W USA może zabraknąć pszczół
Ostatniej zimy w USA zginęła co trzecia komercyjna kolonia pszczół. Zbliżamy się do punktu, w którym nie będzie wystarczająco dużo pszczół, by zaspokoić potrzeby dotyczące zapylania - mówi Dennis van Engelstorp, entomolog z University of Maryland. Raport na temat dramatycznego spadku liczby pszczół przygotowało konsorcjum złożone z naukowców akademickich, naukowców z Departamentu Rolnictwa oraz hodowców.
Pomiędzy końcem 2012 a początkiem 2013 roku hodowcy utracili 31% rodzin. Akceptowalny, naturalny odsetek ginących kolonii wynosi 15%. Wspomniane konsorcjum prowadzi od 2006 roku ogólnokrajowy monitoring pszczelich kolonii. Gdy zaczęto prowadzić badania liczba traconych rodzin wynosiła 31%, by w latach 2007-2008 wzrosnąć do 36%. Później spadła i w latach 2009-2010 ponownie wzrosła do 34%. Przez ostatnie dwa sezony notowano spadek liczby utraconych pszczół. W latach 2011-2012 stracono 22% kolonii. Niestety, nadzieje szybko się rozwiały i w ostatnim czasie doszło znowu do dramatycznego wzrostu. Sytuacja jest tak zła, że w Kalifornii ledwo wystarczyło pszczół do zapylenia upraw migdałów. Gdyby nie idealna pogoda utraconoby znaczną część zbiorów, gdyż owady nie zdołałyby ich zapylić. Van Engelstorp zauważa, że aż 30% żywności w USA pochodzi z upraw zapylanych przez pszczoły.
Na zanikanie pszczelich rodzin składa się wiele przyczyn. Zidentyfikowano m.in. zjawisko zwane zaburzeniem upadku kolonii (CCD). Polegało ono na tym, że pszczoły masowo opuszczały ule i znikały. Zjawisko było powszechne w USA, nie udokumentowano go jednak na tak masową skalę w Europie, mimo że i na Starym Kontynencie doszło do znacznych strat w populacji pszczół. Najnowsze dane z USA wskazują jednak, że ostatni spadek populacji ma niewiele wspólnego z CCD. Teraz pszczoły po prostu umierają.
Określenie przyczyn tego zjawiska jest trudne, gdyż przeprowadzenie szeroko zakrojonych eksperymentów w środowisku naturalnym jest niemal niemożliwe. Naukowcy w dużej mierze zgadzają się co do tego, że jedną z głównych przyczyn może być stosowanie pestycydów w rolnictwie. Szczególnie podejrzane są neonikotynoidy. To nowa klasa środków chemicznych, opracowanych w latach 90. ubiegłego wieku. Dopuszczono je do użytku mimo braku szeroko zakrojonych badań. Szybko stały się najchętniej wykorzystywanymi pestycydami na świecie.
W ciągu kilku ostatnich lat pojawiło się coraz więcej dowodów na to, że neonikotynoidy są niezwykle toksyczne dla pszczół. Nawet w niewielkich dawkach powodują, że owady są bardziej podatne na choroby. W związku z tym Unia Europejska ograniczyła ostatnio ich użycie, a amerykańska Agencja Ochrony Środowiska ponownie rozważa, czy powinny być dozwolone. Wiele badań wykazało, że ta klasa pestycydów jest raczej szkodliwa dla pszczół. Jednak nie powinniśmy naiwnie uważać, że ich zakazanie rozwiąze problem - mówi pszczeli patolog Cedric Alaux, z Francuskiego Narodowego Instytutu Badań Rolniczych.
Drugim równie ważnym zabójcą pszczół jest Varroa destructor. To pasożytujący na pszczołach pajęczak, zidentyfikowany w USA w 1987 roku. Wysysa on hemolimfę owadów, roznosząc przy tym wirusy oraz inne pasożyty. Pszczoły osłabione działaniem neonikotynoidów są znacznie bardziej podatne na różne infekcje. Bardzo prawdopodobne, że neonikotynoidy, używane w dawkach poniżej śmiertelnych, nie zabijają pszczół bezpośrednio. Jednak układ odpornościowy owadów, które miały styczność z tymi środkami, jest tak zmieniony, że nie radzi sobie z pasożytami i wirusami, które dotychczas nie stanowiły dlań więĸszego problemu. Takie połączenie niekorzystnych czynników jest dla pszczół zabójcze. Entomolog Christian Krupke z Purdue University porównuje warunki, w jakich żyją takie pszczoły do życia na obszarze, na którym występuje ekstremalnie duże natężenie smogu, przez co nasze ciało i system odpornościowy są tak nadwyrężone, iż zwykłe przeziębienie łatwo przeradza się w zapalenie płuc.
Neonikotynoidy nie są jedynym niebezpiecznym pestycydem. Diana Cox-Foster z Pennsylvannia State University i van Engelstorp przeprowadzili badania, podczas których znaleźli w ulach 121 różnych pestycydów. Średnio w każdym z nich znajdowało się 6 pestycydów. Połączenie różnych środków chemicznych może wyrządzić więcej krzywd niż każdy z pestycydów z osobna. Obawiam się, że skupienie się na neonikotynoidach odwraca naszą uwagę od innych pestycydów, które mają znany niekorzystny wpływ, a wpływ ten może być nawet silniejszy. Na przykład środki grzybobójcze w ogóle nie są regulowane pod kątem ich wpływu na pszczoły. Sądzę, że konieczne są szerzej zakrojone badania - mówi van Engelstorp.
Naukowcy zwracają też uwagę, że problemy, które dotykają pszczoły, mogą dotyczyć też innych zwierząt zapylających, takich jak bombusy czy motyle. O nich wiemy jednak jeszcze mniej.
Komentarze (14)
Flaku, 8 maja 2013, 16:17
Mam pytanie do znawców pszczół. Jak daleko od ula pszczoły wylatują by zbierać nektar? Zastanawia mnie czy obszar ten jest na tyle mały by można ograniczyć go jednym gospodarstwem rolnym(tak by farmer mógł mieć "swoje" pszczoły na swoim gospodarstwie tak aby nie wylatywały poza jego obszar i nie zarażały się tam pestycydami). Ewentualnie możnaby popracować nad jakimś systemem ogrodzenia dla pszczół. Zastanawiam się jak może wyglądac rolnictwo przyszłości.
TrzyGrosze, 8 maja 2013, 20:10
Podstawowa rola pszczół w gospodarce, to zapylanie uprawnych roślin owadopylnych, a nie produkcja miodu. Problem z tymi roślinami jest taki, że nie urosną bez oprysków, szkodzących pszczołom.
Zamykając te owady w bezpiecznej dla nich enklawie, z pewnością uratujemy ich zdrowie, ale nie rozwiążemy problemu obniżki plonów z powodu słabego zapylenia tam, gdzie pszczół zabrakło (z powodu pestycydów).
Koło zamknięte (jak każde koło).
romero, 8 maja 2013, 23:25
A po wyginięciu pszczół ludzkość przetrwa jeszcze cztery lata, jak mawia popularne porzekadło, choć pewnie niezbyt prawdziwe.
Dokładnie tak jak mówi TrzyGrosze miód to tylko uboczny pożytek z pszczół. Ale rozwiązań jest pewnie kilka. Oprócz hodowli innych gatunków pszczół odporniejszych na cywilizacyjne zagrożenia, np. co z tą słynną zdziczałą pszczołą afrykańską z Brazyli (znaną np. z filmu Rój), która tak gwałtownie sie rozprzestrzenia i dotarła już do USA, można mysleć o innych gatunkach zapylających owadów, można myśleć o uodpornieniu pszczół - pszczoła genetycznie modyfikowana -ładnie brzmi prawda? Aż wreszcie sięgnąć po takie metody jak wywożenie uli w czasie oprysków i przywożenie ich na czas zapylania roślin, albo nawet hodowlę tylko dla zapylenia- jak później padną to i tak zbiory będą uratowane. Ja sądze gdzie jak gdzie, ale w takiej Kaliforni, gdzie wynajmuję się helikoptery przeciwko przymrozkom, powstanie zawód pszczelarza do wynajecia, gdzie plantatorzy będą płacili właśnie za zapylanie, a nie liczyli na działanie matki natury.
Flaku maksymalnie 5km, ale ze względu na wydajność najcząściej 1km z jakimś hakiem. Ps pszczoły w nocy śpią, więc opryski przed zmierzchem powinny być zabronione i karalne.
Mariusz Błoński, 9 maja 2013, 00:33
O ile się orientuję, to od lat hoduje się pszczoły właśnie do zapylania. Hodowcy na zamówienie jeżdża z ulami na pola rolników. Miód czy wosk to dodatkowy zysk.
Wynika z tego, że albo sezon na zapylanie pokrywa się z sezonem oprysków albo, co bardziej prawdopodobne, pestycydy pozostają na roślinach, w pyłku itp. itd. i szkodzą pszczołom.
Z pszczołami GMO to bym uważal. Już wystarczająco dużo sp...suliśmy w przyrodzie. Ponadto konieczność dodatkowej ochrony pszczół to dodatkowy koszt, a to oznacza, że części hodowców hodowla nie będzie się opłacała. Wycofają się z biznesu, co zmniejszy liczbę pszczelich rodzin.
pogo, 9 maja 2013, 08:44
Z tego co wiem to opryski w okresie zapylania zniszczyłyby również uprawy, więc te pestycydy prawdopodobnie zostają dłużej.
Kolejną kwestią jest to, że pszczoły podczas poszukiwania pokarmu przelatują przez stosunkowo świeżo spryskane uprawy gdzie niby nie ma co zbierać, ale przysiąść na chwilę można.
Stankot, 9 maja 2013, 09:54
tro, 9 maja 2013, 10:09
kilka dni temu mówili w tv o tym, że naukowcy godzą się z wymieraniem pszczół, a zapylanie w przyszłości mają przejąć owady-roboty
pk1001100011, 9 maja 2013, 23:27
Modyfikujemy genetycznie rośliny po to by móc wylewać na nie rzeki chemikaliów. Okazało się, że szkodzi to pszczołom bez których tych roślin nie będzie. Zmodyfikujmy też więc pszczoły?
Jakby nie można było pozbyć się pestycydów i zostawić tego wszystkiego naturze.
Ostatnio czytałem, że 30-50% jadalnej żywności na świecie jest wyrzucana do śmieci lub w inny sposób marnowana. Nawet gdyby po pozbyciu się pestycydów produkowano 30% mniej żywności i tak mogło by to wystarczyć, gdyby obchodzić się z żywnością jak należy i jej nie marnować.
No ale organizacje typu Monsanto (ci od zabijania ludzi Agent Orange na zachciankę USA) skutecznie by się temu sprzeciwiały (bo dla rządów liczy się kasa, nie natura).
pogo, 10 maja 2013, 08:52
Mamy w Twoim rozumowaniu 2 problemy:
1. nauczyć ludzi oszczędnego korzystania z jedzenia (ale jak ktoś ma kasę to i tak się tym nie przejmie)
2. spadki plonów mogą sięgnąć w wielu rejonach nawet 70%, więc w efekcie zniknie pewnie co najmniej 50% upraw
Pomijam już fakt, że jak będzie mniej żywności to ceny pójdą w górę i szybko będziemy mieć chleb za 10zł.
Mariusz Błoński, 10 maja 2013, 11:14
Też to czytałem.
Na obecnym etapie rozwoju technologii to mrzonka. Roboty zdolne do wykonania takiego zadania powstaną może w perspektywie 10 lat, Kolejne lata miną, zanim staną się na tyle tanie, że mogłyby zastąpić pszczoły i rolnika będzie stać na to, by kupić tysiące takich robotów. A wtedy okaże się, że mamy kolejną katastrofę ekologiczną, bo masowo padają ptaki polykające takie roboty, a zepsute roboty, zalegające na polach, zanieczyszczają glebę metalami ciężkimi, chemikaliami wyciekającymi z baterii i całą masą innego syfu.
Cretino, 10 maja 2013, 12:48
ad. 1.: sa na to sposoby .... podatek dochodowy zlikwidowany co bedzie premiowac zaradnych i pomysłowych i nie okradać ich z ich "pomysłów na zycie" .... a podstawą dochodów państw/państwa staje się VAT/AKCYZA - wtedy opodatkowanie jednostki zależne jest od poziomu jej konsumpcji a tym samym presji jaka wywiera na przyrodę ..... im wiecej wydajesz i konsumujesz tym większe płącisz podatki .... np. lepiej płacić 50% VAT niż 20% podatek dochodowy bo 1 opcja jest sprawiedliwsza - także dla przyrody .... SKUTEK: ci co chcą oszczędzają a jak nie chcąto płaca dużo wiecej za konsumpcję nieopanowaną ...
2.: nie ma nic złego we wzroscie cen żywności wywołanym ograniczeniem użytkowania pestycydów i nawozów .... 50% spadek zużycia chemikaliów zmniejszyłby koszty posrednie zwiazane np. z ich uzuwaniem ze środowiska i te wynikajace z leczenia chorów przez nie wywoływanych ...
3.: nie ma nic złego w chlebie za 10PLN bo tyle już dziś kosztuje prawdziwy, zdrowy chleb bez chemikaliów i z pełnej mąki ..... poza tym, skoro społeczeństwa zachodnie tyją to chleb po nawet 20PLN nie byłby dla nich obciążeniem a ograniczenie spożycia fast foodu w dużej mierze zahamowałoby problem niekontrolowanego tycia jednostek, ktore nie sa w stanie powstrzymać się przed zarciem .....
4.: nie ma nic zlego w spadku plonów nawet o 90% bo dla biosfery byłoby to zbawienie .... smierć nawet 95% ludzkiej populacji nie zagraża przetrwaniu gatunku jako całości - wiecej .... relatywnie zwieksza prawdopodobieństwo jej przetrwania w sytuacji ograniczonych zasobów biosfery ....
TrzyGrosze, 10 maja 2013, 15:48
Cretino.
To są idealistyczno-zabiorkowe marzenia. Książe Karol, wielki entuzjasta ekologicznej żywności, z braku wystarczającego popytu, zamknął ostatnio swój sklep, gdzie sprzedawano czysto ekologiczne produkty z jego farmy.
Były droższe ok.30% od marketowych.
99% ludzi myśli kasą, a nie rozsądkiem.
Natomiast politycy nie kierują się rozsądkiem, tylko wolą swoich wyborców.
fiona, 20 maja 2013, 17:21
Nie mówiłbyś tak, gdybyś miał rodzinę do wykarmienia. Dlaczego ktoś, kto ma małe dzieci i liczy się z każdym groszem ma płacić wyższe podatki? Tacy ludzie nie marnują jedzenia, choć kupują go dużo wiecej niż przeciętnie. Mam trójkę dzieci i nie stać mnie na marnowanie jedzenia, ani na akcyzę za nie. Nie da się tak łatwo załatwić sprawy. Poza tym, jak ktoś ma dużo kasy, to i tak się nie przejmie podatkiem od żywności, co więcej - już płacimy VAT od zakupów. Biedniejsi ludzie nie udźwigną już więszych wydatków. Wyobraź sobie samotnego rencistę, który ma 500 zł na miesiąc i po opłatach zostaje mu ok. 150 zł na jedzenie - ktoś taki żyje skromnie i na pewno nie marnuje jedzenia. Uważam więc, że pomysł jest raczej nienajlepszy - kombinujmy zatem dalej...
Pozdrawiam
Flaku, 20 maja 2013, 17:51
Z moim pomysłem chodziło mi raczej o to aby więksi plantatorzy mieli własne pszczoły latające tylko nad ich zbiorami. Wtedy czy opryskuja i czym to tylko ich zmartwienie. Jeśli chciałby mieć plony to musiałby tak operować opryskami aby nie zabić pszczół. Problem się rozwiązuje, nie jest już problemem globalnym, ale tylko zmartwieniem plantatora, który nie zarobi jeśli go nie rozwiąże.