Koniec koziego kontraktu ogrodniczego
Sprowadzone jesienią zeszłego roku do Minto-Brown Island Park w Salem w Oregonie w ramach pilotażowego programu kozy miały wyjadać gatunki inwazyjne, m.in. jeżynę kaukaską (Rubus armeniacus) i bluszcz pospolity (Hedera helix). Przez nieposkromiony apetyt pochłaniały jednak całą roślinność bez wyjątku i kosztowały 5-krotnie więcej od zatrudnianych zwykle ludzi. Niektórym przeszkadzał też roztaczany przez nie zapach.
Program trwał 6 tygodni i zakończył się w listopadzie. Usługi 75 kóz kosztowały miasto ponad 20 tys. dolarów (20.719). Na wynagrodzenie ogrodnika wspieranego przez więźniów trzeba by zaś przeznaczyć 4.245 dol.
Rachel McCollum, właścicielka wynajmującej kozy firmy Yoder Goat Rentals, podkreśla, że zwierzęta były odbierane pozytywnie i wg wielu osób, stanowiły miły, idylliczny dodatek do krajobrazu. Niestety, gatunki rodzime (klony czy leszczyny) smakowały im tak samo, a nawet bardziej od inwazyjnych. Na jednym obszarze wyskubały np. wszystkie listki z pędów, ale pozostawiły już kłujące gałązki jeżyny.
Miasto nie wyklucza, że w przyszłości skorzysta jeszcze z usług kóz. Miałyby one np. pomóc w utrzymaniu zieleni na stokach wzgórz.
Komentarze (1)
Jajcenty, 1 marca 2016, 17:06
U nas kozy miały uratować pustynię Błędowską - doniesienie z 2010.
Byłem tam ze dwa lata temu i nie wydaje się by była uratowana. Kozy nie zagustowały z iglakach. Mądre te zwierzaki unikają terpenów.
Swoją drogą to swoisty paradoks. Najpierw przez wycinkę dokonaliśmy spustoszenia, a potem tak nam się spodobało, że będziemy bronić tej łachy piachu.