W Nowym Jorku na jednego człowieka nie przypada wcale jeden szczur
Jonathan Auerbach, statystyk z Uniwersytetu Columbii, twierdzi, że Nowy Jork stanowi dom dla ok. 2 mln szczurów. To oznacza, że opowieści, że na jednego mieszkańca Wielkiego Jabłka przypada jeden gryzoń, można włożyć między bajki.
Auerbach opowiada, że mit ma co najmniej sto lat. Utrzymuje się tyle czasu, bo trudno dokładnie zliczyć populację szczurów.
Zwierzęta są okropnymi respondentami - dowodzi doktorant w artykule z pisma Significance, który zdobył pierwszą nagrodę w konkursie literackim dla młodych statystyków. Zorganizowało go brytyjskie Królewskie Towarzystwo Statystyczne.
Choć dla nowojorczyków szczury bywają jak duchy, Amerykanin podkreśla, że tak naprawdę nie brakuje namacalnych przejawów ich działalności; wystarczy wspomnieć m.in. o rozprzestrzenianiu chorób, niszczeniu zapasów, atakach na ludzi czy pożarach wzniecanych w wyniku gryzienia kabli.
Początkowo naukowiec chciał łapać, znakować i wypuszczać losowe grupy zwierząt, ale nie zgodził się na to Wydział Zdrowia. Auerbach zdecydował się więc na śledzenie publikowanych w Internecie doniesień nt. spotkań ze szczurami i przystosowanie metody wielokrotnych złowień (nie znakowano osobników, ale szukano parceli, gdzie szczury widziano w pierwszych połowach 2010 i 2011 r.). Koniec końców statystyk stwierdził, że w mieście istnieje ok. 40,5 tys. szczurzych stanowisk. Jeśli założy się, że każde z nich zamieszkuje kolonia składająca się z 50 osobników, okaże się, że nowojorska populacja to "zaledwie" 2.025.000 osobników.
Komentarze (0)