Internetowe sklepy pod lupą UE
Badania przeprowadzone przez Unię Europejską wykazały, że większość online'owych sklepów z elektroniką narusza prawa konsumenta. Na ich potrzeby przeanalizowano 369 sklepów z 26 krajów UE (nie brano pod uwagę tylko Słowacji) oraz Norwegii i Islandii. Okazało się, że nieprawidłowości znaleziono na 203 witrynach.
Najczęściej brakowało informacji o tym, że towar zakupiony online można zwrócić w ciągu 7 dni.
Urzędnicy sprawdzali, czy na stronach sklepów znajdują się wszystkie wymagane dane sprzedawcy, informacje o produkcie oraz prawach konsumenta. Aż 66% sklepów nie informowało, że towary zakupione na odległość można zwrócić w ciągu 7 dni bez podawania przyczyny zwrotu, a sprzedawca jest zobowiązany oddać całą kwotę za produkt. Wiele witryn nie informowało, że wadliwy towar może być wymieniony lub naprawiony przez dwa lata od daty sprzedaży. W przypadku 45% sklepów brakowało informacji o dodatkowych kosztach przesyłki lub informacje takie były trudno dostępne. Co trzeci sklep nie umieszcza pełnych informacji dotyczących nazwy, adresu lub adresu e-mail sprzedawcy.
Eurourzędnicy skontaktują się ze wszystkimi sklepami, na witrynach których wystąpiły nieprawidłowości, i wezwą do ich usunięcia. Tym, którzy się nie dostosują, grożą grzywny.
Europejski internetowy rynek elektroniki wart jest około 7 miliardów euro. Ocenia się, że 25% mieszkańców Starego Kontynentu co najmniej raz kupiło sprzęt elektroniczny za pośrednictwem Sieci.
Komentarze (8)
lucky_one, 11 września 2009, 16:46
Dobrze że ktoś się za to wziął.. Pytanie, czy faktycznie to coś zmieni, czy działanie to miało tylko być taką zasłoną dymną, że niby urzędnicy coś jednak robią..
Mariusz Błoński, 11 września 2009, 17:43
Urzędniczy pic na wodę, nic więcej.
Jakoś nigdy nie widziałem w żadnym sklepie, żeby były wywieszone wszystkie dane potrzebne do kontaktu, wyciągi z ustaw konsumenckich itp. itd. Niby dlaczego sklepy internetowe mają podlegać jakimś innym prawom? I dlaczego w sklepie internetowym mam mieć prawo do 7 dni zwrotu, a w sklepie fizycznym już nie? Czy te przepisy nie zostały uchwalone pod naciskiem grup interesów związanych z sieciami handlowymi po to, by utrudnić działanie sklepom internetowym?
mikroos, 11 września 2009, 19:44
Pomyślmy: czyżby dlatego, że zasada "widziały gały co brały" w sklepie internetowym nie obowiązuje?
Mariusz Błoński, 12 września 2009, 11:24
Jak to nie obowiązuje? Jeśli człowiek decyduje się na zakupy w Sieci, to wie, z czym się to wiąże. Ma możliwość obejrzenia towaru na ekranie komputera, może pójść do pobliskiego sklepu i go zobaczyć...
Przecież jak kupujesz np. lodówkę w zwykłym sklepie to też nie jesteś w stanie dokładnie, do samego końca jej obejrzeć, przetestować. Nie wiesz, czy będzie spełniała wszelkie Twoje wymagania. To sprzedawcy powinno zależeć na tym, by jak najbardziej zadowolić konsumenta i dawać mu różne "bonusy", jak chociażby możliwość rezygnacji z zakupu, a nie od urzędniczego widzimisię, które dzieli sklepy na mające dodatkowe obowiązki (a więc dodatkowe koszty i utrudnienia) i takie, które tych obowiązków nie mają.
mikroos, 12 września 2009, 11:51
To nie tak. W sklepie internetowym sprzedawca może jedynie opisać Tobie, jak działa albo jak wygląda dany produkt. Przykładowo: ciuchów w necie nie przymierzysz, nawet jeśli zobaczysz zdjęcia. A do Stanów przecież nie pojedziesz, żeby przymierzyć fajny T-shirt.
Tylko po to ma iść do naziemnego, skoro na zakupy w Sieci decyduje się właśnie ze względu na wygodę?
Jeżeli nie będzie spełniała, masz 2 lata na zwrot w związku z niezgodnością z umową.
Może i koszty i utrudnienia, ale za to wielokrotnie niższe koszty prowadzenia firmy (brak ekspozycji, łatwiejsze przechowywanie, tańsza lokalizacja itp.). Sklepy internetowe mają swoje obowiązki (konieczność realizacji zwrotów), ale też wyjątkowe przywileje (np. nie trzeba płacić za dzierżawę ekskluzywnej działki w centrum), a oprócz tego wszystko jest zapisane w prawie - zakładając firmę masz więc wybór. Tymczasem Twoja wypowiedź brzmi tak, jakbyś oczekiwał, że w warzywniaku u pani Kazi będzie zainstalowany system przeciwpożarowy, windy i 7 wyjść ewakuacyjnych, bo w marketach też tak jest.
lucky_one, 12 września 2009, 14:59
Zgadzam się z mikroosem - sklep internetowy daje większe możliwości przekrętów i naciągania klienta, niż sklep 'naziemny'. Dlatego musi być więcej praw reklamacji, zwrotu itd.
Ale z tego co się orientuję, to u nas w Polsce ma się możliwość zwrotu zakupionego towaru w ciągu 10 dni, bez podania przyczyny. Z tym, że towar nie może być odpakowany ani używany. Czyli te 10 dni to jest jakby na rozmyślenie się z kupna jedynie, ale zawsze coś. Zawsze pozostaje gwarancja za okazaniem paragonu, jeśli towar okaże się wadliwy - a w przypadku marketów często tak jest, i z reguły nie wdają się w procedury naprawcze tylko od razu wymieniają towar na nowy.. Niemniej też nigdzie nie ma informacji o tym, że ma się prawo do zwrotu w ciągu 10 dni i reklamacji przez rok czy tam dwa lata (nie pamiętam) na podstawie paragonu..
Mariusz Błoński, 12 września 2009, 19:43
Ale panowie... to samo jest np. z usługami. Tak długo, jak usługa nie zostanie wykonana, nie wiesz, jak będzie wykonana.
Wszystkich powinno obowiązywać takie samo prawo, bo gdy nie obowiązuje, to okazuje się, że mamy kasty uprzywilejowanych, a tracą, jak zwykle, klienci.
O tym powinien decydować rynek, a nie urzędnicy. Prosty przykład: w USA istnieje wielki sklep internetowy handlujący obuwiem. Sklep sam z własnej woli daje klientom możliwość dokonywania zwrotów, pokrywa koszty transportu zarówno od klienta jak i do klienta. I sklep odniósł sukces bez urzędniczej interwencji... Albo taki Netflix - internetowa wypożyczalnia filmów na nośnikach fizycznych... Oni pokrywają koszty transportu, klient może trzymać płyty tak długo, jak tylko chce i nie płaci za to dodatkowo. I również odnieśli sukces...
mikroos, 12 września 2009, 19:53
I w przypadku usług masz dokładnie takie samo prawo przecież. Jeżeli usługa jest wykonana niezgodnie z umową, masz prawo nie zapłacić. To chyba dość oczywiste.
I decyduje. Przedsiębiorca decyduje, jaki typ sklepu chce założyć, a klient decyduje, z jakiego chce korzystać.
Ale przecież w USA też są przepisy dotyczące zwrotu towarów. Poza tym w przypadku USA urzędnicza interwencja działa w każdej dziedzinie życia i nazywa się "pozwę cię, ty #$%^&, o milion dolarów".