Przemoc na Kapitolu. Siedziba władz wielokrotnie była świadkiem gwałtownych wydarzeń
Ostatnie wydarzenia w USA zaskoczyły cały świat. Zajęcie budynków Kapitolu przez tłum zwolenników przegranego prezydenta jest sytuacją bezprecedensową. Jednak amerykański Kapitol nie po raz pierwszy jest świadkiem aktów przemocy. I nie chodzi tutaj wyłącznie o podpalenie Waszyngtonu przez brytyjskie oddziały w 1814 roku.
O tym, jak poseł skatował senatora
W kronikach Kapitolu znajdziemy liczne przypadki przemocy fizycznej, do której dochodziło pomiędzy samymi wybrańcami narodu. Do jednego z takich wydarzeń doszło 22 maja 1856 roku. Trzy dni wcześniej senator Charles Sumner, republikanin i przeciwnik niewolnictwa, wygłosił płomienną mowę dotyczącą przyjęcia do Unii stanu Kansas. W pięciogodzinnej, wygłaszanej przez dwa dni mowie „Crime against Kansas” ostro zaatakował i obraził dwóch sprzyjających niewolnictwu demokratycznych senatorów, oskarżając ich o to, że doprowadzili do przyjęcia do Unii kolejnego stanu, w którym niewolnictwo było dozwolone.
Dwa dni po zakończeniu przemowy, do Senatu wszedł przedstawiciel Izby Reprezentantów Preston Brooks, towarzysz partyjny jednego z obrażonych senatorów. Zaatakował on Sumnera laską z końcówką oprawioną w metal. Krewki poseł pobił senatora do nieprzytomności. I spokojnie wyszedł nie niepokojony.
Brooks zrezygnował z mandatu, szybko został ponownie wybrany i niedługo później zmarł w wieku 37 lat. Sumner powoli doszedł do zdrowia i powrócił do pracy w Senacie, gdzie pozostawał przez kolejnych 18 lat. Obaj panowie stali się bohaterami w swoich okręgach wyborczych, a wydarzenie to jeszcze bardziej zaostrzyło podziały społeczne, które z czasem doprowadziły do wojny secesyjnej.
Pierwszy zamach na prezydenta
Na Kapitolu doszło też do pierwszej w historii próby zabójstwa urzędującego prezydenta USA. W dniu 30 stycznia 1835 roku niejaki Richard Lawrence ukrył się za jednym z filarów Capitol Rotunda z zamiarem zabicia „króla Andrew". Gdy zjawił się prezydent Andrew Jackson, Lawrence wyszedł zza filaru, wymierzył w serce polityka i pociągnął za spust. Kapiszon odpalił, pojawił się dym, nie doszło jednak do zapłonu prochu. Lawrence został schwytany. Z powodu zaburzeń umysłowych został przez sąd uznany za niewinnego. Resztę życia spędził w zamkniętych zakładach psychiatrycznych, gdzie zmarł w 1861 roku w wieku 61 lat.
Bójka zapoczątkowała pandemonium
W Senacie doszło też do bójki na pięści. Miała ona miejsce 22 lutego 1902 roku, kiedy to John McLaurin, młodszy senator z Karoliny Południowej nazwał swojego starszego kolegę, Bena Tillmana, „kłamcą”. Stojący obok Tillman, niewiele myśląc, wymierzył McLaurinowi cios w podbródek. W Izbie wybuchło pandemonium, gdy członkowie Senatu próbowali rozdzielić walczących przedstawicieli Karoliny Południowej. Po dłuższej chwili to się udało, jednak nie obyło się bez siniaków wśród świadków, czytamy na stronach Senatu. W związku z tym wydarzeniem kilkanaście tygodni później Senat wprowadził do swojego regulaminu Zasadę XIX, mówiącą: Żaden senator podczas debaty nie może, pośrednio lub bezpośrednio, zarzucać innemu senatorowi lub senatorom zachowania lub motywu niegodnego senatora.
Gdy poseł chwyta za broń, kończy się... żartami i oklaskami
Innym dramatycznym wydarzeniem była sprzeczka pomiędzy dwoma przedstawicielami Izby Reprezentantów z Tennessee: Williamem Churchwellem i Williamem Cullomem. Spór o kwestie związane ze wspierającą niewolnictwo ustawą Kansas-Nebraska ciągnęły się od miesiąca i znalazły swą kulminację 20 czerwca 1854 roku. Gdy wydawało się, że sprawa ucichła Churchwell nagle zaatakował słownie Culloma. Ten wskoczył na ławę i zaczął wykonywać „gesty wyrażające groźby”. Wówczas Churchwell sięgnął do kieszeni. Siedzący obok Burton Craige zauważył broń i chwycił Churchwella za ramię.
Następnego dnia Churchwell i Cullom przeprosili, Izba Reprezentantów zdecydowała, że nie zostaną ukarani. Po jakimś czasie, wśród żartów, śmiechu i oklasków Izba przyjęła dwie rezolucje. Jedna mówiła o usunięciu ze stanowiska posła, który wniesie na teren Izby ukrytą broń, druga zaś zobowiązywała odpowiednika polskiego dowódcy Straży Marszałkowskiej do ustawienia specjalnej szafy, w której członkowie Izby uzależnieni od noszenia ukrytej broni będą musieli ją zostawić przed wejściem na teren.
Profesor Harvarda podkłada bombę
Jednak nie tylko przedstawiciele narodu byli sprawcami przemocy. Dnia 2 lipca 1915 roku do recepcji Senatu wślizgnął się były wykładowca germanistyki z Uniwersytetu Harvarda, Eric Muenter, i podłożył tam trzy laski dynamitu. Muenter chciał wysadzić salę obrad Senatu, ale że była ona zamknięta, pozostawił dynamit w przylegającym pokoju, wyszedł i udał się na Union Station, gdzie kupił bilet na pociąg odjeżdżający o północy do Nowego Jorku. Do wybuchu doszło na 20 minut przed północą. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. W liście opublikowanym pod fałszywym nazwiskiem w Washington Evening Star, Muenter wyjaśniał, że jego czyn był „krzykiem o zawarcie pokoju” w toczącej się właśnie wojnie światowej. Szczególnie był zły na amerykańskich finansistów, którzy wspomagali Wielką Brytanię przeciwko Niemcom, mimo iż USA były oficjalnie krajem neutralnym.
Muenter przybył do Nowego Jorku rankiem po zamachu. Udał się do posiadłości finansisty J.P. Morgana, którego firma w imieniu Wielkiej Brytanii kupowała broń i inne towary w USA. Gdy J.P.Morgan otworzył drzwi, Muenter strzelił do niego i uciekł. Rany milionera okazały się powierzchowne. Profesor został schwytany i kilkanaście dni później popełnił samobójstwo w więzieniu.
Legendy II wojny światowej przeciwko weteranom I wojny światowej
Z I wojną światową związane są też znacznie bardziej dramatyczne wydarzenia. W 1932 roku przed siedzibą Kongresu zebrało się 25 000 weteranów I wojny światowej. Wcześniej uchwalona została ustawa, zgodnie z którą w 1945 roku mieli oni otrzymać specjalne wynagrodzenie. Jednak nadszedł Wielki Kryzys i weterani potrzebowali pieniędzy. Pod ich naciskiem Izba Reprezentantów podjęła uchwałę o wcześniejszej wypłacie wynagrodzenia, lecz Senat ją odrzucił. Demonstracja weteranów zakończyła się pokojowo, ludzie się rozeszli, jednak część weteranów rozbiła obozy w pobliżu Kapitolu. Miesiąc później, w lipcu, na miejsce przybyły uzbrojone oddziały pod dowództwem późniejszych legend II wojny światowej, generała Douglasa MacArthura, oraz majorów Dwighta Eisenhowera i George'a Pattona. Żołnierze zaczęli palić namioty weteranów i użyli przeciwko nim gazu. Zginęło kilkanaście osób.
Portorykański nacjonalizm i strzały na Kapitolu
Spokojnie na Kapitolu nie było też po II wojnie światowej. Dnia 1 marca 1954 roku na galerię dla publiczności znajdującą się ponad salą obrad Izby Reprezentantów weszło trzech mężczyzn i kobieta. Byli oni członkami Portorykańskiej Parii Narodowej. Stany Zjednoczone zaanektowały Porotyko w 1898 roku po wygranej wojnie z Hiszpanią. W 1952 roku ostatecznie postanowiono, że Portoryko będzie stanem stowarzyszonym z USA. Portorykańscy nacjonaliści chcieli niepodległości. Dlatego też czworo z nich weszło na galerię dla publiczności, a jako że w tym czasie procedury bezpieczeństwa były bardzo luźne, wnieśli ze sobą broń. W pewnym momencie cała czwórka otworzyła ogień do zebranych. Pięciu członków Kongresu odniosło rany, a zamachowców szybko schwytano.
Bombowy sprzeciw wobec interwencji wojskowej
Trzy laski dynamitu pozostawione przez niemieckiego profesora nie były jedyną bombą, jaka wybuchła na Kapitolu. W listopadzie 1983 roku w północnym skrzydle Kapitolu doszło do eksplozji. Chwilę przed wybuchem zadzwonił ktoś, kto przedstawił się jako członek „Armed Resistance Unit” i poinformował o podłożeniu bomby w proteście przeciwko amerykańskim interwencjom w Granadzie i Libanie. Eksplozja spowodowała wyłącznie straty materialne. W jej wyniku poprawiono protokoły bezpieczeństwa. Wcześniej na teren przylegający do sali obrad Senatu mógł wejść każdy. Obecnie trzeba mieć zezwolenie, które otrzymuje się po sprawdzeniu. Śledztwo w sprawie wybuchu trwało 5 lat i zakończyło się postawieniem zarzutów sześciu podejrzanym.
Członkowie ochrony giną z ręki szaleńca
Niektórzy z nas pamiętają zapewne dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się 24 lipca 1998 roku. Uzbrojony mężczyzna zabił strzegącego Kapitolu Jacoba Chestnuta i wdarł się do biura Thomasa DeLaya, odpowiedzialnego za pilnowanie dyscypliny wśród republikańskich posłów. Tam wdał się w strzelaninę z członkiem ochrony DeLaya, detektywem Gibsonem. W wyniku strzelaniny ranna została przypadkowa turystka, a Gibson zginął. Napastnik, Russell Eugene Weston, został obezwładniony. Okazało się, że cierpi na schizofrenię paranoidalną i nie może stanąć przed sądem. Obecnie przebywa w federalnym szpitalu psychiatrycznym.
David Broderick – jedyny taki senator
Na zakończenie warto wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu, które – chociaż nie miało miejsca na Kapitolu – jest z nim związane. Senator David Broderick z Kalifornii jest jedynym posiadaczem mało zaszczytnego tytułu senatora, który zginął w pojedynku. Senator, członek Partii Demokratycznej, robił wcześniej karierę w stanowej polityce. Był liderem frakcji przeciwników niewolnictwa. Jego przyjaciel, były przewodniczący kalifornijskiego Sądu Najwyższego, David Terry, był zaś zwolennikiem niewolnictwa. Gdy Terry, z powodu swoich poglądów, przegrał wybory, uznał, że to wina Brodericka. Między przyjaciółmi doszło do ostrego konfliktu, który zakończył się pojedynkiem.
I tak 13 września 1859 roku Terry i Broderick, obaj świetni strzelcy, stanęli naprzeciwko siebie u brzegów jeziora Merced pod San Francisco. Broderick miał pecha. Jego pistolet wypalił zbyt wcześnie, gdy nie skończyło się odliczanie, i kula trafiła w ziemię. Musiał więc stać wyprostowany czekając na strzał Terry'ego. Terry wystrzelił, sądząc, że zadaje powierzchowną ranę. Jednak kula przebiła prawe płuco Brodericka, który zmarł trzy dni później.
Było to kolejne wydarzenie, które podzieliło amerykańską opinię publiczną i przyczyniło się do wybuchu wojny secesyjnej.
Komentarze (0)