Bakterie wspomagają walkę z wirusem
Akiko Iwasaki, immunolog z Yale University ze zdziwieniem zauważyła, że myszy, którym podawano neomycynę są bardziej podatne na grypę niż nie przyjmująca antybiotyku grupa kontrolna. Bliższe przyjrzenie się zagadce pokazało, że neomycyna zabija naturalnie występujące w organizmach myszy bakterie, które powodują wzrost liczby limfocytów T i przeciwciał zwalczających wirusa grypy, który dostał się do płuc.
Wspomniana bakteria wspomaga walkę z wirusem aktywując inflamasom (kompleks białek cytoplazmatycznych, biorących udział w procesie zapalnym). To z kolei powoduje, że interleukina 1 beta zmienia swój stan w chemicznie dojrzały. Dojrzała IL-1 beta powoduje zaś, że odpornościowe komórki dendrytyczne przemieszczają się do węzłów chłonnych w płucach, gdzie atakują wirusa grypy.
Jeśli jednak neomycyna wyeliminuje wspomniane na początku bakterie, nie dochodzi do uaktywnienia IL-1 beta i wirus może się rozprzestrzeniać.
Od około 60 lat wiadomo, że mikroorganizmy zamieszkujące nasze ciała są niezbędne do prawidłowego rozwoju układu odpornościowego. Jednak naukowcy skupiali się przede wszystkim na florze bakteryjnej jelit. Dopiero od kilku lat w literaturze zaczęły pojawiać się sugestie, iż pozytywna rola bakterii nie ogranicza się tylko do jelit.
Badania Iwasaki są pierwszymi, które opisują, w jaki sposób bakterie zwalczają infekcję w płucach. To kolejna praca pokazująca, że sygnały przekazywane przez bakterie komensalne mają wpływ na komórki odpornościowe w wielu tkankach - mówi David Artis, immunolog z University of Pennsylvania. Dodaje, że badania Iwasakiego tylko potwierdzają tezę, iż powinniśmy przyjmować tylko i wyłącznie niezbędne antybiotyki i tylko wówczas, gdy jest to konieczne. Ponadto, jak zauważa uczony, wyniki uzyskane na Yale sugerują, iż nasza dieta może mieć znaczenie dla zdolności organizmu do obrony przed wirusami, poprzez wpływanie na skład flory bakteryjnej organizmu.
Iwasaki podkreśla, że nie udało się jeszcze zidentyfikować bakterii pomagającej w walce z wirusem grypy. Podejrzewa ona, że jest to jeden z gatunków Lactobacillus, które rezydują w jelitach. Po podaniu neomycyny ich liczba w jelitach znacznie spadła, ale utrzymała się w nosie.
Powstaje też pytanie, czy bakteria celowo uruchamia obronę organizmu, chroniąc w ten sposób swojego gospodarza, czy też inflamasomy są uruchamiane przez bakterię w innym celu, a skutkiem ubocznych tych działań jest utrzymywanie grypy pod kontrolą.
Komentarze (7)
Jurgi, 16 marca 2011, 00:04
A przeciętny lekarzyna w tym kraju przepisuje na grypę antybiotyk…
mikroos, 16 marca 2011, 02:02
To akurat niekoniecznie jest takie głupie (co nie oznacza, że zawsze ma sens). Bardzo często antybiotyki podaje się w pełni świadomie jako leki osłonowe - nabłonek dróg oddechowych uszkodzony przez wirusa grypy jest dodatkowo podatny na infekcje (i to raczej bakteryjne, bo ochrona skierowana przeciw wirusom jest już w danym momencie aktywna).
cyberant, 16 marca 2011, 08:45
tylko ze leczenie powinno odbywać się stopniowo. Na początku sposoby doraźne wspomagające układ odpornościowy, gdy to nie pomaga to dopiero antybiotyk.
Jednak w Polsce, gdzie do lekarza są długie kolejki, to lekarz widzi pacjenta z grypą i natychmiast wali z najcięższego działa, żeby pacjent więcej mu gitary nie zawracał... i innych nie zarażał.
Inaczej by było w kraju, gdzie jest wielu lekarzy rodzinnych którzy chodzą na wizyty domowe do pacjenta i mogą co 2-3 dni sprawdzić, czy się pacjentowi poprawia, czy może trzeba stosować cięższą artylerię.
Jajcenty, 16 marca 2011, 08:57
Nawet w bogatych krajach opieka tego typu jest dostępna tylko dla tych, którzy mogą sobie na nią pozwolić. "Lekarze nie ganiają z pacjentami" - Joel Fleishman.
cyberant, 16 marca 2011, 11:41
owszem, ale mi chodzi o to że "tak powinno być", bo że jest inaczej to wszyscy dobrze wiemy...
"Lekarz" w dzisiejszych czasach to "firma" która ma zarabiać, ideały pozostały słabiutkim echem przeszłości (doktor Judym i inni...) ;/ smutne ale prawdziwe
mikroos, 16 marca 2011, 11:49
W większości przypadków tak. Ale jeszcze raz powtarzam: są sytuacje, w których nie ma na co czekać. Dla osoby 70-letniej często taka podwójna infekcja = zgon, z kolei dla małego dziecka może się to skończyć problemami na lata. Dlatego zaznaczam jeszcze raz: nie we wszystkich przypadkach, ale w niektórych "leczenie grypy" antybiotykiem jest wręcz konieczne.
Pamiętajmy też, że jedną z głównych przyczyn nadużywania antybiotyków jest presja (i to gigantyczna - znam paru lekarzy i myślę, że mogę tak powiedzieć) ze strony samych pacjentów. W tej sytuacji patrzenie wyłącznie na lekarzy jest zwyczajnie niesprawiedliwe.
Jajcenty, 16 marca 2011, 12:11
Uprasza się o zaprzestanie lewicowania i demagogowania Lekarz też człowiek i jeść musi. Dobrobyt lekarza wyzwala w innych członkach społeczności chęć bycia lekarzem - dobór pozytywny.