Od 60 lat nie znaleziono niczego podobnego. Konie pomogły w transporcie wyjątkowego obiektu
By przetransportować ze stromego żlebu na bardziej płaski teren ponad 2-metrową kość ramienną brachiozaura, poszukiwacze skamieniałości z pustyni w Utah posłużyli się zaprzęgiem i końmi rasy Clydesdale. Wg obserwatorów, przypominało to sceny z okresu pionierskiego z XVIII i XIX w.
To niezwykle ekscytujące, bo od ostatniego razu, gdy ktoś znalazł kość ramienną brachiozaura, minęło ok. 60 lat - podkreśla John Foster z Natural History State Park Museum, gdzie kość trafiła na wystawę.
Najbardziej jak dotąd kompletną kość ramienną brachiozaura odkryto w słynnej formacji Morrison. W pobliżu znajdowały się inne kości, w tym kilka fragmentów żeber, a także kopalne rośliny. Kilka stóp dalej natrafiliśmy na pasującą lewą kość ramienną w kawałkach - ujawnił Mathew Wedel z Western University.
Brachiozaura odkrył w maju zeszłego roku paleoartysta, właściciel witryny Don't Mess with Dinosaurs Brian Engh. Uzyskanie pozwoleń na wydobycie zajęło jednak parę miesięcy (ekipa dysponowała kompletem dokumentów dopiero w październiku). Jak się okazuje, nasz brachiozaur jest zaledwie 11. znanym okazem, a wszystkie są mocno niekompletne. Zważywszy na to, gdzie znaleziono skamieniałości, może być najstarszy.
Pozwolenie pozwoleniem, pozostało jednak pytanie, jak dostać się do kości, by zdążyć przed zimowymi deszczami. Dr Forster opowiada, że nie można było wykorzystać samochodu, a na zebranie pieniędzy na wynajęcie helikoptera brakowało zwyczajnie czasu. Musieliśmy więc znaleźć inny sposób. Jak powiedzieli, tak zrobili i do października "zwerbowali" do pomocy dwie klacze rasy Clydesdale Wesa i Reshy Bartlettów - Molly i Darlę.
Na początku kość trzeba było zabezpieczyć za pomocą "opatrunku" z gipsu i jutowej tkaniny. Po przewiezieniu do muzeum ładunek ważył prawie 460 kg, co oznacza, że gdy gips był jeszcze mokry, ciężar musiał być jeszcze większy. Kość w otulinie ściągnięto do wozu, a konie przetransportowały ją na równiejszy teren.
Jak zaznacza Engh, wydobycie było możliwe dzięki współpracy Matta Wedela, Johna Fostera, ReBeki Hunt-Foster z Dinosaur National Monument, paleontolożki Yary Haridy, przyjaciółek Engha Casey Cordes i Mallerie Niemann, a także rodziny Bartlettów i, oczywiście, Molly oraz Darli.
Komentarze (17)
darekp, 1 lutego 2020, 09:08
No jeśli by to koń miał być wleczony, to raczej rzadki widok;)
A tak poważniej, to chyba konie pociągowe nie są tam jakimś nadzwyczaj rzadkim widokiem - skądś musieli je wziąć i to z uprzężą do pracy pociągowej i pewnie nie było to bardzo trudne (było łatwiejsze niż zorganizowanie helikoptera). W Polsce zresztą koni pociągowych też jest już mało. Wydaje mi się, że to skojarzenie z okresem pionierskim miało jakiś bardziej "wysublimowany" charakter (panowie w kowbojskich kapeluszach, konie zatrudnione do pracy innej niż typowo rolnicza, z dala od cywilizacji...)
venator, 4 lutego 2020, 00:16
Raczej były i są rzadkim widokiem. Abstrahując od tego, że obecnie wykorzystuje się maszyny, to typowe koniec pociągowe, zimnokrwistych ras, były i są raczej malo lub bardzo mało popularne w USA. Wzmiankowany clydesdale to koń rasy szkockiej. Na Dzikim Zachodzie wykorzystywano do zadań wymagających siły i wytrzymałości woły lub ewentualnie muły , konie raczej do tych z pogranicza szybkości/wytrzymałości. Oczywiście nie było to 100% regułą, ale w orce czy w westernowym wagon train, przemierzającym tysiace kilometrów bezdroży, używano przeważnie wołów, które nawet podkuwano, co było ponoć karkołomnym zajęciem.
Swoją drogą, najbardziej przemyślany, praktyczny i wytrzymały wóz preriowy, conestogę, skonstruowali prawdopodobnie Niemcy. Mieli i mają skubańcy dryg do "motoryzacji".
Typowy wagon train z Dzikiego Zachodu:
Ps. A na przełomie XIX/XX w. w USA na masową skalę zaczęto w miejsce wołów (no i koni) wprowadzać w rolnictwie ciągniki parowe. Gdy się okazało, że taki ciągnik o mocy dochodzącej do 200 KM jest w stanie w dobę zaorać 25 ha pola, to zaczęto lamentować o bezrobociu jakie wyował mechanizacja...skąd my to znamy?
ex nihilo, 4 lutego 2020, 08:38
Ogólnie tak, ale zrywka to dosyć specyficzna robota, dużo trudniejsza do zmechanizowania niż zwykły transport czy rolnictwo. Konie były do tego wykorzystywane znacznie dłużej, a i nadal są:
https://www.google.com/search?client=ubuntu&channel=fs&q=horse+logging+usa&ie=utf-8&oe=utf-8
nie tylko w USA zresztą:
https://www.google.com/search?client=ubuntu&hs=j6F&channel=fs&ei=shU5XteAOaqOrwS36rigCQ&q=zrywka+konna+&oq=zrywka+konna+&gs_l=psy-ab.3..0j0i22i30l3j0i22i10i30j0i22i30l3.1959581.1960226..1970493...0.0..0.238.628.2j2j1......0....1..gws-wiz.......33i160j33i21.ccN8JP7nYII&ved=0ahUKEwjXoebaqLfnAhUqx4sKHTc1DpQQ4dUDCAo&uact=5
venator, 5 lutego 2020, 17:58
Astro, chyba ma nie w Europie drugiego, tak mocno związanego z końmi społeczeństa/narodu, jak Polacy. Może jesze Węgrzy? Koń miał szczególną pozycję wśród wszystkich zwierząt, a zwłaszcza wśród szlachty, a pośrednio również innych stanów. Dzisiaj chyba też tak jest. Spożycie koniny w Polsce jest minimalne (ponoć 1 kg na rok/osobę), w ogóle konina to temat tabu. O szcególnym stosunku Polaków do koni krążyły legandy, ale mające spore odzwierciedlenie w rzeczywistości - w I RP na eksport koni bojowych, "husarskich", było nałożone embargo krolewskie, pod karą gardła, nikt chyba, poza Polakami koni nie malował, a taki targ dla województwa ruskiego, w Jarosławiu, potrafił zgromadzić w ciągu tygodnia 20 tyś koni.
Chyba taki ogromny wzrost znaczenia konia, związany był z Uniami w Krewie i Lublinie , a więć geopolitycznym zwrotem na Wschód- na rozległe przestrzenie wschodniego Niżu Europejskiego.
"Lach bez konia jako ciało bez duszy, jak chłop bez świni, Żyd bez kozy, diak bez psałterki a gospodarstwo bez kota na zapiecku."
(ruskie przysłowie ok. XVII w.).
venator, 10 lutego 2020, 20:28
Temat koni polskich sprzed XIX w jest stosunkowo słabo zbadany, ale w powszechnym użyciu bojowym bynajmniej nie używano koni ciężkich.
Rysunek włoskiego rysownika Stefano della Belli, z wizerunkiem rotmistrza husarskiego, na typie konia polskiego (1645-52):
A jeśli pijesz do kawalerii okresu międzywojnia, to propaganda Goebelsa wiecznie żywa.
To takie zaklinanie rzeczywistości - czy się to nam podoba czy nie koń, do czasów II woj. światowej, odgrywał w wojsku (każdym) ogromną rolę.
Pierwsi zrezygnowali (no prawie) z koni Amerykanie, ale dopiero w latach 30-tych XX w. Jeszcze podczas kampanii wrześniowej 1939 r. 90% transportu Wermahtu, pomimo jego rzekomej mechanziacji, odbywało się transportem konnym. Na froncie wschodnim Niemcy stracili w sumie 10 mln koni.
Ostatnia szarża polskiej kawalerii ,i to zakończona zwycięstwem, to bitwa pod Borujskiem, 1 marca 1945 r, w trakcie przełamywania Wału Pomorskiego. Ale jeszcze 23 kwietnia 1945 r. kawalerzyści ze słynnej amerykanskiej 10 Dywizji Górskiej szarżują pod Padem (nieudanie) na niemceckie pozycje. Kawaleria przez wieki była poprostu elementem armii, raz odgrywając mniejszą, a raz większą rolę, przeżywając upadki i okresy swojego renesansu.
KONTO USUNIĘTE, 10 lutego 2020, 21:07
W średniowieczu ciężkie konie zimnokrwiste były wierzchowcami ciężkozbrojnych rycerzy, a póżniej trudno byłoby kawalerii przeprowadzać zwycięskie szarże bez zaplecza taborów napędzanych końmi roboczymi.
venator, 11 lutego 2020, 20:08
Dlatego często spotykany pogląd, że koń rasy małopolskiej jest najbardziej zbliżony do "husarskiego", nie ma dostatecznego umocowania w badaniach naukowych. .
W bitwie pod Mokrą, gdzie kawaleria została użyta w sposób modelowy to tak, 4 Dywizja Pancerna Georga-Hansa Reinhardta została powalona przez końską rzeczywistość (i inny "przestarzały" rodzaj broni-pociągi pancerne). Ok 100 utraconych czołgów, w tym ok. 45 bezpowrotnie, stray osobowe dwa razy wyższe niż naszej kawalerii.
Nikt nie twierdzi oczywiście , że kawalerią dało się zwyciężać wtedy wojny - był to tylko element szerszej układanki jakim jest wojsko.
Nie, decyzja, abstrahując od mało transparentnej formy zakupu, była i jest jak najbardziej słuszna.
W szczególnych okolicznościach koń nadal znajduje zastosowanie i to w najbardzeij zaawansowanej technologicznie armii :
To powyższe zdjęcie ukazuje operatora amerykańskich sił specjalnych, Afganistan, rok 2001.
W tymże roku, w bitwie pod Biszkab, wzięło udział 1500 kawalerzystów gen. Dostuma, z Sojuszu Północnego. Doradcami byli komandosi z Operational Detachment-Alpha595, wspierani przez Zielone Berety. Amerykanie używali, a jakże koni...oczywiście głównie do przemieszczania
W rozdziale 1.4.1.2. masz to ładnie opisane:
https://en.wikipedia.org/wiki/5th_Special_Forces_Group_(United_States)#Fighting_on_horseback
Amerykanie jak trzeba, z koniem się "przepraszają", a nie robią sobie podśmiechujki. Liczy się skuteczność.
Oczywiście, głównie w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Anglii, gdzie używano nawet potężnych koni rasy shire. Zmieniło sie to wraz z XVII w., gdzie podczas wojny trzydziestoletniej Gustaw II Adolf, będąc pod wpływem wzorców polskich, zaczął używać kawalerii w ten sposób, że do łask wróciła szarża na białą broń. I ogólnie nastapił renesans formacji kawaleryskich, i to pomimo coraz większego nasycenia bronią palną. Oczywiście wraz z rewolucją w broni palnej jaka nastapiła w XIX, zmierzch wielkich formacji kawaleryjskich był nieunikniony, ale o ile mnie pamięć nie myli, to nawet na froncie wschodnim, Niemcy mieli pod swoim dowództwem cztery dywizje kawalerii (Wegry, Kałmucy etc).
A tabory cóż...armia jeździ na brzuchach, jak to mawiał ponoć Napoleon. Ale znano i stosowano w Polsce, czy wśród Tatarów jazde komunikiem, bez taborów. I szarżom to nie przeszkadzało Zresztą kiedy europejska kawaleria jeździła bez taborów? Chyba w filmach Ridleya Scotta...
Oczywiście chce wyraźnie zaznaczyć - kawaleria w dws to jednostki w rzeczywistości dragonii - konnej piechoty, dysponującej artylerią lub jednostki typowo rozpoznawczo-dywersyjne lub tyłowe.
cyjanobakteria, 11 lutego 2020, 21:37
Abstrahując od koni, nie wydaje mi się, żeby zakup F-35 był słuszną decyzją. Politycy kupują obietnice sojusznika i chcą mieć dobry sprzęt do robienia tzw. ścianki podczas uroczystości. Nie mamy pozostałych elementów systemu, żeby porządnie wykorzystać te maszyny. Godzina lotu kosztuje prawie 45k USD. Może zrobią z nich użytek, jak się wmanewrują w jakiś konflikt na bliskim wschodzie. Można wydać te pieniądze lepiej.
venator, 11 lutego 2020, 22:52
Jakbyś czytał dokładnie to co napisałem, to byś dostrzegł sens. Nigdzie nie pisałem, że chcę się ścigać na koniki, uważam, że w miarę trafnie, w zwięzłym języku, określiłem zmniejszającą się rolę konia w armii na przestrzeni dziejów. Samą kawalerią nie wygrywa się wojen przynajmniej już od XVII w. Ile razy mam powtarzać, że kawaleria miała ścisle określoną rolę na każdym swym etapie rozwoju? Ostatnim etapem jest użycie konia przez amerykanskich specjalsów i niech tak pozostanie. Szkoda tych wdzięcznych zwierząt.
Ja poprostu, po Twoich twierdzeniach Astro, uważam (jest to oczywiście moje subiektywne odczucie), że jesteś typową "ofiarą" wczesnoprlowskiej propagandy, która skutecznie wbiła w głowy Polakom mit o szczególnym zacofaniu i anachroniczności polskiej kawalerii, a przez to i całego wojska w kampanii 1939 r. Zochydzono polskie tradycje kawaleryjskie bo takie było zapotrzebowanie polityczne. Potrzeba było burżuazyjnego, sanacyyjnego chłopca do bicia, więc znaleziono kawalerie. Przyczyna była prosta - odsetek ziemian, "burżujów" w kadrze dowódczej kawalerii II RP był szczególnie duży, w porównaniu do innych rodzajów sił zbrojnych II RP. Potrzeba czasów, potrzeba ekranu, choć już w późnym PRL doszło do odbrązowiania mitu i rewindykacji wcześniejszych założeń.
Niemcy w czerwcu 1941 r . mieli na stanie ewidencyjnym 750 tyś koni, z czego jakieś 90% w Ostheer. Poprostu jeszcze do niedawna rola konia w wojsku była bardzo duża (jak już pisałem, głównie transortowa i rozpoznawcza), radykalne zmiany to są dosłownie ostatnie 6-7 dekad, a ściśle jest to związane z rozwojem motoryzacji, cywilnej w dodatku. W większości armii świata, w przypadku pełnoskalowego konfliktu, większość żołnierzy i tak pojedzie na front w autobusach i zwykłych ciężarówkach zarekwirowanych z cywila...To takie współczesne konie pociągowe
@cyjanobakteria
Zapaść współczesnego polskiego lotnictwa taktycznego jest niesamowicie głęboka, a bez lotnictwa na współczesnym polu walki jesteśmy w czarnej d....
Nie było sensu kupować innej maszyny. Temat OT, dzisaj, wybacz, ale nie mam czasu już go ciągnąć.
darekp, 12 lutego 2020, 08:03
Ja się słabo znam na historii, ale może dla porównania warto sobie uświadomić, że Niemcy podczas kampanii wrześniowej używali czołgów wyglądających bardzo "biednie": https://pl.wikipedia.org/wiki/Panzerkampfwagen_I (Tygrysów i Panter jeszcze wtedy nie było). Pancerz takiego czołgu można było przebić pociskiem z odpowiedniego karabinu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Karabin_przeciwpancerny_wz._35
Po prostu takie to były czasy, gdy technika była jeszcze stosunkowo słabo, tzn. słabiej niż sobie wyobrażamy na podstawie filmów, rozwinięta.
venator, 12 lutego 2020, 18:10
Smutne jest to, że Ty naprawdę wierzysz, że przegraliśmy z powodu kawalerii. Co tam sytuacja geopolityczna, co tam fatalna jakość dowodzenia w WP na szczeblu ogólnoarmijnym...etc.
Wycofywanych? Źródła proszę....Naprawdę chcesz o tym podyskutować? Czy to tylko taka erystyka?
Nie mam pojęcia o zrywce i o niej nie dyskutuje. Mam takie same prawo jat Ty Astro, prowadzić dyskusje w temacie, w sposób, który pozwoli mi się merytorycznie wypowiedzieć.
W pierwszym swoim poście w temacie, nawiązałem chyba wprost do tematu artykułu, chyba nie mniej niż Twój wtręt o zrywce. Temat zboczył na kawalerię, a ja znalazłem w Twojej osobie interlokutora (odpowiadać nie musiałeś), a że merytoryki z Twojej strony w temacie kawalerii tyle co koni co we współczesnym wojsku...co ja poradzę
@darekp
Oczywiście, że tak, dlatego prawidłowo użyta kawaleria potrafiła zdziesiątkować ówczesne czołgi, tak jak w bitwie pod Mokrą. Piętą achilesową kawalerii II RP było przede wszystkim bardzo słabe uzbrojenie przeciwlotnicze, ledwie dwie armaty wz 36 Bofors kal. 40 mm (bardzo dobre armaty), na każdą brygadę kawalerii. Słabość ówczesnej opl-ki trafnie podsumował zresztą gen. Kutrzeba, wspominając bitwę pod Bzurą, mniej więcej takimi słowami: "nic tak nie demoralizuje żołnierza, jak bezkarny, wrogi lotnik, zrzucający mu bomby na głowę".
ex nihilo, 12 lutego 2020, 19:47
Akurat to o zrywce (Astro i moje) wtrętem nie było - sądząc z opisu i okoliczności wyciąganie tego gnata to była typowa zrywka, tyle że gnata, a nie pnia, czyli robota przy której zachowana jest ciągłość użycia koni, i to od tysięcy lat. Czyli nie było podstaw do robienia sensacji z faktu, że konie były użyte.
Jajcenty, 12 lutego 2020, 21:10
Trochę podstaw bym znalazł Sensacyjne (i pokrzepiające) jest, że kopyta okazały są lepsze od kół czy gąsienic. Konie górą!
ex nihilo, 13 lutego 2020, 07:33
Kopyta to jedno (co na to Boston Dynamics?), ale przede wszystkim koński rozum, doświadczenie i umiejętność współpracy z dwunożnym szefem.
Nie znam szczegółów, przypuszczam jednak, że do wyciągania gnata nie wzięli przypadkowej końsko-ludzkiej bandy, a raczej doświadczoną ekipę zrywkową.
venator, 15 lutego 2020, 18:43
Tak na marginesie. Swego czasu mnóstwo wędrowałem po górach (teraz niestety o wiele mniej niż bym chcciał) Polski, Europy, troche Azji i szczerze pwoiedziawszy zrywka koniem to, z moich obserwcaji, jakiś zupełny margines, folklor. W ogromnej wiekszości przypadków używano maszyn.A na ogladałem sie tego sporo, niestety. W Niżnych Tatrach na Słowacji widziałem zrywkę w terenie, w której koń by sobie co najwyżej nogi połamał. Ciągnik miał wysiegnik, podłączony do przystawki odbioru mocy, na zboczu był zamontowany system bloczków i stalowych lin i robota hulała (las gospodarczy czyli monokultura świerka).
Jajcenty, 15 lutego 2020, 20:04
Które to liny i bloczki zostały tam zamontowane przez oddział konnych Kiedyś, dawno temu, kiedy próbowano zrobić ze mnie żołnierza,uczono mnie posługiwania różną bronią- zapamiętałem z tego, że czołgiem nie daje się praktycznie jechać. Wystarczy byle rzeczka, albo lasek i pozamiatane. Większość map miała wielkie zielone obszary, niemalże z napisem: tankiem nielzja!.
venator, 15 lutego 2020, 20:40
Ale technika idzie do przodu. Sowieci skonstruowali takiego potwora o nazwie DT-30 Witaź. Bestia przejedzie przez takie bagno, że żadne duże zwierze, tym bardziej człowiek nie da rady, zobacz w 4:38, niesamowite:
Ostatecznie nie wiem jak się to skończyło ale i tak moc jest niesamowita. Oczywiście to wyspecjalizowany pojazd, a nie czołg, ktorego wrogiem jest jednak wielka masa.
Tak w ramach ciekawostki. Widziałem oryginalną instrukcję kierowania czołgiem Panzerkampfwagen VI Tigr. W przpypadku gdy czołgiści natrafiali na teren gdzie mieli dylemat czy tank nielzja, kierowca miał wysiąść, wziąść na barana członka załogi i stanąć na jednej nodze. Jak zaczynał się mocno zapadać, znaczyło, że i Tigr nie pójdzie. Proste a skuteczne Oczywiście w warunkach kontaktu ogniowego było to bardzo ryzykowne, albo wręcz nie do zrealizowania. Warto zaznaczyć, że Tygrysy miały dwa komplety gąsiennic, wąskie - transportowe aby zmniejszyć skrajnie na wagonach i szerokie, bojowe - aby zmniejszyć ciężar jednostkowy czołgu. Dziś czołgom sprzyja olbrzymia moc silnika i dobra przekładnia. Tygrys przy masie 55 ton miał 650 KM, Leopard 2 A4 przy takiej samej - 1500 KM i diesla z nieporównywalnie wiekszym momentem obrotowym. . Więc i zdolności w terenie są coraz lepsze.