Sąd uznał, że genów nie wolno patentować
Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) odniosła niezwykle ważne sądowe zwycięstwo. W sprawie przeciwko firmie Myriad Genetics sąd orzekł, że nie wolno patentować genów w ich naturalnej postaci. Przemysł genetyczny łatwo się nie podda, jednak nowy wyrok może oznaczać koniec patentowania genów jako takich.
Spory w tej sprawie toczą się od lat 80. ubiegłego wieku.
W roku 1980 amerykański Sąd Najwyższy, rozstrzygając sprawę Diamond vs. Chakrabarty wydał jeden z najważniejszych wyroków w historii medycyny. Sędziowie stwierdzili, że "organizmy" wykonane z ludzkiego genomu podlegają patentowaniu, o ile zostały wykonane przez człowieka. Ten dość jasny w swych intencjach zapis był jednak z czasem interpretowany tak, że skoro sztucznie wykonane organizmy można patentować, to możliwe jest też patentowanie ich genów, mimo iż pozostały w naturalnej niezmienionej formie. Pomimo iż prawo USA (podobnie jak większości krajów) zabrania przyznawania patentów na produkty natury, amerykańskie Biuro Patentowe otrzymało od tamtej pory ponad 3 miliony wniosków patentowych dotyczących genomu. Wiele z nich zostało przyznanych.
Specjaliści szacują, że około 20% ludzkich genów zostało opatentowanych, a właściciele praw patentowych mogą blokować konkurencji prace nad nimi.
Wyrok, jaki obecnie wydał sędzia Robert W. Sweet z Sądu Okręgowego dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku, nie pozostawia żadnych wątpliwości - genów nie wolno patentować.
Sprawa rozpoczęła się, gdy ACLU wystąpiło do sądu przeciwko firmie Myriad Genetics, która wyodrębniła geny BRCA1 i BRCA2 odpowiedzialne za rozwój raka piersi, opatentowała je w niezmienionej formie i rozpoczęła sprzedaż bazujących na nich testów na raka.
Sędzia Sweet orzekł: Podsumowując, Sąd Najwyższy wyraził jasne stanowisko, które zostało podtrzymane przez decyzje sądów niższej instancji - od spraw American Wood-Paper po Chakrabarty - że samo wyodrębnienie produktu natury, bez innych działań, nie czyni z niego przedmiotu praw patentowych.
Stanowisko sędziego Sweeta to mocny cios w przemysł medyczny. Należy się spodziewać, że amerykańskie organizacje społeczne oraz różne przedsiębiorstwa, będą teraz składały wnioski o unieważnienie istniejących patentów na geny. Ich właścicielom pozostanie nadzieja, że sąd apelacyjny lub Sąd Najwyższy wydadzą wyrok przeciwny do orzeczenia Sweeta.
Jako, że to właśnie w Stanach Zjednoczonych prowadzone są najbardziej zaawansowane prace biotechnologiczne, ostateczne rozstrzygnięcie obecnego sporu będzie miało kolosalne znaczenie dla przyszłości tej gałęzi nauki.
Komentarze (10)
sylkis, 2 kwietnia 2010, 14:46
pomijam, iz patentowanie genow uwazam za cos abstrakcyjnie absurdalnego - jak mozna opatentowac cos, co istnieje w naturze, jak geny raka (nawet, jesli ich okreslenie musialo byc odkryte rpzez czlowieka)? rozumiem, gdyby opatentowac jakis od podstaw sztucznie "napisany" organizm. ale to jest wlasnie roznica miedzy "discovery" (odkryciem), a "inwention" (wynalazek)! rozumeim opatentowac maszyne wykrywajaca geny raka itp, ale nie same geny, wystepujace w naturze! co innego, gdyby to byl twor od poczatku do konca stworzony swiadomie przez czlowieka. bo inaczej dojdzie do tego, ze patentowac sie bedzie gatunki zwierzat i roslin wychodowane przez czlowieka poprzez zwykla selekcje, co mi osobiscie nie miesci sie w glowie ;/
nie wspominajac o tzw trollach patentowych.
a to oczywiscie mozna przelozyc na dowolny aspekt zycia. choc pomysl ze "zlem" patentowania podsunely mi srodowiska linuxowe, z ktorymi nigdy przynajmniej w tej kwestii sie DO KONCA (bo troche tak) nie zgadzalem, to widzac co patenty robia w innych aspektach rozwoju ludzkosci - coraz blizej mi do ich stanowiska...
Mariusz Błoński, 2 kwietnia 2010, 19:15
Ale przecież fakt, że to właśnie w USA (gdzie USPTO przyznawał patenty na geny) prowadzone są najbardziej zaawansowane badania biotechnologiczne, jest dowodem, że patentowanie genów CO NAJMNIEJ nie przeszkadza w rozwoju.
Ja tu widzę inny problem.
Oczywistym jest, że nie powinno patentować się dzieł natury.
Przydałoby sie, żeby wypowiedział sie ktoś, kto się orientuje w biotechnologii. Bo jeśli np. jest tak, że poszukiwanie, badania, wyodrębnianie i określanie funkcji genu trwa lata i kosztuje miliony USD, to powstaje pewien problem. Zgodzimy się bowiem, że np. powinien istnieć patent na jakąś konkretną terapię z użyciem genu (terapia taka, leki w niej stosowane itp. itd. to już wynalazek). A dopiero terapia pozwala zarabiać. Jeśli zatem mamy sytuację, w której jakaś firma wyda np. 10 milionów USD na badania nad genem i kolejne 10 milionów na opracowanie terapii, to mamy inwestycję sięgającą 20 milionów USD. Teraz wyobraźmy sobie, że firma A odkrywa do czego służy gen XYZ i na tej podstawie opracowuje lek (co kosztuje ja, w sumie, 20 milionów USD). Z kolei konkurencyjna firma B już nie musi robić części badań, bo na wiele pytań odpowiedzi dały badania firmy A (a B ma o tym dokładne informacje chociażby z urzędów dopuszczających leki). Teraz firma B wydaje na własne badania nad genem 5 milionów USD (wydaje mniej, bo część informacji ma z badań A) i 10 milionów na lek. W efekcie zainwestowała 15 milionów, wobec 20 milionów firmy A. Jest zatem w stanie sprzedać lek taniej i wypchnąć A z rynku.
Pytanie: czy w takiej sytuacji znajdzie się jakaś firma A, która zechce wydawać pieniądze na badania.
Czy przypadkiem nie wylejemy dziecka z kąpielą.
Ale, jak mówię, musiałby się wypowiedzieć ktoś, kto wie, jakie plusy i minusy może mieć zakaz patentowania genów.
mikroos, 2 kwietnia 2010, 20:38
Sprawa jest bardzo prosta: firmy praktycznie nigdy nie zajmują się badaniami podstawowymi, tylko aplikacyjnymi. Zobacz, że badania naukowe (czytaj: odkrycia i generowanie wiedzy) są dziełem uczelni, niemal zawsze państwowych lub przynajmniej dotowanych przez państwo. Badania aplikacyjne (wdrożenie do przemysłu) to z kolei działka firm.
Wniosek: wiedzę i tak, i tak generują uczelnie. To nie Myriad Genetics odkryli BRCA1 i BRCA2, tylko naukowcy z uczelni. Firma tylko je wyizolowała, więc w moim odczuciu powinna mieć co najwyżej prawo do wektora zawierającego ten gen, ale ten sam gen umieszczony w innym wektorze nie powinien IMHO być obejmowany patentem (wszak nie może być tak, że firma patentuje znany już wczesniej gen, bo to zaprzecza idei innowacyjności!) ani nie powinien naruszać patentu należącego do Myriad.
Poza tym dochodzi wspomniana w notce kwestia oczywistego zakazu patentowania dzieł natury, a właśnie dziełem natury jest przecież gen w swojej naturalnej formie. O ile rozumiem patentowanie testów opartych na sekwencjach DNA, o tyle dopuszczenie patentowania samych sekwencji to IMHO paranoja.
mikroos, 2 kwietnia 2010, 22:22
I jeszcze takie małe przemyślenie (z punktu widzenia nie biotechnologa, a obywatela).
Strasznie przykre jest to, że tak ważny temat, jak patentowanie genów i w ogóle genetyka, niemal nie wzbudza reakcji nawet w gronie ludzi tak inteligentnych, jak bywalcy tego forum. Do ludzi chyba nie dociera, jak potężnym i wpływowym biznesem jest biotechnologia, a do tego poziom wiedzy na ten temat jest przerażająco niski. Mało tego - dyskusja szybko zeszła na odgrzewany po raz tysięczny temat "czy patenty są potrzebne?" (nic osobistego, sylkis - nie chciałem urazić) zamiast na to, czy gen to porcja informacji, dzieło, włąsność intelektualna odkrywcy, substancja chemiczna czy wreszcie dzieło natury albo cudowne dzieło Stwórcy. Potwornie przykre, naprawdę.
sylkis, 2 kwietnia 2010, 22:47
Mariusz Błoński, 3 kwietnia 2010, 20:16
Skoro tak jest, to się nie dziwię firmom biotech, że są jednymi z największych przeciwników reformy prawa patentowego. Skoro w obecnej sytuacji udaje im się doprowadzić do tego, że wbrew przepisom o orzeczeniom SN otrzymują patenty i to nie tylko na wytwory natury, ale nawet na takie, których samodzielnie nie odkryli... Ciekawe, kto będzie górą - tech czy biotech.
mikroos, 3 kwietnia 2010, 21:11
Swoją drogą, nachodzi mnie jeszcze jedna myśl: jakim prawem uczelnie mają prawo do patentowania odkryć dokonanych dzięki pieniądzom podatników? IMO jeżeli na grant zrzuca się społeczeństwo, wszelkie odkrycia dokonane przez uczelnię (nawet jeśli jest ona firmą, a nie instytucją państwową, jak ma to miejsce w USA) powinny trafiać do public domain.
Alek, 4 kwietnia 2010, 01:04
Interesująca definicja. Według niej, jedynie Adam i Ewa nie łapią się na patentowanie.
Mariusz Błoński, 4 kwietnia 2010, 18:45
Wydaje mi się, że one, de facto, i tak stanowią public domain. Uczelnie najczęściej mają osobne firmy/wydziały zajmujące się zarządzaniem patentami, które udzielają licencji. Patentując rozwiązanie uczelnia chroni je przed trollami i utratą własności intelektualnej. Zawsze ponadto można uznać, że pieniądze uzyskane w ten sposób służą społeczeństwu, to uczelnie stanowe czy państwowe mają kasę na badania i kształcenie studentów, a uczelnie prywatne (w przypadku odkryć dokonanych za publiczne pieniądze) mają kasę na udzielanie stypendiów pozwalających studiowanie ubogim.
Ale to rzeczywiście interesująca sprawa. Ciekawi mnie. np. jak wyglądają umowy pomiędzy prywatną uczelnią, a państwową instytucją zlecającą jej jakieś badania. Co z własnością intelektualną, kto ma prawo czerpać korzyści itp. itd. Pewnie jakoś to rozwiązano, ciekawe jednak jak.
mikroos, 4 kwietnia 2010, 19:27
Ok, patent dostaje firma, ale odkrycia dokonuje uczelnia za państwową kasę. IMHO nie powinno to tak wyglądać.
Bardzo niekoniecznie - w Stanach obowiązuje przecież system "first to invent".Gdyby to jeszcze rzeczywiście tak funkcjonowało... Jakoś nie przekonuje mnie ten argument, bo w ten sam sposób można by było poprzeć socjalizm na rzecz wsparcia zakładów produkcji samochodów: "dajcie nam kasę, bo dajemy pracę ludziom, którzy bez tej pracy będą ubodzy".