Zmarł genialny konstruktor Jacek Karpiński
Wczoraj, 21 lutego, we Wrocławiu zmarł Jacek Karpiński, genialny konstruktor nazywany "polskim Billem Gatesem". Od założyciela Microsoftu różniło go jednak fakt, że urodził się w Polsce.
Mimo, że lista osiągnięć Karpińskiego jest imponująca, pozostał on praktycznie nieznany.
Jacek Karpiński urodził się w 1927 roku. W 1941 roku, dzięki temu, że podał się za starszego, został przyjęty do Szarych Szeregów. Początkowo zajmował się tzw. małym sabotażem (malowanie polskich symboli na murach, zamalowywanie swastyk, wybijanie szyb w niemieckich sklepach itp.). Po jakimś czasie został instruktorem dużego sabotażu i dywersji. W 1943 roku brał udział w rozbijaniu niemieckiego posterunku w Sieczychach nad Bugiem. Podczas tej właśnie akcji zginął legendarny dowódca Szarych Szeregów Tadeusz Zawadzki "Zośka". Karpiński był później dowódcą drużyny, robił m.in. rozpoznanie przed zamachem na Franza Kutcherę.
W pierwszym dniu powstania warszawskiego Karpiński został postrzelony w kręgosłup. Z czasem odzyskał jednak władzę w nogach. Po wojnie był prześladowany przez UB, wyrzucany przez partyjnych aparatczyków z kolejnych zakładów pracy.
W roku 1955 znalazł pracę w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. Brał udział w konstruowaniu pierwszych aparatów do USG. Tam stworzył, w oparciu o pomysł Józefa Lityńskiego, maszynę AAH, która służyła do długoterminowych prognoz pogody i wykorzystywała w tym celu analizę harmonicznych Fouriera. Dwa lata później, w 1957 roku Lityński skonstruował AKAT-1 - pierwszy na świecie tranzystorowy analizator równań różniczkowych. W 1960 roku PAN przedstawiła jego kandydaturę do światowego konkursu UNESCO dla młodych naukowców. Jacek Karpiński wygrał konkurs zdobywając jedno z sześciu stypendiów. W latach 1961-1962 studiował na Uniwersytecie Harvarda i w MIT-cie. Dostał propozycję pozostania w USA i kontynuowania kariery akademickiej.
Karpiński jednak nie skorzystał. Jak powiedział w jednym z wywiadów udzielonych już po roku 1989 "chciał pracować dla Polski". Uważał, że skoro za Polskę walczył, a wielu jego kolegów zginęło, to teraz ma obowiązek tutaj pracować. Ponadto mówił, że skoro wyjechał jako reprezentant Polski i PAN, to pozostanie za granicą byłoby zdradą.
Po powrocie naukowiec konstruował urządzenie o nazwie perceptron, czyli maszynę, która wykorzystywała sieć neuronową do rozpoznawania otoczenia za pomocą kamery.
Kolejnym niezwykłym urządzeniem Karpińskiego był skaner do analizy zderzeń cząstek elementarnych. Był wspomagany przez komputer KAR-65. Maszyna ta była 2-krotnie szybsza i 30-krotnie tańsza niż produkowane wówczas komputery Odra.
Najbardziej niezwykłym urządzeniem autorstwa Jacka Karpińskiego, które wyprzedzało swoją epokę o 10 lat, był mikrokomputer K-202. Już w latach 60. uczony wpadł na niezwykły pomysł - chciał stworzyć komputer mieszczący się w walizce. Na owe czasy, gdy komputery były gigantycznymi szafami zajmującymi całe pokoje, była to wizja niezwykła.
W 1969 roku zebrała się specjalna komisja, która miała odnieść się do pomysłu Karpińskiego. Komisja orzekła, że skonstruowanie takiego komputera jest niemożliwe, gdyż jeśli byłoby możliwe, to Amerykanie by to zrobili. Karpińskiemu powiedziano, że nikt w Polsce nie będzie pracował nad jego pomysłem.
Konstruktor wyjechał do Londynu, gdzie miał rodzinę, i postanowił znaleźć pieniądze na prace nad swoim komputerem. Zainteresowana firma przysłała do niego trzech ekspertów. Ci, po zapoznaniu się z projektem, byli zachwyceni. Stwierdzili, że nigdy nie widzieli czegoś równie genialnego. Anglicy od ręki chcieli rozpoczynać produkcję i zatrudnić Karpińskiego. Ten odrzekł jednak, że jest patriotą i chce, by Polska też coś z tego miała, więc ma zamiar wrócić do kraju. Angielski biznesmen odpowiedział, że go rozumie, żeby wracał i będą wspólnie robili komputer w Polsce.
Prototypowa maszyna powstała w 1971 roku. Zdecydowanie wyprzedzała swoją epokę. Była bardziej wydajna niż pecety produkowane w latach 80. Była w stanie wykonać milion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę, zastosowano w niej nowatorskie rozwiązanie powiększania pamięci poprzez adresowanie stronicowe. Dzięki łączeniu za pomocą kabli zewnętrznych modułów K-202 mógł obsłużyć aż 8 megabajtów pamięci.
Na Targach komputerem zainteresował się Edward Gierek, który obiecał pomoc. Produkcja K-202 ruszyła, komputer zaczął trafiać do biur projektowych i przemysłu ciężkiego. Użytkownicy byli zachwyceni. Mówiono nawet o instalowaniu go na statkach.
Komputer był jednak wyposażony we własny system operacyjny, a w ramach bloku RWPG Polsce przypadła budowa, opartego na IBM/360, systemu RIAD. Nic innego nie mogło powstawać. Komunistyczni aparatczycy, którzy zaczęli działać przeciwko Karpińskiemu, zaczęli w ogóle zaprzeczać istnieniu K-202. Gwoździem do trumny okazał się fakt, że K-202 był poważną konkurencją dla produkowanych przez wrocławskie ELWRO maszyn Odra-1204. Był mały, miał ponadtrzykrotnie więcej pamięci operacyjnej i był dziesięciokrotnie tańszy. Nad jego produkcją pracowało 200 osób, podczas gdy Odrę konstruowało 6000 ludzi.
W roku 1973 kierownictwo ELWRO spotkało się z Piotrem Jaroszewiczem i poprosiło go o ratunek przed Karpińskim. W wyniku tej rozmowy w dokumentach Karpińskiego w biurze paszportowym pojawiła się uwaga Nie wydawać paszportu. Powód: dywersja gospodarcza.
Niedługo później Karpiński został wyprowadzony przez uzbrojonych ludzi z zakładu, w którym pracował, a 200 produkowanych właśnie komputerów zniszczono. Nie miał paszportu, nie mógł więc opuścić PRL. Pozwolono mu pracować jedynie w Instytucie Przemysłu Budowlanego, w specjalności, która była mu obca.
Z czasem Karpiński osiadł na wsi, zajął się rolnictwem. W roku 1980, gdy w Polsce trwał festiwal Solidarności, do konstruktora dotarła telewizja. Dziennikarka zapytała, dlaczego zajmuje się świniami, na co Karpiński odpowiedział: "Dlatego, że ja wolę mieć do czynienia z prawdziwymi świniami". To nie spodobało się władzom. Karpińskiego ponownie zaczęto prześladować. W końcu w pierwszej połowie lat 80. pozwolono mu wyjechać do Szwajcarii. Tam Karpiński pracował przy produkcji profesjonalnych Nagra. W 1990 konstruktor wrócił do Polski. Został doradcą Leszka Balcerowicza ds. informatyki. Chciał też produkować swój nowy wynalazek - ręczny skaner do rozpoznawania tekstu. Urządzenie nieco większe od telefonu komórkowego było znacznie bardziej zaawansowane niż jakiekolwiek inne skanery na świecie. Pierwsze 500 urządzeń szybko znalazło nabywców, ale gdy Karpiński zwrócił się do BRE Banku po drugą transzę kredytu, odmówiono mu jej. Stracił dom i przez lata z emerytury spłacał dług.
Później wraz z synem Danielem skonstruował skaner dla audytorów finansowych.
W ostatnich latach życia pracował nad technologiami rozpoznawania mowy przez komputer. W 2008 roku mówił, że jeśli uda mu się znaleźć pieniądze, to w ciągu roku zakończy prace. Jeśli nie, to zajmie mu to około czterech lat.
Karpińskiemu zabrakło dwóch lat.
Komentarze (16)
este perfil es muy tonto, 22 lutego 2010, 15:52
hmm czyli jego patriotyzm był nieco frajerski?
Jazymich, 22 lutego 2010, 15:57
Dobra historia na film,
a "co by było gdyby..." takie pytania mi się mnożą teraz w głowie.
ps.:
urzędnicy, biurokracja to nigdy się nie zmieni (hamulcowi innowacji)
este perfil es muy tonto, 22 lutego 2010, 16:00
dlatego frajerstwem jest polegać na urzędnikach-a on tak zrobił-bo chyba musiał przypuszczać że rozwój jego prac będzie uzależniony od decyzji urzędników-na zachodzie w prywatnym sektorze miałby dużo lepiej
Mariusz Błoński, 22 lutego 2010, 16:51
To nie kwestia urzędników a komunizmu. Gdyby np. w USA zostały najpierw napadnięte przez swoich sąsiadów, którzy wymordowaliby część elit, a potem władzę w kraju przejęliby komuniści, którzy wymordowaliby resztę, a tych, co by przeżyli poddawaliby przez kilkadziesiąt lat prześladowaniom, to nawet tak potężny kraj byłby ruiną.
odalisques, 22 lutego 2010, 17:00
Dokładnie. Nie można na to patrzeć przez pryzmat naszych czasów i biurokracji. Ustrój był inny, a wraz z nim ludzie i ich podejście w kwestiach wolności, patriotyzmu, etc.
Alek, 22 lutego 2010, 17:06
Szanowni komentatorzy, nigdy nie zrozumiem jak można być tak ****, żeby nazywać frajerem kogoś, kto sam zachowując się przyzwoicie, oczekuje tego od innych. Jeśli ktoś chce zrozumieć etos polskiej przedwojennej inteligencji, to niech czyta książki z tamtego czasu, a nie współczesne książki o tamtych latach, bo współcześni autorzy nawet nieświadomie nakładają współczesny sposób myślenia, który jest bardziej egocentryczny, cyniczny, skrajnie sceptyczny i relatywistyczny.
Nikt w komentarzu nie zająknie się, że kanalie ze szczytów PZPR powinny wisieć. Wszędzie się słyszy, że "takie były czasy". Nawet Jaruzelski, herszt komunistycznej bandy na Polskę tak mówi, a Lisy i im podobne Michniki z zadumą słuchają wyjaśnień "starszego towarzysza generała". Dziś jestem na 100% pewien, że gdyby Hitler przeżył wojnę, to też by powiedział, że takie były czasy, że on nawet chciał rozpracowywać tych nazistów, ale ludzie oczekiwali od niego czego innego. Mówił by: "działałem w czasach nazizmu i hitleryzmu i cieszę się, że te czasy już minęły i mam nadzieję dalej będę mógł brać wysoką emeryturę".
Jazymich, 22 lutego 2010, 17:55
hmm myślałem że odniosłem się w swojej opinii do komunizmu, ale może to był zbyt duży skrót myślowy:)
Biurokracja – scentralizowany system organizacyjny, w którym władza powiązana jest z urzędem.
@Alek
niektórzy po prostu nie rozumieją słowa "patriota" i patrzą przez pryzmat pieniądza.
KONTO USUNIĘTE, 22 lutego 2010, 18:42
Ty Antyszwed to jakiś dzieciak bez wyobrażni jesteś.
este perfil es muy tonto, 22 lutego 2010, 21:57
e z wyobraźnią jak już
"żeby nazywać frajerem kogoś, kto sam zachowując się przyzwoicie, oczekuje tego od innych."- na tym oparliśmy nasze działania w czasie drugiej wojny światowej i w wielu innych przypadkach no i okazało się ze byliśmy frajerami. Zupełnie jakbym nie mógł oceniać kogoś z innym etosem przez swój własny pryzmat :-X
KONTO USUNIĘTE, 23 lutego 2010, 07:06
To wyobraż sobie że niektóre działania człowieka mieszczą się w takich kategoriach jak szlachetność,filantropia,bohaterstwo,PATRIOTYZM itd.Wyobrażasz sobie że są ludzie,którzy są poza kategorią "zysk-strata"
w46, 23 lutego 2010, 09:49
Genialny człowiek tyle że "za dobry", ehh...
este perfil es muy tonto, 24 lutego 2010, 00:03
wyobrażam sobie,tylko że w kategoriach zysku/straty okazał się frajerem-mógł umrzeć jako bogacz,miliarder
Douger, 24 lutego 2010, 11:35
Ale kierując się swoim systemem "wartości", możesz nie używać jednocześnie obraźliwych słów...
este perfil es muy tonto, 24 lutego 2010, 19:07
no to dobra-naiwniakiem był,lepiej?
piotrgal, 9 marca 2010, 11:47
jesli amerykanie czegos nie potrafia zrobic to na pewno to jest niemozliwe - oni przeciez sa najmadrzejsi - mysle ze to ciagle sie nie zmienilo jeszcze w naszym sposobie myslenia - amerykanie to bogowie...
thibris, 10 marca 2010, 19:34
Mówisz oczywiście za siebie ?