Niespodziewane odkrycie podczas poszukiwania wraku okrętu z II wojny światowej

| Nauki przyrodnicze
NOAA

Niedawno firma Caladan Oceanic pochwaliła się znalezieniem wraku okrętu USS Johnson, zatopionego w 1944 roku. Jednak zanim trafiono na okręt, zauważono coś, co poruszyło nie historyków, a biologów. A odkrycia dokonano przypadkiem, gdy podczas poszukiwania okrętu batyskaf kierowany przez Victora Vescovo zboczył o kilka kilometrów z kursu.

Vescovo i jego kolega płynęli batyskafem przez głębiny Rowu Filipińskiego, a ich podróż była rejestrowana przez kamerę. Film trafił d Alana Jamiesona z University of Western Australia, który specjalizuje się w badaniu głębin oceanicznych. Jamieson przeglądał nagranie w nadziei, że znajdzie na nim coś interesującego. Nagle, na kilku sekundach nagrania, pojawił się kształt, którego uczony się nie spodziewał. Przewinął i obejrzał jeszcze raz. Naukowiec szybko rozpoznał kształt widoczny w reflektorach batyskafu.

Jamieson oglądał kałamarnicę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nagrania dokonano na głębokości 6200 metrów. Zwierzę pływało o 1500 głębiej niż jakakolwiek inna wcześniej zauważona kałamarnica.

Australijski naukowiec wysłał fragment filmu do zoologa Mike'a Vecchione ze Smithsonian Institution. Ten zidentyfikował zwierzę jako należące do rzadko spotykanego i słabo znanego rodzaju Magnapinna. To bardzo dziwne zwierzęta. Dryfują z rozłożonymi ramionami, a pod nimi zwisają długie, podobne do spaghetti struktury. Zawierają one mikroskopijne przyssawki, za pomocą których kałamarnica łapie ofiary.

Zwierzę, które zarejestrowano było nieduże. Długość jego płaszcza wynosiła ok. 10 cm, czyli trzykrotnie mniej niż płaszcz największych znanych Magnapinna. Nie widać też długich ramion. Zdaniem specjalistów, oznacza to, że Vescovo spotkał młodego osobnika.

Eksperci mówią, że to fascynujące odkrycie. Kałamarnice znajdują się bowiem na szczycie morskiego łańcucha pokarmowego, ich istnienie zależy od złożonej sieci powiązań ekologicznych. Odkrycie kałamarnicy na głębokości 6212 metrów oznacza, że musi tam istnieć wiele innych form życia, umożliwiających kałamarnicom na przetrwanie na tak znacznych głębokościach. Oznacza to też, że jeśli na różnych etapach rozwoju kałamarnice przebywają na takich głębokościach, to aktywność człowieka może być dla nich większym zagrożeniem, niż sądzono. Osady wzbijane przez ludzi podczas działalności wydobywczej mogą mieć wpływ na populację tych zwierząt, mówi Bruce Robinson z Monterey Bay Aquarium Research Institute.

Obawy te potwierdziły się, gdy w końcu odkryto wrak USS Johnson. Mimo, że opadł on na dno i wbił osady przed niemal 80 laty, okolica wygląda tak, jakby było to wczoraj, mówi Robinson. W dalszej odległości od wraku widać ślady życia, ale w jego pobliżu, tam, gdzie doszło do największego przemieszczenia osadów, nie zauważono żadnych istot żywych. To sugeruje, że jeśli dojdzie do zaburzenia dna na tak dużych głębokościach – na przykład w wyniku działalności wydobywczej – to życie znika stamtąd na całe dekady.

USS Johnson kałamarnica Rów Filipiński