Nakaz przeszukania posiadłości Dotcoma był wadliwy
Nowozelandzki sąd orzekł, że nakaz przeszukania posiadłości Kima Dotcoma, założyciela serwisu Megaupload, był wadliwy. Nakaz nie opisywał odpowiednio przestępstw, w związku z którymi został wydany - stwierdziła sędzia Helen Winkelmann.
Po wydaniu wyroku policja rozpoczęła konsultacje z rządowym biurem prawnym, by zdecydować, jakie działania powinny zostać teraz podjęte.
To kolejne zwycięstwo oskarżanego o piractwo serwisu i jego właściciela. Wcześniej Kim Dotcom został zwolniony za kaucją. Ponadto w marcu nowozelandzka sędzia Judith Potter orzekła, że nakaz zajęcia majątku Dotcoma jest nieważny. Natomiast w kwietniu amerykański sędzia federalny Liam O’Grady, który nadzoruje śledztwo przeciwko Megaupload, wyraził wątpliwości, czy FBI ma prawo postawić serwisowi jakiekolwiek zarzuty natury kryminalnej.
Komentarze (6)
sig, 28 czerwca 2012, 11:54
Ciekawe czy w tej sprawie cokolwiek zrobiono prawidłowo.
wilk, 28 czerwca 2012, 19:00
Fakt, powstaje zatem szereg pytań - czy to FBI aż tak bardzo zależało na sprawie, że nagięła procedury; czy też urzędnicy FBI popełnili błędy formalne poprzez zaniedbanie i teraz sprawa im się wymyka; czy w końcu może Dotcom ma tak błyskotliwych obrońców, że potrafią doszukać się nieścisłości lub używają kruczków. Pewnie wszystkiego po trochu.
Mariusz Błoński, 28 czerwca 2012, 19:08
Obstawiałbym na kłopoty spowodowane tym, że sprawa dotyczy dwóch systemów prawnych. Teza, że celowo coś naginali do mnie nie przemawia, bo przecież zdają sobie sprawę z tego, że mogą sprawę położyć przez takie numery. Więc raczej kłopoty w interpretacji i dopasowaniu przepisów dwóch krajów + pewnie typowa dla urzędników niedbałość.
sig, 28 czerwca 2012, 19:19
Polegająca między innymi na tym że Amerykańska agencja na podstawie amerykańskiego prawa wniosła sprawę przeciw firmie która nie prowadzi w USA działalności, a co za tym idzie nie podpada pod tamtejsze prawo? Sprawa jest "uwalona" od samego początku, chodzi pewnie o zastraszenie "Dot Kima" coby nie likwidował korporacji muzycznych poprzez zapowiadanych serwis w którym będzie się kupować muzykę od artystów bez zbędnych pośredników (wytwórni płytowych etc). Dzisiaj artyści dostają promile ze sprzedaży swojej muzyki, więc chętnie do takiego serwisu przejdą (poważnie szkodząc pewnie przy okazji RIAA i innym "antypiratom", bo muzyka stanieje i stanie się przez to bardziej dostępna).
wilk, 28 czerwca 2012, 19:39
Zapewne, ale przecież przed akcją mieli czas na przygotowanie się i analizę tego co mają. Wcześniej nie wiedzieli, że mogą być takie problemy prawne, że firma faktycznie nie podlega ich prawu? Na pewno spodziewali się obrony, ale teraz wychodzi, że wszystko poszło źle. Jedno im się udało, serwis zniknął, pewnie będzie miał problemy finansowe (brak przychodów, a za serwery trzeba płacić, w dodatku problem z użytkownikami), ale czuję, że koniec końców Dotcom może dostać jeszcze odszkodowanie. Co do naginania miałem na myśli presję ze strony koncernów, w końcu zawsze ktoś kogoś zna, może jeden telefon za dużo i zdecydowali się jednak za szybko na zamknięcie.
Mariusz Błoński, 28 czerwca 2012, 20:08
Jasne, że mieli czas. Myślę, że mogło nałożyć się kilka rzeczy. Ich biuro prawne w jakiś tam sposób zinterpretowało przepisy, sąd zinterpretował je inaczej. Do tego wystarczy, że któryś z ichnich prawników gdzieś jakiejś procedury przy jakimś papierku niedopilnował i już jest problem. Niezależnie od wszystkiego ludzie, którzy za tak głośną sprawę odpowiadali i tak koncertowo ją położyli powinni nieźle po uszach dostać. Bo albo mają podstawy, a wówczas przygotowują wszystko na tip top, by nie było wpadki, albo nie mają podstaw i się za to nie zabierają.
A z naciskami to też prawdopodobne. Zenek z MPAA cisnął Edka z FBI, żeby trochę pogonił swoich ludzi, bo "rozumisz Edziu, prezes mi żyć nie daje i pyta, kiedy sprawa się skończy"....