wyrażenia zgody licencyjnej. W takim wypadku program tym bardziej nie ma najmniejszego prawa cokolwiek ściągać czy instalować bez wyrażnej zgody użytkownika. Zresztą jest to wbrew ich własnej umowie licencyjnej, bo poza punktem o aktualizacjach automatycznych nie ma żadnej o tym wzmianki (w tym przypadku nie mamy do czynienia nawet z instalacją updatera). Poza tym nie wiem w jakim celu chcesz sparafrazować proces instalacji, który jest sprawdzony i stosowany powszechnie na całym świecie i którego sam używasz (no chyba, że nie patrząc co wyświetla należysz do klikaczy "dalej"). Zresztą nawet nie istnieje możliwość zmiany ścieżki instalacyjnej. Ciekawe czy tak samo byś się sprzeczał gdyby w pakiecie instalowałyby Ci się także Google Toolbar, Google Desktop, Picasa i inne komponenty Google Pack. Po raz kolejny tłumaczę Ci, że nie mam zastrzeżeń co do samego updatera, a jedynie do tego, że robi wszystko bez pozwolenia użytkownika.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 17:48
Jak GE odpalam z wyjętą wtyczką od neta to też powiększa obrazy i działa.
wilk, 14 lutego 2009, 18:12
Bo korzysta z pliku cache (do 2GB). Nowych zbliżeń nie zrobisz, ani nie zajrzysz tam gdzie nie byłeś jeszcze. Również warstwy nie będą aktualizowane.
waldi888231200, 14 lutego 2009, 18:17
Dzięki, aż tak mu się nie przyglądałem.
thibris, 14 lutego 2009, 18:35
wilk`u - ja nie mam zamiaru się z Tobą sprzeczać. Tylko że ja nie widzę problemu. Aplikacja nie ściąga mi Picassy i masy innego softu z Googla - ściąga dokładnie to co chciałem. Nie chciałem Chrome`a, to go odklikałem i po kłopocie. Toolbarów również żadnych nie mam.
Sporo aplikacji przechodzi na model aktualizacji online, dlatego że dzięki temu twórcy oprogramowania mają pewność że nikt nie trzyma na dysku jakiejś starej wersji i jej nie instaluje. Zawsze instalujesz najnowszą.
Dla mnie taka automatyzacja nie jest problemem. Czytam komunikaty zanim kliknę dalej - nie obawiaj się o mnie. W podobny sposób działa natywnie autoupdate windowsa - kwestia tylko komu ufasz. Ja Googl`owi jeszcze ufam
Rozumiem też, że niektórym takie podejście do instalacji może się nie podobać. Nie jestem jeszcze taki skostniały
wilk, 14 lutego 2009, 22:36
Wydaje mi się, że mylisz ciągle pojęcia instalatora lub programu aktualizacyjnego z samą jej funkcjonalnością w postaci okresowego sprawdzania dostępności aktualizacji lub pozycji w menu "check for updates". Umieszczenie pełnego instalatora na stronie produktu nijak ma się do tego, że ktoś może ściągnąć starszą wersję. Co więcej - wiele producentów pozostawia na serwerach starsze wersje z uwagi na potrzebę zachowania kompatybilności ze starszymi komputerami lub systemami operacyjnymi. Zaś różnica w aplikacjach jest taka, że albo od razu ściągasz duży plik, albo małego loaderka, który resztę dociągnie sobie z netu. Jakkolwiek szacunek wobec użytkownika i respektowanie jego zdania powinno sugerować dodanie zwykłego okienka z pytaniem "czy chcesz się połączyć z siecią w celu wyszukania aktualizacji" lub też chociaż przycisku "rozpocznij aktualizację". Tym bardziej w przypadku tak poważnej i mającej się za profesjonalną firmy Google. Zachód żaden, a estetyka i użyteczność rosną. W przypadku funkcjonalności programu jak najbardziej spodziewam się, że np. co tydzień odpyta serwer czy pojawiła się nowa wersja lub zrobi to po kliknięciu, bo sam tego chciałem.
No absolutnie nie w podobny. Pomijam już to, że Windows Update jest zintegrowaną częścią systemu, ale elementarna różnica tkwi w tym, żę WU ma cztery poziomy aktualizowania.
1. Całkowicie automatyczne ściąganie i instalowanie.
2. Automatyczne ściąganie, ale instalowanie na życzenie.
3. Automatyczne sprawdzanie, ściąganie na życzenie i instalacja na życzenie. (najsłuszniejszy wybór)
4. Aktualizacje wyłączone.
Google Updater po uruchomieniu działa domyślnie w trybie 1. Dopiero nasza interwencja może powstrzymać ten proces i przełączyć się na tryb powiedzmy 3b - ściąganie na życzenie, a instalacja automatyczna.
No mnie to zirytowało. Jasne, że mieli prawo tak zrobić, ale jest to niepoważna decyzja. Chrome wyleciało od razu, bo zbędne, a updater i Earth po tym jak pobawiłem się nowinkami, mimo iż poprzednią wersję używałem już parę miesięcy.
Naprawdę nie chciałbym by nowo kupiony samochód pierw automatycznie pojechał zatankować, a potem wbrew mnie wziął mnie na wycieczkę po mieście czy gdziekolwiek.
thibris, 15 lutego 2009, 09:19
To ja dodam tylko, że updater bez mojego zezwolenia działa sobie cały czas w tle i odpytuje mi firewalla czy już może się łączyć z siecią... Minus dla Googla.