Jak to, co kupujemy, wpływa na zagrożone gatunki całego świata
Daniel Moran z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii i Keiichiro Kanemoto z Uniwersytetu Shinshū opracowali technikę, która pozwala zidentyfikować zagrożenia dla dzikiej przyrody, stwarzane przez globalne łańcuchy dostaw. Za jej pomocą stworzono serię map świata, na których zaznaczono hotspoty zagrożenia gatunków, związane z konsumpcją obywateli danego państwa.
Specjaliści podkreślają, że globalny handel zmienił sposób wytwarzania kupowanych przez nas towarów. O ile w latach 70. większość dóbr kupowano w tym samym kraju, gdzie zostały wyprodukowane, o tyle dziś tanie dostawy i globalny outsourcing sprawiają, że gros towarów nabywanych na Zachodzie powstaje gdzie indziej.
Naukowcy wyliczali odsetek zagrożenia dla gatunków z jednego kraju wskutek konsumpcji dóbr w innym państwie. Szczególnie skupili się na 6803 gatunkach narażonych, zagrożonych i krytycznie zagrożonych.
Jeśli chodzi o gatunki lądowe, okazało się, że konsumpcja USA skutkowała hotspotami zagrożenia w południowo-wschodniej i środkowej Azji oraz na Madagaskarze, w południowej Europie, na Sahelu, wschodnim i zachodnim wybrzeżu Meksyku, Ameryce Środkowej i południowej Kanadzie. Bodaj największym zaskoczeniem dla autorów publikacji Nature Ecology było to, że amerykańska konsumpcja powodowała hotspoty w południowej Hiszpanii i Portugalii.
Nowość polega na połączeniu obserwacji dotyczących problemów ekologicznych z aktywnością ekonomiczną [odcisku węglowego z modelami ekonomicznymi input-output]. Firma, człowiek lub rząd mogą więc namierzyć rzeczywiste miejsca, gdzie w łańcuchu dostaw [produkcji poszczególnych części np. telefonu komórkowego] zachodzi emisja. Oznacza to, że nie tylko producenci, ale i liczni ludzie wzdłuż całego łańcucha mogą brać udział w jego oczyszczaniu.
Komentarze (0)