Microsoft stawia ultimatum
Microsoft postawił Yahoo! ultimatum dotyczące przejęcia portalu internetowego. W wysłanym wczoraj (5 kwietnia) liście, Steven Ballmer, prezes koncernu z Redmond, daje zarządowi Yahoo! trzy tygodnie na podjęcie decyzji.
Ballmer pisze, że jeśli w tym terminie obie strony nie dojdą do porozumienia, to Microsoft zwróci się bezpośrednio do akcjonariuszy Yahoo!. Przedstawiciel koncernu Gatesa zapowiada, że nie cofnie się też przed próbą wymiany zarządu Yahoo!.
Co więcej, Ballmer zapowiedział, że jeśli dojdzie do starcia podczas Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Yahoo! i jego firmie uda się doprowadzić do wymiany zarządu portalu, to złożona w lutym pierwotna propozycja może zostać zmieniona na mniej korzystną. Przypomnijmy, że wówczas Microsoft proponował za akcje Yahoo! o 62% więcej, niż były one warte na giełdzie.
Od chwili złożenia pierwotnej propozycji, przedstawiciele Microsoftu i Yahoo! spotkali się nieoficjalnie dwa razy, ale nie doszli do żadnego porozumienia.
Możemy się spodziewać, że w ciągu kilku najbliższych dni Yahoo! oficjalnie ustosunkuje się do ultimatum Microsoftu.
Tymczasem, jak zauważają specjaliści, Microsoftowi zaczyna się spieszyć. Firma chciałaby przejąć Yahoo! jeszcze za prezydentury George\'a W. Busha. Na przejęcie będzie bowiem musiał się zgodzić Departament Sprawiedliwości. Zwykle na rozpatrzenie podobnych spraw jego urzędnicy potrzebują 6-8 miesięcy. Kadencja Busha kończy się za 8 miesięcy i nie wiadomo, jak administracja przyszłego prezydenta będzie podchodziła do połączeń wielkich koncernów.
Microsoft woli więc nie ryzykować i korzystać z faktu, że obecna administracja jest zwolennikiem mniejszej ingerencji w rynek.
Czas działa jednak również na niekorzyść zarządu Yahoo!. Inwestorzy coraz bardziej się niecierpliwią. Do sądów trafiło już kilka pozwów przeciwko zarządowi. Akcjonariusze skarżą się w nich, że zarząd nie dopełnia swojego obowiązku dbania o ich interesy i, chcąc zachować stanowiska, odrzuca korzystną propozycję Microsoftu.
Niezadowolony jest też jeden z anonimowych wielkich inwestorów instytucjonalnych, który od początku doradzał zarządowi przyjęcie propozycji koncernu Gatesa. W wywiadzie dla prasy stwierdził on, że rozmawiał z kilkoma dyrektorami i zagroził poparciem wymiany zarządu, jeśli obecny nie zgodzi się na przejęcie.
Komentarze (14)
Gość shadowmajk, 6 kwietnia 2008, 15:47
gnoje! po prostu inaczej ich nazwac nie moge.
Mariusz Błoński, 6 kwietnia 2008, 15:52
Dlaczego gnoje? To normalna, legalna praktyka biznesowa, stosowana miliony razy przez tysiące firm na całym świecie.
Uczciwie powiedzieli, do kiedy czekają na odpowiedź i zapwiedzieli wrogie przejęcie, jeśli się nie doczekają. Co w tym złego?
Piotrek, 6 kwietnia 2008, 16:40
Normalna, legalna praktyka biznesowa, pytanie czy etyczna. To tak jakbym wpadł do gościa do domu i powiedział..słuchaj, jak nie sprzedaż mi firmy to ją wezmę siłą i guzik będziesz z tego mieć.
Wychodzi na to, że biznes to taki legalny szantaż, ale cóż świat jest brutalny, prawo dżungli - przetrwają najsilniejsi. I tak M$ jest w porządku, jakby posadził Apple na to miejsce to dopiero byłby hardcore.
Mariusz Błoński, 6 kwietnia 2008, 16:48
Oczywiście, że etyczna. Pamiętaj, że zarząd zarządza firmą, a należy ona do akcjonariuszy, którzy ten zarząd powołali. Można odwrócić sytuację i stwierdzić, że to zarząd postępuje nieetycznie, jeśli akcjonariusze chcą sprzedaży firmy, a zarząd upiera się, by jej nie sprzedawać. Dlatego zarząd Yahoo opóźnia planowane WZA, bo się obawia, że akcjonariusze woleliby jednak umowy z MS.
mikroos, 6 kwietnia 2008, 17:21
Sorry, ale wchodząc na giełdę z góry zgadzasz się na warunki, które na niej obowiązują. W tym: zgadzasz się na wrogie przejęcia, o ile w przypadku dużych transakcji pozwoli na nie państwo. Choć Microsoftu nie trawię, tym razem bronię ich stanowiska. Mają prawo to zrobić.
Piotrek, 6 kwietnia 2008, 18:52
Ok, to teraz już wszystko łapie
Dzięki, pozdro.
wilk, 7 kwietnia 2008, 00:56
Cóż, uroki kapitalizmu i wolnego rynku. Ale Yahoo! i tak raczej nie ma czego się obawiać, jedynie zarząd boi się o ciepłe posadki, bo teraz to raczej już je stracą. Microsoft ma silną pozycję, a skoro Google jako główny konkurent dokonuje strategicznych zakupów jak np. DoubleClick, to naturalnym jest, że M$ jakim by nie był musi też się rozwijać. Aż powstaną (i pozostaną) tylko dwa molochy.
mikroos, 7 kwietnia 2008, 01:02
No niestety, USA kiepsko dbają o konkurencję. Całe szczęście, że UE na tym polu wydaje się być bardziej rozgarnięta i pojęła, że fajnie jest rozwijać przedsiębiorczość, ale z jako-takim umiarem.
Mariusz Błoński, 7 kwietnia 2008, 09:09
I bardzo dobrze, że kiepsko dba.Bo o konkurencję ma dbać wolny rynek, a nie państwo. Zauważ, że to w USA, które tak kiepsko dba, ceny towarów są niższe, a jakość wyższa. Zauważ, że to właśnie tam, gdzie państwo się mniej wtrąca, klient ma większy wybór (ot, chociażby systemy operacyjne - Windows ma mniejsze udziały w rynku w USA niż w Europie) a rynek jest znacznie bardziej innowacyjny. Zauważ, że to właśnie amerykańskie firmy ciągną świat do przodu pod względem rozwoju technologii. Najwyraźniej tam, gdzie państwo nie zabiera się za "dbanie" o rynek wychodzi to rynkowi (czyli przede wszystkim klientom), na dobre.
mikroos, 7 kwietnia 2008, 11:07
Sam popatrz na przykład Microsoftu. Nie wiem, jak Ty, ale ja jednak sądzę, że zmonopolizowanie przez nich rynku wcale nań dobrze nie wpływa. Wciskanie się z butami w życie firm to przesada, ale konkurencja też dobrze rynkowi robi. Z kolei całkowity brak ingerencji kończy się tak, jak w 1929 w Czarny Wtorek.
Ale to wynika z tego, że USA mają Apple'a, który po prostu w USA dużo silniej atakuje marketingowo, niż u nas.
wilk, 7 kwietnia 2008, 11:41
To prawda, że wolny rynek pozwala na konkurencyjność, a wejście na giełdę może dodać skrzydeł firmie. Jednak konkurencyjność istnieje wśród podobnej wielkości firm. Gorzej jak na giełdzie jest kilku potężnych graczy, wówczas młoda firma, która stworzy jakiś innowacyjny produkt (głównie tyczy się to branży IT) może być w opałach i zostać szybko wchłonięta, a projekt stanie się własnością kolosa, co zresztą doskonale znamy z początków historii M$. Trudno wtedy mówić o konkurencyjności. Jakkolwiek nie znam zasad panujących na tamtejszej giełdzie i jakie istnieją tam okresy ochronne lub limity dotyczące przejęć/fuzji.
Mariusz Błoński, 7 kwietnia 2008, 12:21
Żaden monopol nie jest dobry dla rynku. Ale takie już są jego prawa, że większa silniejsza firma może przejąć czy wyprzeć z niego mniejszą. Takich sytuacji nie da się uniknąć inaczej, niż przez interwencję kogoś jeszcze silniejszego, czyli państwa. Tylko że interwencja państwa przynosi więcej szkody, więc lepiej żeby nie interweniowało.
A Czarny Wtorek to właśnie przykład na zgubne skutki interwencji państwa w rynek. Jakbyś miał okazję, to rzuć okiem na "Wolny wybór" Friedmannów. Opisano tam mechanizm powstania kryzysu i jasno widać, że to właśnie nieudolne wtrącenie się w rynek urzędników wywołało kryzys. Wcześniej rynek sam sobie z podobnymi problemami radził wielokrotnie. Tylko że wcześniej urzędy się nie wtrącały.
Oczywiście, że to wynika z tego. Ale fakt istnienia Apple'a wynika z tego, że w USA panuje większa wolność gospodarcza. W Europie takie firmy nie powstają. Wniosek: większa wolność gospodarcza=więcej konkurencyjności=mniej monopoli.
Mariusz Błoński, 7 kwietnia 2008, 12:29
Oczywiście, tylko pamiętaj, że małą innowacyjną firmę chronią, między innymi, patenty na ich produkty oraz wola właścicieli. Nie ma takiej siły, która mogłaby zmusić właścicieli do sprzedaży przedsiębiorstwa. Więc jeśli jedna firma wchłania drugą, to dzieje się tak tylko za zgodą właściciela.
Poza tym, wystarczy popatrzyć, jak to naprawdę wygląda. Wielokrotnie gdy jakiś gigant prowadzi innowacyjne badania, to jego partnerem jest mała firma, która ma jakąś technologię, więc gigant poprosił ją o współpracę. Sektor małych i średnich przedsiębiorstw jest w USA bardzo dobrze rozwinięty. Gdyby wpływ gigantów był tak powszechny i destrukcyjny to małych firm by nie było, prawda?
mikroos, 7 kwietnia 2008, 12:41
To prawda, ale "Ale" jest takie, że w momencie, gdy pierwszy monopol już powstanie, jest zupełnie bezkarny i nic go nie ruszy. Popatrz na rynek energetyczny w USA - jak widać w strategicznej dziedzinie USA zdecydowały się na wymuszony podział rynku, w telekomunikacji podobnie. Jak widać interwencje są potrzebne, ale rząd USA boi się je stosować (co doskonale rozumiem). A mimo to w kluczowych dla kraju dziedzinach interweniuje, rządzi i dzieli, co tylko świadczy o tym, że jednak jest to potrzebne.