Dziecięce kłopoty kosztowne dla ekonomii
Czy problemy okresu dzieciństwa i dorastania: depresje, zaburzenia, napastowanie - mają długoterminowy wpływ na dorosłe życie? Jeśli tak, to jaki - i jak to się z kolei przekłada na dobrobyt społeczeństwa? Pierwsze tak szerokie badanie organizacji RAND przyniosło zaskakujące odpowiedzi.
Badacze przeanalizowali informacje z bardzo szeroko zakrojonych badań amerykańskich rodzin, obejmujące ponad 40 lat. Co ważne: w badaniu wzięto pod uwagę ewentualne różnice między rodzeństwem. Przebadano reprezentatywną próbę 35 tysięcy osób z pięciu tysięcy rodzin. Wyniki zdumiały: dziecięce cierpienia kosztują amerykańskie społeczeństwo ponad dwa biliony dolarów w okresie ich życia.
Osoby doznające w dzieciństwie napastowania lub cierpiące na depresję - jak pokazało badanie - znacznie rzadziej wstępują w związki małżeńskie, zaś ich zarobki podczas dorosłego życia są dużo niższe niż osób, których dzieciństwo upływało bez trosk. I nie są to wartości małe: spadek skłonności do małżeństwa wyniósł bowiem aż 11 punktów procentowych; osoby z grupy zagrożonej, nawet jeśli pobierały się, zarabiały średnio o 20% mniej w ciągu życia.
Po uśrednieniu daje to około dziesięć i pół tysiąca dolarów rocznie mniej, jeśli - co wynikałoby z badań - tylko jedna osoba na dwadzieścia doświadczała podobnych problemów w dzieciństwie, osoby takie w ciągu swojego życia przysporzą społeczeństwu aż ponad dwa biliony dolarów mniej. A nie wliczono tutaj innych kosztów - leczenia, pomocy psychologicznej itp., oraz kosztów pozaekonomicznych, jak niższy standard życia, mniejsze zadowolenie z życia.
Są również inne negatywne aspekty dziecięcych problemów - u osób z grupy zagrożonej edukacja trwała średnio o pół roku mniej, co przekłada się na niższe wykształcenie. Szczególnie widoczne było to u osób mających problemy z alkoholem lub narkotykami.
RAND Corporation to amerykańska organizacja badawcza non-profit, realizująca badawcze projekty zarówno rządowe, jak i prywatne.
Komentarze (15)
Qwax, 19 maja 2010, 07:35
A moze sie (znowu) "amerykańskim badaczom" pomylił skutek z przyczyną?
Moze na "bezstresowe" i "bezproblemowe" wychowanie mogły sobie pozwolić rodziny które oprócz tego wyposażyły potomków w lepszy start finansowy i "naukowy" - lepiej wykształceni rodzice potrafiący zaszczepić miłość do nauki dają lepszy start dzieciom, które z wiekiem lepiej rozumieją, że zmuszanie ich do nauki nie było znęcaniem się nad dzieckiem...
Radziulek, 19 maja 2010, 09:18
Problem jest bardziej złożony niż podają badacze, czy przytacza kolega wcześniej.
Znam ludzi, którzy mieli dużo pieniędzy, a 80% swoich dochodów przepili i niczego nie osiągnęli.
Znam tych, co nie mają przysłowiowego grosza na życie (żyją za minimalną krajową), a mimo to właśnie urodziło się im 7 dziecko, gdzie matka skończyła 25 lat. (osobnym wątkiem może teraz być przymusowa sterylizacja i opieka społeczna... ehh ta polska...)
No i znam tych, co nie mając ani grosza przy duszy i wychowując się w domu alkoholików, teraz zarabiają duże pieniądze i są wstanie stworzyć wręcz idealny dom dla własnych dzieci. (bez alkoholu i przemocy)
Podstawą jest opieka i stawianie wyzwań dzieciom. Jeśli nie pomagasz im się bronić (nie mylcie z nadopiekuńczością) i nie zachęcasz do zdobywania wiedzy i doświadczenia, - kończą marnie...
Maxek, 19 maja 2010, 11:01
A ja mam pytanie z innej beczki.
Załóżmy, że żyjemy w świecie ogólnej szczęśliwości i dobrego wychowania dzieci przez rodziców. Dorosłe już "szczęśliwie wychowywane dzieci" zarabiają średnio o 20% więcej to o ile mniej zarabia reszta społeczeństwa?
Chyba Kurt Vonnegut napisał, kiedyś opowiadanie jak to w niebie była specjalna komórka do rozliczania straconych szans. Do czasu aż trafili na naukowca który obliczył, że gdyby wszyscy wykorzystywali swoje szanse to nie byłoby bogatych ludzi.
Jurgi, 20 maja 2010, 09:10
Jak rozumiem, stoisz na stanowisku że wzbogacić się można tylko kosztem innych, czy tak? To skąd się bierze globalny wzrost zamożności ludzi?
Maxek, 20 maja 2010, 12:10
Bogactwo z założenia jest dobrem ograniczonym i trudno zdobywalnym. Z tym globalnym wzrostem zamożności to byłbym ostrożny. Zauważ, że cała Afryka, większość Ameryki Południowej i Azji klepie biedę w naszym rozumieniu. Wzrost zamożności społeczeństw świata cywilizowanego nastąpił w XX w. Nie wiem czy nie wiąże się z odejściem od parytetu walut w złocie i wymyśleniem wszelkiego rodzaju kredytów. Niestety są to wirtualne pieniądze, a co za tym idzie wirtualne bogactwo o czym mogliśmy przekonać się w czasie ostatniego kryzysu.
Jurgi, 21 maja 2010, 08:40
Wiedziałem, że wyciągniesz Afrykę. )
Zauważ jednak, że bogactwo Zachodu wcale nie pochodzi z wyzysku Afryki. Podejrzewam, że gdyby cudownie wyparowała z mapy świata, światowej ekonomii by to nie zaszkodziło, a może wręcz odwrotnie? Ameryka Płd. i Azja, mimo że biedniejsza, to również szybko obrasta w dobrobyt.
Być może zamożność spowodowana jest odejściem od parytetu w złocie i może jest wirtualna (całkiem prawdopodobne, bardzo prawdopodobne, sądzę podobnie), ale warunki życia są lepsze realnie, a nie wirtualnie.
W czasach jaskiniowych, żeby mieć własną jaskinię, może trzeba było z niej przepędzić sąsiada. Ale dziś, jak chcemy mieć dom, to go nie zabieramy sąsiadowi, tylko budujemy. A możemy zbudować na spółkę, co wyniesie nas taniej przy nie mniejszym wzroście poziomu życia. I nie stanie się to kosztem innych, bo dobrze na tym wyjdą, dostawcy cegieł, robotnicy, wreszcie na końcu producent telewizorów plazmowych. I nawet jak wskutek wywołanego kredytową bańką kryzysu trzeba będzie telewizor sprzedać, to nasz poziom życia (i zamożności, jeśli ją mierzymy nie tylko pieniądzem) się podniósł.
mikroos, 21 maja 2010, 09:03
Jurgi - popieram. Poza tym bogactwo (czyli "nadmiar pieniędzy" w stopniu sprawiającym, że naprawdę nie wiesz, co z nimi zrobić) może i jest dobrem ograniczonym, ale ogólny wzrost standardów życia wcale nie musi być ograniczony (a przynajmniej jego limit jest na tyle daleko, że już dziś można by było doprowadzić cały świat do stanu, w którym ludzie nie umierają z głodu i mają dostęp do wody pitnej).
Maxek, 21 maja 2010, 10:36
Skoro to takie proste i osiągalne to dlaczego tak ciężko to zrobić? Zgadzam się, że bogactwa jest wystarczająco dużo żeby obdzielić nim cały świat i wszyscy żyli by na jako takim poziomie. Ale tak ten świat jest urządzony, że ci co mają nie chętnie dzielą się z tymi biednymi. Czy to dobrze czy źle?
To jest temat na na inną dyskusję - całkiem ciekawą
Stały się realnie lepsze do czasu, aż bank przyjdzie zabrać dom na kredyt, albo w jeden rok okaże się, że wartość domu zmalała o 30-40%.
Ale to jest dokładnie to o czym piszę. Kiedyś było "jaskinia flow" teraz jest "cash flow". Chcesz mieć piękny dom nie wystarczy, że się napniesz, mocno pomyślisz i od razu staniesz się bogatszy i będzie Cię na to stać. Idziesz do szefa i prosisz o 20% pożyczki. Szew wie, że jak Ci da to sam będzie o tę podwyżkę biedniejszy. Jeżeli Ci nie da to weźmiesz kredyt - masz bogactwo. Budujesz dom za realne pieniądze - niestety nie Twoje. Realnie wzbogaca się ceglarz, murarz, dekarz, ale Twoim kosztem - dajesz mu pieniądze. Gorzej, bo wzbogaca się bank - jeżeli spłacasz kredyt. Wychodzi, że po spłacie kredytu wartość domu powinna wzrosnąć o 120% - czy tak będzie? Najgorzej jak na skutek kryzysu wywołanego bańką kredytową musisz sprzedać dom którego wartość zmalała o 30%. Wierz mi że Twój poziom życia diametralnie się zmieni.
Oczywiście, że realnie poziom życia się zmienia na lepsze. W końcu świat idzie do przodu, ale czy zmienia się poziom zamożności ludzi? Czy ludzkość staje się coraz bardziej egalitarna? Moim zdaniem nie. Powiem więcej społeczeństwa się coraz bardziej polaryzują.
czesiu, 21 maja 2010, 12:51
OMG! kolejny,który tylko jojczy - coś się nie podoba to to zmień, a nie marudzisz jak to 10% społeczeństwa ma sobie super, a reszta cierpi.
Czemu ja, jeżeli już się dorobię mam się czymkolwiek z kimkolwiek dzielić, na zasadzie "przymusu"? będę chciał to dam, nie będę chciał to też dam pod postacią moich zakupów, które dają miejsca pracy, zajęcie itd itp.
Zachowujesz się, jakby ludzie na starcie nie mieli równych szans - popatrz na dzisiejszych bogaczy, ot Billa Gatesa - zaczynał od 0 - więc czemu ty, ja tak nie możemy? no tak, brak pomysłu na biznes - bywa i tak.
A niech nawet wartość mojego domu wyniesie wirtualne 100zł - wali mnie to, przejmował bym się tym, gdybym chciał dom sprzedać, tymczasem jakbyś popatrzył na rynek to zauważysz, że podczas gdy większość traktuje dom jako inwestycję, to mniejszość chce ten dom dalej sprzedać - ergo dom to nie aktywa, ale pasywa (Robert Kiyosaki bogaty ojciec, biedny ojciec)
WYMÓWKA, powtórzę WYMÓWKA. kredyt na 200k rodzina na swoim rata przez 8 lat 880zł zamiast 1200zł, jeżeli te 400zł będziesz inwestował to możesz praktycznie po 10-15 latach wcześniej spłacić kredyt, a w efekcie końcowym trzymasz kredyt, bo kasa rośnie. Oczywiście lepiej bylo by poczekać 8 lat i całą ratę odkładać - wtedy będzie można dom/mieszkanie kupić za gotówkę.
A w jaki sposób zmieni się jakośc mojego życia na podstawie wartości nieruchomości w której mieszkam? na moim przykładzie aktualnie mieszkam w mieszkaniu wartym na rynku 110 000zł zostało kupione w roku 2003 za 60 000zł - mój styl życia ani troszkę się nie zmienił, nawet jeżeli dzisiaj wartość wyniosła by 1000zł nadal będę zarabiał tyle samo co w zeszłym miesiącu więc NIC REALNIE nie straciłem o ile celem jest mieszkanie a nie odsprzedaż.
Poza tym wartość domu musi wzrosnąć o 120% - to chyba tylko po to, żeby z kredytem wyjść na zero. Przy 30 latach dla kredytu 200k zwrócisz praktycznie 440k <- normalnie interes życia.
Kończ waść wstydu oszczędź
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,5021578.html
BTW baardzo przepraszam za niepozostawienie suchej nitki na tobie, jako osoba nie zasługujesz na takie potraktowanie, jednak trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje poglądy.
Maxek, 21 maja 2010, 13:39
Coś mi się wydaje, że nie przeczytałeś wszystkich postów w tym wątku i zboczyłeś mocno nie na temat.
Jeszcze raz powtórzę moją myśl: bogactwo przepływa od jednych do drugich. Nie bierze się z powietrza. Nie rozumiem takich badań naukowych, w których udowadniają, że jakby szczęśliwiej wychowywać dzieci to wszyscy by więcej zarabiali.
Mechanizmów kredytowych nie musisz mi tłumaczyć.
Tego, że w Polsce żyje się lepiej też nie, ale może wyściub swój nos poza Europę, zobaczysz, że nie jest tak różowo.
http://www.bibula.com/?p=773
I wcale nie jojczę na ten świat. Po prostu jest tak urządzony - powiem więcej - uważam, że najrozsądniej jak może być. Było kilku takich co chciało zmienić ten stan rzeczy, ale jak się skończyło wiemy dobrze.
czesiu, 21 maja 2010, 13:56
przeczytałem i odniosłem się do twojego posta, do reszty albo nie miałem zdania albo się zgadzałem.
http://www.nbportal.pl/pl/np/animacje/prezentacje/system_bankowy/mechanizm-kreacji
O no tak, masz rację popatrzmy na chiny czy tybet, czy najlepiej tibikuku. W jakiej rzeczywistości żyjesz? totalitarnej korei, czy naszej polskiej?
Zresztą te 2% to są ci obleśnie bogaci, którzy paradoksalnie dzielą się kasą dając miejsca pracy, a to że zamiast luksusowej wypłaty pracownik dostaje miskę ryżu... jest bardziej skomplikowaną kwestią, przy której trzeba się najpierw zastanowić dlaczego taki wyzysk jest możliwy.
Jurgi, 21 maja 2010, 19:18
Ale kiejtam się zgadzasz, skoro mówisz o czymś innym niż ja. Bo ja właśnie nie mówię o obdzieleniu jednych przez drugich, tylko o podnoszeniu poziomu życia.
Secundo, nie zgodzę się, że „obdzielenie” da jakiś „jaki taki” poziom — obdzielana darami to jest Afryka, w której wcale nie jest lepiej. Azji nikt nie obdziela darami, Azjaci nie czekają na przydział bogactwa, tylko je sobie tworzą.
Maxek, 21 maja 2010, 21:34
Piękny prezentacja z której wynika, że za 1000 złotych kupiono towar za 28 000. Już sam tytuł "Mechanizm kreacji" wiele mówi. Czy to nie są "wirtualne pieniądze"? Ale nie o tym.
Mam telewizor z Niemiec, samochód z Francji, płytki w łazience z Włoch, a spodnie z Chin. Moje jakieś realne bogactwo (złoto, dolary, złotówki, juany - wszystko można przeliczyć) zamieniłem na potrzebne mi dobro, ale zostało przetransferowane do innego kraju. Moje stare portki są dla mnie warte 100$, ale Ty nie dasz za nie złamanego grosza. Chińczyk dostał za nie 1/10 uncji złota i to jest jakieś realne bogactwo. Niestety już nie moje. To jest moja rzeczywistość, a nie koreańska autarkia.
Komu się podnosi poziom życia? We wcześniej cytowanym przeze mnie raporcie stoi, że 1/2 ludności świata żyje za mniej niż 2 $ dziennie. Dla nich nie jest problemem co obejrzą w TV tylko co dziś zjedzą. A podnoszenie poziomu życia też kosztuje. I nie mówimy tu o fundowaniu ludziom samochodów czy telewizorów. Chodzi o zaspokajanie podstawowych funkcji życiowych: jedzenie i pitna woda.
Zgadzam się z Tobą, że obdzielanie to najgorsza z możliwych dróg.
A bogacąca się Azja (mówimy teraz głownie o Chinach, ale wcześniej była to Japonia) to realnie zagrożenie dla bogatego Zachodu. Tylko dlaczego? Przecież jeżeli można wzbogacić się z powietrza (bez przepływu bogactwa) to wszyscy powinni być szczęśliwi.
Tak sobie myślę, że problemem może być definicja bogactwa. Jeżeli wszystko przeliczymy na złoto to okaże się, że bogactwo jest realnie ograniczone. I wtedy można się wzbogacić tylko kosztem innych. Jeżeli bogactwo przeliczymy na wiedzę i technologię to wtedy jest nieskończone. Ale czysta wiedza i technologia chyba nie ułatwia nam życia. W pewnym momencie trzeba przekuć ją w materię z użyciem "złota".
Ciekawa dyskusja, ale zupełnie oddaliliśmy się od meritum.
mikroos, 21 maja 2010, 22:39
Pewnie źle, ale jestem przeciwny grabieży na bogatych w celu rozdawania biednym. W moim odczuciu wystarczy ukierunkować ludzką pazerność, tzn. stworzyć takie warunki na rynku, by bogatym opłacało się bogacić, a skoro potrzebni są do tego pracownicy, to i biedni będą mogli zarabiać.
Jurgi, 22 maja 2010, 11:56
Absolutnie się z tobą nie zgodzę.
A dzięki wzrostowi tej wiedzy i technologii można coraz więcej dóbr uzyskać za coraz mniejszą ilość złota. Czyli wyższy poziom zycia.
A już nie o 20% różnicy w zarobkach Amerykanów?
Dla mnie sprawa jest jasna: kiedyś nikt nie posiadał ciepłej, bieżącej wody i wanny, później było to luksus wybranych, dziś ten luksus posiada niemal każdy. Ergo: poziom życia się podniósł wszystkim. I to bez zabierania wanien innym!