Depresja poweselna
Jakiś czas temu tajemnicą przestała być już depresja poporodowa. Teraz wygląda na to, że powoli przełamujemy tabu depresji poweselnej. Zapada na nią coraz więcej kobiet (lub coraz więcej się do niej przyznaje). Powód? Nierealistyczne oczekiwania wobec małżeństwa.
Po zbadaniu świeżo upieczonych małżonków z Kalifornii okazało się, że ok. 10% kobiet decyduje się na wizytę u terapeuty, by poradzić sobie ze "skrywanym smutkiem". Wiele pań szuka w Sieci poradnikowych stron poświęconych małżeństwu. W ten sposób próbują sprawdzić, czego spodziewać się po wspólnym życiu, gdy minie okres podekscytowania zmianą i początkiem.
Dr Michelle Gannon z San Francisco opowiada, że sporo par spodziewa się idealnego życia, dlatego nie mogą się pogodzić z sytuacją, gdzie kłótnie i spory są czymś nieuniknionym. Podczas odbywanych sesji pani psycholog tłumaczy im też, że każdy pozostaje nadal niezależną jednostką, która sama odpowiada za swoje szczęście. To nierealistyczne zakładać, że twój partner zrobi dla [i za] ciebie wszystko.
Po początkowym "haju" zakochania następuje nieunikniony spadek poziomu hormonów (dopaminy i oksytocyny, które odpowiadają za rozwój wzajemnego przywiązania). To właśnie wskutek tego zjawiska pojawia się uczucie lekkiego smutku. Obniża się też częstość kontaktów seksualnych, a ludzie zakładają, że po szczęśliwym ślubie zaangażowanie erotyczne powinno wzrosnąć. To zrozumiałe, że taka sytuacja jest stresująca.
Problem nasila się, bo mężczyźni skrywają swoje emocje, a kobiety obawiają się rozmawiać o tak wcześnie doświadczanych problemach małżeńskich.
Dużą popularnością zaczynają się cieszyć kursy przygotowujące do zamążpójścia/ożenku. Jeden z nich prowadzą Michelle i Patrick Gannonowie. Podczas weekendowych warsztatów Sto jeden kroków do małżeństwa bez ogródek wykładają ludziom, co może ich spotkać. Tytuł przywodzi na myśl sklepy 1001 drobiazgów i dość dobrze oddaje charakter szkolenia.
Wg specjalistów, większość osób doświadcza po wstąpieniu w związek małżeński przynajmniej jednego poważnego zawodu. W zależności od nasilenia odczuwanych emocji i płci pojawiają się różne reakcje. Kobiety, które lubią "przegadać" problem, a podczas mówienia organizują go sobie, dość często zakładają blogi, gdzie dzielą się z innymi swoimi doświadczeniami z depresją poweselną (ang. post-nuptial depression, PND).
Po wypowiedzeniu sakramentalnego "tak" może się pojawić żal podecyzyjny. Podobnie jak podczas robienia zakupów czy wyboru pracy. Dla niektórych małżeństwo okazuje się zagrożeniem dla własnego ja. Przestają się czuć sobą. Dr Jane Greer, terapeutka rodzinna i małżeńska z Nowego Jorku, przypomina, że przed ślubem należy sobie koniecznie odpowiedzieć na jedno pytanie: "Czy jestem gotowy(a) by przejść od stanu ja do stanu my?".
Nie wolno też zakładać, że pary, które mieszkały ze sobą przed ślubem, zabezpieczyły się przed PND. Owszem, da się w ten sposób urealnić oczekiwania i przyzwyczaić do wad partnera, ale prawa biologii są nieubłagane, więc spadku stężenia hormonów nie da się uniknąć... Najwyraźniej trzeba się pogodzić z faktem, że od zakochania jeden krok do związku kompletnego, a koniec końców może i pustego.
Komentarze (23)
lililea, 25 listopada 2008, 13:23
Smutne, ale prawdziwe.
Uważam że zamieszkanie razem przed ślubem jest fajnym pomysłem, pomaga uniknąć większości takich problemów.
Małżeństwo jest wtedy tylko potwierdzeniem, że "tak uważam że to jest to i chce żeby już tak zostało".
Choć podobno dopiero po zawarcia małżeństwa ludzie zaczynają podświadomie oczekiwać od partnera powielania wzorców z własnego domu.
thibris, 25 listopada 2008, 14:26
A według mnie powinni zamknąć takie poradnie i problem z głowy. Kiedyś ludzie sami rozwiązywali te problemy i było ok. Teraz nie mogą sobie z tym poradzić ? Blogi muszą pisać... Ten nienaturalny ekshibicjonizm mnie dobija. Nie chce mi się wierzyć, że tego się inaczej nie da załatwić. Ale oczywiście łatwiej się wygadać obcemu (psycholog) lub grupie obcych (blog) niż komuś bliskiemu (mąż, żona, przyjaciele...)
lililea, 25 listopada 2008, 15:07
A w sumie czemu ci to przeszkadza ?
Kiedyś jak się miało małą dziurkę w zębie to trzeba było wyrwać, teraz mamy bardziej skomplikowane ale lepsze sposoby, może tu jest podobnie.
thibris, 25 listopada 2008, 15:29
Kto Ci kiedyś kazał wyrywać zęba z powodu małej dziurki ?
Męczy mnie cała ta niezaradność dzisiejszego społeczeństwa, które na każdym kroku potrzebuje pomocy. Wstałem lewą nogą ? Do psychoanalityka. Boli mnie kolano ? Do chirurga. Nie zaspokoiłem/am partnera ? Biegnijmy do seksuologa. Nikt (a przynajmniej coraz mniej ludzi) nie stara się samemu sobie pomóc i poradzić z problemem. Każdy chce iść na skróty i znaleźć rozwiązanie w minutę, a jeszcze lepiej żeby ktoś to zrobił za nas. Słyszałem kiedyś wypowiedź dobrego seksuologa, który powiedział: przeważająca większość ludzi którym pomogłem, zrobiła by to sama gdyby tylko chciała ze sobą porozmawiać. Ludzie potrzebują tego, aby ich ktoś poprowadził za rączkę i pokazał gotowe rozwiązanie. Tylko co zrobimy gdy tego kogoś nie będzie kiedyś pod ręką ?
lililea, 25 listopada 2008, 15:34
No właśnie o to chodzi, że mi nikt nie kazał wyrywać zęba, bo są dentyści którzy potrafią je plombować, kiedyś ich nie było.
OK, pewien procent osób która szuka pomocy wcale jej nie potrzebuje, ale wydaje mi się że większość nie rozwiązałaby problemu tylko z nim żyła.
Zawsze były małżeństwa w których partnerzy ze sobą nie rozmawiali i żyli tak latami, teraz mają do kogo pójść i poprosić o pomoc. Mi się to podoba.
Jak drugi raz będą mieli problem to pewnie sami będą potrafili go rozwiązać, znają już sposób.
Nie oszukujmy się, w naszym kraju jak ktoś idzie do psychologa to już jest zdesperowany, nie jest to jeszcze społecznie akceptowane.
mikroos, 25 listopada 2008, 16:47
A niech sobie będą takie usługi. Ty korzystać nie musisz, a gospodarka na tym skorzysta A do tego jest szansa, że przynajmniej część ludzi dookoła będzie mniej zrzędzić, jakie ma koszmarne życie.
este perfil es muy tonto, 25 listopada 2008, 17:06
wszyscy macie po części rację,a lililea bardziej są problemy w których rozmaici lodzy rzeczywiście pomagają,są problemy które da się samemu rozwiązać a chodzi się do poradni tylko bo to trendi(na zachodzie,u nas nie).małżeństwo jest takim problemem,ale i ogólnie związek jest problemem.Ja sobie mieszkam z dziewczyną już drugi rok,zazwyczaj jest fajnie,czasami nie,no i nie jest tak magicznie jak w pierwszym miesiącu. Poza tym jak już się z kimś zamieszka to robi się z nim nie tylko "specjalne" rzeczy typu spotkania i wyjścia; ale też przyziemne, typu zmywanie naczyń, co już takie romantyczne nie jest.No jest jeszcze druga strategia ewolucyjna-skakać z kwiatka na kwiatek i nie tworzyć stałego związku.Obie są chyba ewolucyjnie skuteczne-raz ma się wpływ na potomstwo, za drugim razem może się o potomstwo najlepiej nie zadba,ale potomstwa będzie wiele tu i ówdzie :-*
thibris, 25 listopada 2008, 22:22
Mi usługi nie przeszkadzają. Niech sobie ludziska trzepią kasę na reszcie... Mnie męczą masy użalających się na siebie ludzi, którzy sami nie potrafią wziąć się w garść.
mikroos, 25 listopada 2008, 22:40
Jasne, masz rację. Ale popatrz na to w ten sposób, że skoro brak terapeuty im nie pomaga, to nie mają nic do stracenia. Kto wie, czy komuś taka wizyta nie pomoże? W pozytywnym tego słowa znaczeniu to nie jest Twój problem, więc nie ma się o co martwić
thibris, 26 listopada 2008, 09:52
Martwi mnie to, że społeczeństwo z fast foodów przenosi się na fast life. Nie chce się komuś gotować obiadu idzie na hamburgera (okazjonalnie to wcale nie jest takie złe). Nie chce się komuś rozmawiać i rozwiązywać problemów idzie do psychologa, seksuologa, poradni małżeńskiej, etc.. Tylko co po takiej terapii ? Jak długo wszystko znów jest jak w bajce ? Raczej nie ubywa nam rozwodów, ludzi z załamaniem nerwowym i im podobnych. Taki specjalista to powinna być ostateczność, którą ogrom jednak niewłaściwie wykorzystuje.
Masz rację - to nie mój problem, nie wiem czemu się tym martwię. Do dnia dzisiejszego jestem jeszcze (chyba) zdrowy na umyśle
lililea, 26 listopada 2008, 10:49
Ale przecież u psychologa, seksuologa itp. właśnie się rozmawia.
Gość macintosh, 26 listopada 2008, 11:17
Czasem, w obecności innych osób, czy w troszkę innej atmosferze można być skłonnym do nowych odczuć/myśli.
Więc problemem nie jest np. seks. nie jest konieczna rozmowa z seksuologiem.
Problemem jest nerwowa atmosfera.
Żeby ją usunąć wystarczy umówić się na kawę.
waldi888231200, 26 listopada 2008, 11:56
Ludzie prowadzą gry (programy z dzieciństwa, fałszywe informacje potraktowane poważnie, małe doświadczenie życiowe) nawet sprawy sobie z tego nie zdając, w obecnosci fachowca uświadamia im że to robią . Więc nie wystarczy tylko na kawę wyjść.
Gość macintosh, 26 listopada 2008, 12:39
Bo nie napisałem jeszcze o tym, co jest konieczne, żeby wyjść na kawe.
Nauczyć się szczerości wobec swoich odczuć.
O nich rozmawiać, a nie podsumowywać. W niektórych przypadkach: podsumowanie = ignorancja.
Dyskutować. Kryzysy są po to, żeby wzmacniać, a nie tłamsić.
Jak przestrzeni do dyskusji nie ma to masz rację.
lililea, 26 listopada 2008, 13:02
Myślisz że jeżeli ktoś kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego że prowadzi jakąś gierkę, to wystarczy że postanowi sobie że będzie szczery i wszystko się naprawi.
Ja myślę, że czasem można sobie coś takiego uświadomić samemu, w sumie mi się to zdarzało... ale dopiero wtedy widzi się jakie to jest trudne i odkrywcze. Więc jeżeli bym wiedziała że jest duży niezidentyfikowany problem, poprosiłabym kogoś żeby mi pomógł go rozwikłać.
Gość macintosh, 26 listopada 2008, 14:13
Przygasiłaś mnie.
Musiałbym mocno rozbudować swoją wypowiedź, żeby uzyskać uzasadnienie.
Ogólnie(albo do dyskusji): wystarczy, że ma się "guidelines". Czyli silnie uświadomioną motywacje do działania. Wie się: po co?
Bo działanie jest wtórne. Tylko po co jest ważne.
Reszta to środki. Rzeczy niezbędne w zależności od sytuacji. Lub kompletnie zbędne.
Jaśniej się wyrażę, jak napiszę, żeby zajmować się tylko najważniejszymi odczuciami.
Choćby po to, ważne jest, aby to zobaczyć. Żeby uświadomić sobie upływający czas. Wtedy lepiej się widzi, że ma jedną szansę na milion. Chodzi o postawę życiową.
..której nie mam. Wydaje mi się, że tak by to grało
Tylko jak idzie się do psychologa to na parę chwil przed rozmową wszystko samo się jakoś układa. W tym momencie można zaoszczędzić 100zł. (zamiast krok przez próg, zrobić krok do swojego domu). Ale, mimo takiego uświadomienia. Warto odtworzyć swoją argumentację w takiej rozmowie.Kiedy rozmawia się z kimś, ze swoimi argumentami, które takie już maja pozostać. Widzi się emocje, zachętę tej osoby.
Nazwę tą rozmowę znacznikiem w świadomości, który włączy się w potrzebnym momencie. Bez znacznika jak bez kieszonkowej mapy.
lililea, 26 listopada 2008, 14:22
I uważasz że jakby w tej zakazać psychologom wykonywać swoją pracę. To każdy sam poszedłby po rozum do głowy?
Czy nie pomijasz faktu, że ludzie są różni?
Gość macintosh, 26 listopada 2008, 14:31
Nie zaprzeczyłem. Nie forsowałem pomysłu usuwania psychologów. Zachęciłem do rozmowy z psychologiem, żeby uzyskać znacznik. Przypominacz. Emocje, które wzmocnią orientację na cel.
Zgadzam się, że ludzie są różni. Tym bardziej, że mogą dodatkowo pochodzić jeszcze z różnych kultur albo mieć specyficzne kompleksy. Zaproponowałem postawę. Nie twierdze, że każdy taką ma. Sam napisałem, że takiej nie mam.
lililea, 26 listopada 2008, 14:38
Wydaje mi się, że w sprawach związkowych psycholog przydaje się czasem jako zwykła osoba trzecia, która widzi sprawę z boki i ma bardziej trzeźwy osąd, bo sprawa jej nie dotyczy.
Dla mnie takim trzeźwym osądem jest często przyjaciółka, ale rozumiem że dla niektórych obca osoba z którą nie muszą mieć kontaktu nigdy więcej w życiu jest łatwiejszym wyborem.
Gość macintosh, 26 listopada 2008, 15:36
lililea, 27 listopada 2008, 11:38
Co masz na myśli?
Gość macintosh, 27 listopada 2008, 22:14
Jak rozmawia się z psychologiem i ma się skłonność do mówienia dużo. Psycholog to zauważy. W momencie gdy mógłby usprawnić Twoje myślenie - pozwala Ci się wygadać, tracisz coś ważnego.
Godzina się kończy, Ty chcesz jeszcze, a następny klient czeka w kolejce.
Psycholog to sprzedawca - swojego czasu. Im więcej sprzeda tym więcej ma na przyjemności ze swoim przyjacielem/ółką -> ma w tym swój cholerny interes, żeby chodziło o czas a nie konkretną pomoc.
Doświadczyłaś czegoś, chcesz to natychmiast przegadać - musisz się umówić. Umawiasz się, mija czas, przychodzisz na spotkanie - ale emocje z pierwszego doświadczenia z nową myślą mijają. Już nie za bardzo chce się o tym gadać. Być może tracisz coś ważnego.
....dlatego psycholog to human_like. Nie-przyjaciel
No a przyjaciel. W moim przypadku przyjaciel-kobieta. To ktoś kto myśli o mnie kiedy mnie z tą osobą nie ma - to mocno działa.
Więc najłatwiej, tak jak napisałem wcześniej - na początku relacji(jeszcze nie związku) trzeba wyraźnie zarysować przestrzeń dla rozmów taktyczno-strategicznych co do związku. Żeby była widoczna w każdym "potem". Ustalić wyraźny przypominacz w czasie rozmów. Znacznik. Przyzwyczajać się do szczerego pytania: "chcesz to przegadać?" z jak_najbardziej_przyjacielskimi emocjami
lililea, 28 listopada 2008, 10:28
1. Żadem sensowny psycholog nie twierdzi że zastąpi przyjaciela.
2. Opowiadano mi o tym co się dzieje w pokoju psychologa, znam osoby którym psycholog bardzo pomógł(dlatego ich bronię), z tego co słyszałam psycholog przerywa, wtrąca się i dopytuje. Pewnie nie każdy.
3. Psycholog jest tylko po to żeby pokazać ci pewne mechanizmy i pomóc je zrozumieć, naprawić go lub usunąć każdy musi sam.