Gdy pada deszcz...
Władze dystryktu Papakura w Nowej Zelandii rozpoczęły drastyczną kampanię społeczną, przestrzegającą kierowców przed nieostrożną jazdą w czasie deszczu. Na billboardach widnieje twarz chłopca, która zaczyna ociekać krwią, gdy tylko spadną pierwsze krople wody. Zamieszczony pod spodem napis głosi: "Deszcz zmienia wszystko. Dostosuj się do pogody".
Eksperci podkreślają, że do największej liczby wypadków dochodzi w tym rejonie, gdy kończy się lato. Kierowcy nie dopasowują stylu jazdy do pogarszającej się pogody, dlatego pierwszy deszcz zbiera najkrwawsze żniwo.
Choć niektórzy uważają, że zdjęcie jest tak szokujące, że rozprasza prowadzących auta, inni twierdzą, że spełnia swoją funkcję, bo od czasu wdrożenia kampanii nie doszło do wypadku śmiertelnego. Projekt billboardu powstał w agencji reklamowej Colenso BBDO, która została za niego nagrodzona na festiwalu w Cannes.
Komentarze (8)
lucky_one, 6 lipca 2009, 14:37
O lol.. Prezenterka na filmie mówi że od piątku do poniedziałku zginęło u nich (!!!) 15 osób. U nas to by był rekord bezpieczeństwa.. i to na skalę o czasu wynalezienia samochodu chyba.
I nasi politycy chcą się pchać między cywilizowane, wysokorozwinięte narody.. Jak nam bliżej do krajów trzeciego świata.
Niech najpierw się wezmą za poprawę sytuacji i gospodarki w naszym kraju, a dopiero później rzucają na międzynarodową arenę..
j50, 8 lipca 2009, 02:10
lucky_one@
Bo tam jest zupełnie inne podejście do problemu. Przypominam sobie doniesienie ze Szwecji. Zginął w wypadku drogowym pracownik naprawiający drogę. Jeden! Rozpoczęto w związku z tym w Szwecji analizę tego - dlaczego on zginął. No i zmieniono zasady oznaczania odcinków drogi podlegających pracom remontowym.
O co tu chodzi? Chodzi o to, że w "niektórych" krajach śmierć jednego człowieka wstrząsa wszystkimi - a specjalistami w szczególności. I poszukuje się wtedy przyczyn tej tragedii, aby w miarę możliwości wykluczyć powtórzenie się tego. Tam nie chodzi o statystykę - tam chodzi o ludzką tragedię oraz jej przyczyny. W Polsce śmierć na drodze spowszedniała do rozmiarów stalinowskiego powiedzenia o statystyce. Ja z przerażeniem czytam komentarze na różnych forach o wypadkach drogowych w Polsce. Corocznie ginie u nas wiele tysięcy ludzi na drogach. W większości młodych. Statystycznie biorąc największe żniwo zbierają drzewa przydrożne. Dzieje się tak dlatego, że drzewo przydrożne jest najbardziej niebezpiecznym wyposażeniem pasa drogowego. Nawet najechanie na pieszego lub rowerzystę nie kończy się śmiercią w tak wielkim odsetku przypadków. To są fakty.
thibris, 8 lipca 2009, 09:31
Nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Drzewo nie jest wyposażeniem pasa drogowego. Drzewo znajduje się nawet poza poboczem ! Nie jest winą drzew, że ludzie w nie wjeżdżają. Nawet gdybyśmy wycięli wszystkie drzewa w promieniu 100 metrów od dróg to co byłoby następne ? Wyrównywanie rowów, wysuszanie jeziorek, wyburzanie budynków ? Nie da się zrobić dróg idioto-odpornych, ale nie zwalajmy winy z kierowców na elementy krajobrazu.
mikroos, 8 lipca 2009, 09:53
Thibris - pełne poparcie. W ogóle kierowcy mają jakąś dziwaczną tendencję do szukania winnych wszędzie dookoła. Wspominałem już o tym wielokrotnie, ale to zjawisko jest podwójnie niebezpieczne, bo nie dość, że jest zakłamaniem rzeczywistości, to jeszcze nie skłania kierowców do autorefleksji i zmiany zachowań.
Lucky_One - weź pod uwagę populację NZ. Jest ona 10-krotnie mniej liczna, niż u nas. W przeliczeniu na 100 000 mieszkańców, łączna roczna śmiertelność wypadków u nich jest niższa o 20%, niż u nas. Biorąc jednak pod uwagę warunki atmosferyczne w obu krajach, śmiem przypuszczać, że po zniwelowaniu ich wpływu odsetek ofiar mógłby być dość podobny.
lucky_one, 8 lipca 2009, 18:54
Również popieram thibrisa - przecież drzewa nie wychodzą kierowcom na drogę.. Rozumiem że jest coś takiego jak wypadki losowe - poślizg na piasku, wyrzucenie z trasy, i łup w drzewo.. Albo wjechanie w drzewo ze względu na próbę uniknięcia zderzenia z wariatem, który myśli że cała droga jest jego..
Ale przypuszczam, że są to nieliczne przypadki - znacznie częściej po prostu drzewa nabierają magnetyzmu proporcjonalnie do zawartości alkoholu w krwi kierowcy - ostatnio co najmniej kilka razy było nagłaśniane, że zabiły się młode gnojki (w sumie sam jestem w tej grupie wiekowej, ale po pierwsze nie mam samochodu, po drugie nawet jakbym miał, to nie jeździłbym ani po pijaku, ani jak wariat - ja tam wolę się 5 minut spóźnić, ale mimo wszystko - żyć dalej) wracające z dyskoteki. I może wyrażę tu dość skrajne poglądy, ale wolę żeby taki pijany debil zabił siebie i ewentualnie sobie podobnych (skoro pozwolili mu wsiąść za kółko i wsiedli z nim) na drzewie, niż żeby z braku drzewa dojechał do miasta/wsi i wjechał we mnie lub innych ludzi.
Ktoś na jednym forum a'propos tego dobrze powiedział - kwestią jest zawsze dostosowanie prędkości do warunków jazdy. Wisi znak z ograniczeniem do 80, ale wieje wichura i leje jak diabli? Pewnie ograniczenie do 80 nie zostało przewidziane na takie warunki i kierowca powinien mieć na tyle wyobraźni żeby jechać 40km/h albo nawet wolniej w razie potrzeby. A nie tłumaczyć się, że pisało 80, on jechał 80 (a może trochę szybciej, wszak 'te ograniczenia są zaniżane') i stracił panowanie nad pojazdem
@j50 - właśnie o to mi chodziło, że u nas jest taka paranoja. Śmierć ludzi nie jest przyczynkiem do podjęcia działań w celu uniknięcia takich wypadków w przyszłości - jest tylko dobrym materiałem na reportaż dla jakichś pismaków, albo kolejną cyferką do statystyk dla polityków czy urzędników. A w innych krajach to z powodu takiej jednej osoby jest niemalże cała obsługa dróg stawiana w stan najwyższej gotowości.. I sztab ludzi siedzi i myśli, co było przyczyną i co zrobić aby to się nie powtórzyło..
@mikroos - nie wiem czy należało by tę śmiertelność wypadkową przeliczać na ilość mieszkańców.. Bardziej trafne było by na ilość osób posiadających samochód - bo może jest nas więcej, ale wiele osób u nas jest mniej zamożnych i procentowo pewnie więcej osób u nich korzysta z samochodów. Rozumiem o co Ci chodziło, ale mam wrażenie że w tej sprawie kwestia nie leży w statystyce tylko w podejściu do wartości ludzkiego życia.. Tak jak napisał j50 - tam tragedią jest jak 1 osoba zginie - nieważne czy jest to 1ppm czy 1% populacji. I robią wszystko aby więcej do tego typu wypadków nie doszło. A u nas? U nas czy zginie jedna osoba czy 100, to co najwyżej Kaczor zarządzi żałobę narodową przez 3 dni, i na tym się wszelkie postępowanie zakończy.. Aha, jeszcze zrobią jakiś sensacyjny temat we wszystkich wiadomościach jednego dnia z tego. A następnego dnia już będzie inny temat...
mikroos, 8 lipca 2009, 21:42
Spoko Nie twierdzę, że u nas nie ginie wiele osób, bo mimo wszystko statystyki mamy katastrofalne. Chciałem jedynie zwrócić uwagę na samo to, że porównywanie ze sobą dwóch krajów o populacjach różniących się o 1000% to mało udany pomysł
mikroos, 13 lipca 2009, 09:40
Tak sobie ostatnio myślałem nad tym, co piszecie o tym, jak traktuje się śmierć ludzi na drogach w innych krajach, a jak u nas... zaczynam nabierać coraz silniejszego przekonania, że przyczyną tej różnicy są okoliczności śmierci kierowców/pieszych/kogokolwiek na drodze.
Ostatnio bardzo dużo jeżdżę rowerem po Niemczech. Nie mam co prawda radaru, ale nie widziałem jeszcze kierowcy, który przekraczałby dozwoloną prędkość (lub jeśli już, przekraczał ją minimalnie). Nie widziałem też kierowcy, który na złej nawierzchni, śliskiej drodze albo w złej pogodzie jechałby tak szybko, jak tylko pozwalają przepisy - WSZYSCY zwalniają, bo tak jest bezpieczniej. Nie widziałem wymuszania, a wprost przeciwnie - kierowcy wolą ustąpić czasem wręcz niepotrzebnie, ale mieć pewność, że wypadku nie będzie.
A u nas? Spróbuj jechać przepisowo, zostaniesz otrąbiony i zwyzywany (pod nosem albo i nie) przez innych kierowców. Zwalnianie przy złych warunkach pogodowych to rzecz nie do pomyślenia, rzadkością jest także prawdziwie asekuracyjne jeżdżenie.
Do czego dążę? Chodzi mi o to, że w Polsce przyczyna wypadków jest w ogromnej większości przypadków jedna i jest nią ludzka głupota. Niemiec na fatalnej drodze będzie jechał powoli, nawet jeśli znaki pozwalają poruszać się szybciej, ale dojedzie do celu; Polak będzie jechał tak szybko, jak tylko pozwala stan samochodu (i przeważnie znacznie szybciej, niż pozwalają jego umiejętności). I tu właśnie jest różnica - w Niemczech państwo wie, że jeżeli zdarza się wypadek, współwinny z dużym prawdopodobieństwem jest system/stan dróg/państwo. W Polsce nietrudno zauważyć, że czołowe przyczyny wypadków są ściśle związane z ludźmi i jest to przekraczanie prędkości (zarówno tej dozwolonej, jak i tej, którą powinno się jechać z uwagi na warunki drogowe) oraz, niezmiennie, pijaństwo. Dlatego też w Polsce nie ma sensu powoływanie komisji, która i tak w 80% przypadków stwierdzi, że "idiota sam siebie zabił".
Tyle w temacie. Rozpisałem się, ale jakoś mi to ciążyło.
lucky_one, 13 lipca 2009, 10:02
W 100% Cię popieram.. Jest to przykra prawda, ale jednak prawda. Nawet dałbym Ci pochwałę za tę wypowiedź, ale niedawno dawałem więc nie da rady
Jeśli chodzi o mentalność ludzi, to niestety właśnie przez nią w naszym kraju jest tak źle i to na wszystkich płaszczyznach - bo oprócz dróg jeszcze w polityce, urzędach czy nawet na ulicy w sensie podwórek, chodników, klatek schodowych.
Pytanie tylko, kiedy ta mentalność się zmieni i co zrobić aby ją zmieniać. Kiedy w końcu większy ogół a nie jakieś kilka jednostek zrozumie, że uprzejmość i uczynność się zwraca z nawiązką i jeśli większość ludzi będzie pozytywnie nastawiona to wszystkim będzie się żyło lepiej?