Na ratunek ślimakom
Zoo w Bristolu postanowiło ocalić jedyną ocalałą kolonię nadrzewnych ślimaków Partula faba. W naturze mięczaki z należącej do Polinezji Francuskiej wyspy Raiatea zostały niemal wytępione przez kanibali z własnej gromady. Poza tym ich habitat jest niszczony przez inwazyjne gatunki roślin, np. południowoamerykańską mikonię (Miconia calvescens).
P. faba osiągają zaledwie centymetr długości. Władze ogrodu mają nadzieję, że maluchy uda się uchronić przed wyginięciem. W Bristolu dla grupy 88 osobników wygospodarowano klimatyzowane pomieszczenie. Pojawiło się już nawet 15 młodych. Najmniejsze mierzy 2 mm. Polinezyjską populację ślimaków, podarowaną przez Durrell Wildlife Trust oraz Imperial College London, zoo dołączyło do własnej kolonii. Ostatni transport P. faba dotarł tu w lutym.
Szacuje się, że inwazyjne gatunki ślimaków, które wprowadzono do Polinezji Francuskiej w latach 70. ubiegłego wieku, doprowadziły do znacznego ograniczenia "pogłowia" miejscowych mięczaków. Od połowy lat 70. do połowy lat 90. wymarło aż 80% gatunków nadrzewnych ślimaków.
Komentarze (3)
cyberant, 16 kwietnia 2010, 13:41
Jeżeli giną w sposób naturalny - konkurencja czyli inne ślimaki czy nawet rośliny je wybijają, to nie widzę sensu na siłę utrzymywać tego gatunku przy życiu. Ewolucja, nie dostosowały się i już...
shadow, 16 kwietnia 2010, 16:29
Zgadzam się z poprzednikiem,
aczkolwiek warto zwrócić też uwagę na to, iż to człowiek mógł się przyczynić do zmian w florze i do nadmiernej inwazji Miconia calvescens.
Co za tym idzie, w tym wypadku ratowanie ślimaków miało by jakiś uzasadnienie.
Douger, 16 kwietnia 2010, 20:58
Ot kolejny przykład jak międzykontynentalne żonglowanie gatunkami , doprowadza do ekologicznej klęski.