Kobiety latami czekają na diagnozę endometriozy, bo system ignoruje ich chorobę
Diagnostyka endometriozy, wyniszczającej organizm i życie choroby, która może być odpowiedzialna nawet za około 47% przypadków niepłodności wśród kobiet, zajmuje całe lata. Na to opóźnienie ma wpływ zarówno brak wiedzy medycznej, rozpowszechnione mity, jak i lekceważenie choroby przez systemy opieki zdrowotnej. O opóźnieniach w diagnostyce wiadomo nie od dzisiaj, jednak nie prowadzono szerzej zakrojonej analizy problemu. Jodie Fryer, Amanda J. Mason-Jones i Amie Woodward postanowiły zbadać, gdzie i dlaczego dochodzi do największy opóźnień w diagnostyce endometriozy oraz jak duże są do opóźnienia.
Uczone wzięły znalazły 367 badań naukowych na ten temat, z których 22 spełniały założone przez nie kryteria i to one zostały wzięte pod uwagę w analizie. Co trzecie z nich zostało opublikowane w roku 2020 lub później, a 65% pochodziło z krajów o wysokich dochodach.
Z analizy dowiadujemy się, że średni wiek pojawienia się objawów endometriozy u nastolatek wynosi 14 lat, a u kobiet dorosłych – 20 lat. Mediana czasu, jaki upływa od pojawienia się objawów do zdiagnozowania choroby wynosi zaś 6,6 roku. W najlepszej sytuacji są kobiety w Australii, gdzie w 2018 roku wdrożono rządowy program walki z endometriozą, dzięki czemu średnie opóźnienie pomiędzy pojawieniem się objawów a postawieniem diagnozy wynosi tam zaledwie 1,5 roku. Najgorsza średnia średnia, 11,3 roku), występuje w USA. Średnie nie oddają jednak skrajnych przypadków. W literaturze naukowej znajduje się zarówno informacja o zdiagnozowaniu endometriozy w ciągu 0,5 roku w Brazylii i o 27-letnim oczekiwaniu na diagnozę w Wielkiej Brytanii.
Endometrioza ma zgubny wpływ na jakość życia dotkniętych nią kobiet. Szacuje się, że cierpi na nią nawet ponad 10% pań w wieku reprodukcyjnym. Choroba, w wyniku której komórki wyściółki macicy (endometrium), rozprzestrzeniają się poza macicę, powoduje ciągłe silne bóle, chroniczny stan zapalny, wielotygodniowe krwawienia i związaną z nimi anemię, bezpłodność, chroniczne zmęczenie, depresję. Endometrium może pojawić się w wielu niespodziewanych miejscach – chociażby na jelitach, pęcherzu, nerkach – powodując silne bóle i powoli niszcząc zaatakowane organy.
To bardzo poważna choroba, która przybrała rozmiary epidemii, a mimo to wciąż są problemy chociażby z postawieniem prawidłowej diagnozy. W przeciwieństwie do innych chronicznych i szeroko rozpowszechnionych chorób – jak astma czy cukrzyca – jest ignorowana przez systemy opieki zdrowotnej. Mimo, że na chorobę tę może cierpieć nawet 2 miliony Polek, to Ministerstwo Zdrowia nie ma nawet statystyk na jej temat. Przykłady ignorowania choroby znajdziemy też za granicą. W USA endometrioza dotyka co najmniej 11% kobiet, tymczasem Narodowe Instytuty Zdrowia przeznaczają na badania nad nią 0,038% swojego budżetu badawczego, czyli 70-krotnie mniej niż na badania nad cukrzycą, na którą cierpi 12% Amerykanek.
Po raz pierwszy ślady endometriozy w preparacie mikroskopowym obserwował Karl von Rokitansky w 1860 roku. Choroba została formalnie zidentyfikowana i nazwana w 1921 roku przez kanadyjskiego ginekologa Johna Sampsona. I to właśnie z powodu braku silnych dowodów na jej szerokie występowanie przed XX wiekiem wielu uważa ją za nową chorobę. Jednak historycy medycyny uważają, że już uczniowie Hipokratesa mogli zetknąć się z endometriozą. Dysponujemy bowiem pozostawionymi przez nich opisami leczenia kobiet skarżących się na bóle w miednicy. Autorzy niektórych prac naukowych sądzą także, że wiele przypadków opisywanych przed wiekami jako „histeria” u kobiet dotyczyło właśnie endometriozy. Jeden z nich stwierdził, że jeśli rzeczywiście „histeria” i endometrioza to jedna i ta sama choroba, to mamy do czynienia z jednym z największych błędów diagnostycznych w historii człowieka, przez który kobiety były zabijane, wysyłane do ośrodków dla obłąkanych i żyły w ciągłym bólu fizycznym, cierpieniu psychicznym i odrzuceniu przez społeczeństwo.
Rozwój technik obrazowych i diagnostycznych uświadamia, jak bardzo niszcząca i złożona jest to choroba. Mimo, że na całym świecie może cierpieć na nią co najmniej 200 milionów kobiet i może być ona przyczyną 47% wszystkich przypadków niepłodności, jej powszechne ignorowanie powoduje, że wciąż ani nie znamy jej przyczyn, ani nie mamy dobrych metod leczenia, a chore przez wiele lat czekają na postawienie właściwej diagnozy.
Komentarze (5)
Sławko, 23 stycznia 2024, 19:20
To wygląda na kolejną chorobę cywilizacyjną. Paradoksalnie coraz lepszy stan medycyny powoduje coraz większe problemy zdrowotne u ludzi. Przeżywa coraz więcej osób z różnymi wadami genetycznymi, które to osoby, mają później dzieci obciążone tymi samymi wadami. Koło się zamyka i genetyczna degradacja u ludzi postępuje w coraz szybszym tempie.
Krzychoo, 23 stycznia 2024, 20:28
To tak nie działa
venator, 25 stycznia 2024, 02:25
Żeby to było takie proste....endometrioza jest zwana w medycynie "chorobą 1000 hipotez". Gdy wydaje się, że już trafiono na właściwy trop to wychodzą takie kwiatki jak stwierdzona endometrioza u mężczyzny.
Zasadniczo faceci nie posiadają endometrium bo nie posiadają macicy. A jednak przypadki endometriozy były stwierdzone u mężczyzn min. w 2017 r. Zasadniczo bardzo ciekawy przypadek.
Coraz więcej wskazuje na min. czynniki genetyczne tej choroby, której epidemiologiczne rozmiary dopiero zaczynamy sobie uzmysławiać. Jak widać ww artykule bardzo powoli.
Mariusz Błoński, 25 stycznia 2024, 14:28
Tutaj interesujący przypadek endometriozy u mężczyzny:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5833878/
Sławko, 26 stycznia 2024, 09:47
Ten fakt związany jest pewnie z tym, że płeć nie jest zero-jedynkowa. Wiele osób doświadcza różnych zaburzeń związanych z płcią, w tym zespół XXY, czy XYY. Nie jestem lekarzem, więc mogę wypowiadać się tylko ogólnie na takie tematy.