Japońsko-angielskie podobieństwa językowe
Jak dowiadujemy się z książki Case, Argument Structure and Word Order autorstwa profesora Shigeru Miyagawy, lingwisty z MIT-u, języki są znacznie bardziej podobne, niż się nam wydaje.
W języku angielskim znalezienie dopełnienia bliższego jest stosunkowo proste. Występuje ono zaraz przy czasowniku. W zdaniu „I gave a book to Mary“ (Dałem książkę Marysi) dopełnienie bliższe „book“ znajdziemy przy czasowniku „gave“, a dopełnienie dalsze „Mary“ jest od niego oddalone. Inaczej jednak ma się sprawa z językiem japońskim, którego szyk jest znacznie bardziej luźny. Tam dopełnienie bliższe oznaczone jest przyrostkiem -o. W zdaniu „Taroo-wa hon-o kinoo katta“ porządek wyrazów jest następujący - „Taro książkę wczoraj kupił“. „Książka“ (hon-o) jest dopełnieniem bliższym, jednak nie sąsiaduje ono z wyrazem „kupił“ (katta).
Dla kogoś uczącego się języka, szczególnie gdy w jego rodzinnym języku szyk zdania jest bardziej sztywny niż w japońskim, może być to poważnym problemem. Japoński i angielski wydają się bardzo różnić od siebie. Jednak profesor Miyagawa dowodzi, że z punktu widzenia lingwisty różnice nie są aż tak wielkie.
Mamy do czynienia z interesującym napięciem pomiędzy różnicami a podobieństwami. Ludzkie języki są zadziwiająco różne. Każdy z nich ma unikalne właściwości odróżniające go od 6500 czy 7000 innych języków. Jeśli jednak spojrzymy na nie z punktu widzenia lingwisty zauważymy, że istnieją właściwości wspólne wszystkim językom.
Uczony wykazuje w swojej książce, że pomiędzy angielskim a japońskim następuje rodzaj pewnej wymiany. Japoński i angielski przyjmują reguły, które drugi język porzucił. Miyagawa zauważył, że w VIII i IX wieku w japońszczyźnie przyrostek -o nie był używany na oznaczenie dopełnienia bliższego. Używano go do oznaczania emfazy. W tym samym czasie język angielski używał znaków gramatycznych (takich jak obecny dopełniacz saksoński) na oznaczenie dopełnienia bliższego występującego w bierniku. Ponadto szyk zdania był znacznie bardziej luźny niż we współczesnym angielskim. Dopełnienie bliższe mogło pojawić się w wielu miejscach zdania.
Patrząc z punktu widzenia gramatyki stary japoński jest jak współczesny angielski. A stary angielski i łacina są jak współczesny japoński, stwierdza Miyagawa. Do takiej „wymiany zasad“ pomiędzy japońskim a angielskim dochodziło, gdy języki te nie miały ze sobą żadnej styczności, zatem nie można zjawiska tego tłumaczyć wzajemnym wpływem.
Znalezienie takich wzorców jest bardzo trudne. Wiele z nich wymaga bowiem szczegółowych wieloletnich badań. Profesor Miyagawa zawarł w książce wyniki swojej 30-letniej pracy naukowej oraz przegląd prac innych autorów. Jego spostrzeżenia zostały wzmocnione niedawno opublikowaną pracą Yuko Yanagidy z Tsukuba University. Również ona zauważyła, że w starym japońskim występuje sposób oznaczania dopełnienia bliższego, który jest podobny do metody używanej czasem we współczesnym angielskim. W jednej z fraz występuje bowiem połączenie dopełnienia bliższego i czasownika „tuki-sirohu“, co przypomina np. współczesne angielskie „bird-watching“, a podobną konstrukcję można znaleźć w języku Czukczów „qaa-tym-ge“..
Szczególnie zadowoleni z książki Miyagawy są lingwiści badający ewolucję języków. Niezbyt wiele języków zachowało historyczne zapiski i tylko niektóre z nich przydają się do badania zmian. Większość takich jeżyków to języki indoeuropejskie. Dobrze przeprowadzona analiza zmian w języku japońskim jest zatem niezwykle cenna - powiedział David Lightfood z Georgetown University.
Miyagawa zauważył też inne podobieństwa. Na przykład w języku japońskim występuje, podobnie jak i w angielskim tzw. „efekt blokujący“. Polega on na tym, że np. w angielskim można zastąpić wyraz „curious“ wyrazem „curiosity“, ale nie można zastąpić wyrazu „glorious“ słowem „gloriosity“. Dzieje się tak, gdyż istnieje wyraz „glory“. W japońskim efekt blokujący występuje na bardzo szeroką skalę. Nikt jednak nie przeprowadził wcześniej takiego porównania - mówi Miyagawa.
Pracę profesora chwali też John Whitman z Cornell University. Lingwiści mają tendencję do myślenia, że ich własny język zawsze stosował się do tych samych podstawowych reguł. Ale Shigeru Miyagawa wykazał, że japoński sprzed 1000 lat był różny od współczesnego języka - mówi. Jego zdaniem kolejnym krokiem w tego typu badaniach powinno być podzielenie badanych okresów na mniejsze części. Miyagawa pokazał zmiany na przestrzeni setek lat. Warto byłoby zobaczyć, jak zmienia się język np. co 50 lat.
Komentarze (28)
branwen, 26 lutego 2012, 17:32
Po pierwsze nie jestem do końca przekonana czy podany przykład z dopełnieniem bliższym i dalszym opisany w ten sposób dowodzi czegokolwiek. Angielski jest typowym językiem SVO (subject-verb-object: podmiot-orzeczenie-dopełnienie), japoński jest opisywany jako SOV (podmiot-dopełnienie-orzeczenie), chociaż tak naprawdę ważne jest, żeby czasownik był w odpowiednim miejscu, a nie podmiot czy orzeczenie.
Również wydaje mi się, że słowo "wymiana" i wyrażenie "przyjmują reguły, które drugi język porzucił" może wprowadzić czytelnika w błąd. Rozwój języków jest różny i niezależny - dlatego należą do różnych rodzin językowych.
Ponad to, na ile moja wiedza pozwala, termin "znak gramatyczny" absolutnie nie pasuje do kontekstu. Nie znam terminologii polskiej, ale wygląda jak obrzydliwa kalka z angielskiego "grammatical marker". Osobiście użyłabym po prostu terminu "końcówka fleksyjna", bo staroangielski był językiem fleksyjnym z pełną odmianą rzeczownikową i przymiotnikową.
Dalej, szyk zdania w języku staroangielskim był luźny właśnie dlatego, że miał przypadki i końcówki osobowe, które załatwiały całą sprawę. Nie ma tego w języku japońskim, w którym czasownik jest na końcu zdania, a podmiot i orzeczenie zmienia położenie w zależności od tego, na co jest położony nacisk, więc jest to bardziej emfaza niż dowolność bez wpływu na znaczenie.
Uważam również, że cytat z Miyagawy o tym, że staroangielski i łacina były jak współczesny japoński jest wyrwany z kontekstu i absolutnie zmienia znaczenie, jakie to zdanie mogło mieć pierwotnie. Staroangielski i współczesny japoński zdecydowanie nie są identyczne gramatycznie i to z wielu powodów, również szyku zdania i powodów ku temu. Japoński jest językiem aglutynacyjnym (każdy dodany morfem ma dokładnie jedno znaczenie - wnosi znaczenie czasu lub trybu lub funkcji w zdaniu etc.), a staroangielski i łacina były językami fleksyjnymi (morfem miał wiele znaczeń - osoba i czas, liczba etc.). Różnice na takim poziomie można mnożyć.
Na koniec, fraza "efekt blokujący" jest znów kalką z języka angielskiego i nie występuje w języku polskim w zamierzonym znaczeniu (zgodnie z moją wiedzą). Poza tym, podany przykład niewiele mówi i niewiele wprowadza do artykułu. Albo bym to rozwinęła, albo pominęła w ogóle.
Podsumowując, artykuł jest mętny, użyte są niedokładne terminy, a przykłady i cytaty są źle dobrane. Temat sam w sobie ciekawy, ale przedstawiłabym go w inny sposób. Na pewno badanie Miyagawy jest warte przeczytania, ale osobiście zrobiłabym to w języku angielskim.
waldi888231200, 27 lutego 2012, 01:46
Ze wszystkich języków należy usunąć słowo "nie" jako część zaprzeczenia np: niegłupi , niedrogi, niemądry i zastąpić właściwym słowem odpowiednio : mądry , tani, głupi.
Myślę że takie rozwiązanie poprawiłoby jakość myślenia.
MrVocabulary (WhizzKid), 27 lutego 2012, 08:24
Waldi wie lepiej niż lata ewolucji.
waldi888231200, 27 lutego 2012, 12:49
To nie ewolucja stworzyła samolot tylko ludzie, podlegał on wielokrotnym logicznym zmianom tak samo powinno być w przypadku języka . Dla podświadomości niegłupi i głupi oznacza to samo dla świadomości już nie - stąd powstaje dysonans między tym co się myśli a mówi i co inni z tego rozumieją. Czas na zmianę tego ogłupiającego "nie".
Wszystkie manipulujące serwisy prasowo-telewizyjne na tej sztuczce bazują.
MrVocabulary (WhizzKid), 27 lutego 2012, 21:17
To fajnie, ale ja nie każę Ci latać ani jelitami, ani językiem.
Stwarza i wymyśla się tylko z intencją. Trudno mówić o intencji, skoro działanie języka nie jest dobrze znane. Odkryty też nie, bo odkrycie sugeruje istnienia tegoż przed i poza człowiekiem. Mętajęzykowe gdybania są bardzo młode, więc nie, ludzie nie wymyślili języka. Vide gesty, vide teorie, że język to skutek uboczny porządkowania myślenia.
Skąd wiesz, jak powinno być? Ok, dbajmy o język, ale z logiką formalną niewiele on ma i nie będzie miał wspólnego: "iść na pieszo", dwa przeciwne znaczenia słowa "czerstwy", plus milion innych przykładów.
Po pierwsze, skąd wiesz co podświadomość wie? Z książki o programowaniu się na sukces, na który zasługujesz z www.zlotemysli.pl za 5,99 zł?
Dysonans istniał zawsze i istnieć będzie. Dlatego nie ma ani jednego ekwiwalentu między językami, dlatego semantyka nadal nie wie, co to tak naprawdę jest znaczenie. Podstawowy postulat językoznawstwa głosi, że każde słowo zyskuje nowe znaczenia. Pomijając ewidentne okazjonalizmy, znasz co najmniej 1000 razy więcej (zależnie od definicji) znaczeń niż słów. Interpunkcję masz straszną, więc pewnie nie bardzo gawarisz w innych językach - ewentualnie gawarisz, tylkoś niechlujny - ale jakoś wątpię, że jesteś w stanie opanować taki słownik w 1000 języków, jaki masz w polskim. Ale spoko, kilka dekad maszyn latających z pewnością wpłynęło na rozwój pamięci leksykalnej.
Bazują na wielu innych, ale Ty się dałeś nabrać na ten motyw z "nie" - naiwnie wierząc, że mózg przetwarza język zerojedynkowo, jakby nie było nic pośredniego pomiędzy (chociaż Ty lubisz skrajne opinie, więc może tak właśnie w Twoim przypadku jest) - i nie zwracasz uwagi na o wiele groźniejsze acz subtelniejsze manipulacje.
branwen, 27 lutego 2012, 22:41
I w takim układzie skończylibyśmy z nowomową i licho wie czym. Bo jeśli ktoś nie jest głupi, to musi być mądry, a jeśli nie jest mądry, to musi być głupi. Bezdobre, dobre, plusdobre, dwaplusdobre...
Jest to pomysł na poziomie tego, co usłyszałam niedawno od pewnego anglisty, że ortografię polską trzeba uprościć. Aż żal człowieka ściska jak słyszy filologa mówiącego coś takiego, a i nie mniejszy jak się widzi tego typu pomysły na uproszczenie języka.
waldi888231200, 28 lutego 2012, 01:16
no cóż gdyby było logicznie i uczciwie to nikt by wam ( nie płacił) za bełkot wielolinijkowy który siejecie (mający zgubić ślad tej prostej myśli - mózg myśli obrazami , wyrażenie nie drzwi i drzwi wygląda tak samo podświadomość wyciągła inne wnioski a świadomość inne - potem ludzie się dziwią dlaczego nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż , nie pożądaj żony bliźniego , skutkują takim wszech ogarniającym syfem - no cóż, wszyscy się o ten syf modlą , a potem o niego potykają).
Ps: a prywatne wycieczki
wsadź sobie w majteczki.
i (nie z przodu) tam gdzie masz rureczkę
tylko z tyłu tam gdzie masz dziureczkę.
Jajcenty, 28 lutego 2012, 07:27
A dlaczego nie? Język i tak się zmienia. Zmienił się na tyle, że dobra narodowe w postaci Pana Tadeusza, Zemsty, czy o zgrozo, Samych swoich są niedostępne dla mojego dziecka. Młodzież angielska dostaje słowniczki do tłumaczenia Szekspira. Skoro nie umiemy i nie chcemy powstrzymywać języka przed zmianami, to może niech to będą zmiany na lepsze ? Mało kto odróżnia w mowie "h" i "ch". Różnica między "ó" a "u" zniknęła ze 100 lat temu, różnica "rz" a "ż" znana jest tylko małej grupie szamanów z siódmego kręgu wtajemniczenia. Został nam tylko jeden żuraw a osnowa rzeczywistości nie pękła
branwen, 28 lutego 2012, 09:39
Przepraszam, ale chyba nie do końca rozumiem dlaczego, bo sama problemów nie miałam z odbiorem, a ledwie 21 wiosen za mną. Wątpię, żeby język w 5 lat zmienił się na tyle, że obecni 16latkowie nie są w stanie tego zrozumieć.
Język zmienia się ciągle, ale w wolniejszym tempie przez co nadal jesteśmy w stanie zrozumieć naszych dziadków i z nimi normalnie rozmawiać.
A już na pewno nie jest to argument broniący zmiany ortografii.
Młodzież angielska to kompletni ignoranci, bo są źle uczeni własnego języka. Są mniej świadomi swojego języka niż Polacy, a przynajmniej mniej niż moja klasa licealna była świadoma polskiego, bo może młodzież polska jak bardzo chce, to też jest odporna na wiedzę wpajaną w szkole (albo ma beznadziejnych nauczycieli).
Angliści po kursie z historii języka angielskiego nie dostają słowniczków, żeby tłumaczyć teksty starsze niż Szekspir.
Nie zgodzę się, że mało kto odróżnia "h" i "ch". Mam znajomych z różnych części Polski, którzy są w moim wieku i nadal nieświadomie różnicę zachowują. Zgodzę się, że rozróżnienie ginie, ale wszystkie wyrazy wyewoluowały z czegoś. Osobiście jestem za tym, żeby uczyć historii języka polskiego, a nawet staro-cerkiewno-słowiańskiego w liceach właśnie po to, żeby być świadomym zmian i nie brać ich za przejaw upraszczania pisma, tylko mowy.
Jeśli teraz zmienimy ortografię w ten sposób, dla kolejnych pokoleń dzieła pokroju "Pana Tadeusza" już na pewno będą niedostępne. Czy sami chcemy się pozbawić swojego dziedzictwa poprzez pozostawienie go tylko wyedukowanym polonistom?
MrVocabulary (WhizzKid), 28 lutego 2012, 09:58
Zapis "u" i "ó" jest przydatny w odmianie przez przypadki. Szkoda, że u nas nie uczą tego jako zjawiska fonetycznego, że różne samogłoski zamieniamy przy skracaiu ilości sylab w "ó".
Zgodzę się też z branwen, że "Pan Tadeusz" jest językowo nadal dostępny, tylko trudny - ale taki był zawsze. Ograniczyłbym tylko wypowiedzi typu "Anglicy to ignoranci" w tym kontekście, bo Szekspir jest nieporównywalnie trudniejszy, a różnica między staroangielskim i współczesnym angielskim jest taka, jak między dzisiejszym polskim i mową Mieszka I.
branwen, 28 lutego 2012, 10:32
Szekspir w oryginale jest trudny, to prawda. Ale są trudniejsze teksty, tylko do nich się już stosuje przekłady na współczesny angielski (vide: Canterbury Tales).
Ja nawet bym się pokusiła o porównanie, że różnica między staroangielskim a współczesnym angielskim jest jak pomiędzy mową Mieszka I a "Kali jeść, Kali pić".
Jedno z moich ulubionych zdań: "Ić bēo mid ēow ealle dagas" to współczesne "I am with you for all days". Jak się wie co to powinno być, to się to widzi, ale jak się nie wie, to jest to czarna magia.
Inna sprawa, że zaczęłam czytać (hobbystycznie) antologię poezji staroangielskiej i średnio angielskiej. Staroangielska ma tłumaczenia na współczesny, a średnio angielska tylko pojedyncze słowa ma wyjaśnione.
Co swoją drogą wygląda trochę jak współczesne wydania "Pana Tadeusza" - też mają przypisy.
I u nas też się źle języka uczy (ale moim zdaniem i tak lepiej niż w wielu krajach). Jest tyle przydatnych rzeczy, których można by nauczać i język polski nie byłby taki trudny dla Polaków.
Jajcenty, 28 lutego 2012, 10:44
Wiedziałem. Szamani i siódmy krąg wtajemniczenia. Zdajesz sobie sprawę, że to zdanie brzmi jak " mechanizm Sn1 powoduje racemizację" ?
Większość chemików właśnie wzruszyła ramionami - każdy to wie. Ale ja nie wymagam tego od Ciebie
Mam fantastyczne, stare, wydanie Pana Tadeusza dla Polonii amerykańskiej z wyjaśnieniami językowymi. Wyjaśnień jest więcej niż Pana Tadeusza.
Jajcenty, 28 lutego 2012, 10:53
Z moich obserwacji Śląsk i północno-wschodnie rubieże zachowują różnicę. Ale nie jest to częste. Na tyle rzadkie, że zwraca uwagę.
branwen, 28 lutego 2012, 11:13
Z moich obserwacji dochodzi jeszcze sporo wchodu do tego i pojedyncze osoby z lubuskiego. Nie jest to częste, ale zwraca uwagę tylko osób, które wiedzą czego szukać. Reszta nie widzi różnicy, bo nie jest na to nastawiona. A szkoda, bo to ładne rozróżnienie.
romero, 28 lutego 2012, 14:47
Czuję, że współczesna kultura obrazkowa mocno na nas wpływa, że mówimy "nie widzimy różnicy" tam gdzie jej nie słychać. Szkoda, bo to ładne rozróżnienie
Jajcenty, 28 lutego 2012, 15:38
Touché!
branwen, 28 lutego 2012, 19:11
Na swoje usprawiedliwienie mam, że od trzech lat językiem, z którego korzystam najczęściej jest angielski, a kolejnym walijski i przestaje kontrolować ojczysty język.
Bo jak najbardziej się zgadzam, że jak słychać, to różnicę powinno być słychać, a nie widać
... chociaż jeśli się zapisze alfabetem fonetycznym to i będzie widać
MrVocabulary (WhizzKid), 28 lutego 2012, 21:49
Nie - każdy pisze i każdy odmienia przez przypadki, ale nie każdy racemizuje Każdy wykształcony człek Ci powie, że jest "kół", bo "koła" (a nie: "kuł", a tym bardziej nie: "kłuł").
Cóż - mam bardzo złe zdanie o Polonii już od dawna, i to z wielu powodów
Jajcenty, 28 lutego 2012, 23:03
Twoja definicja wykształconego człowieka jest dramatycznie różna od mojej. Przykro mi, ale większość normalnych ludzi musi się natężyć by przypomnieć sobie, że odmienia przez przypadki.
Kiedy Małysz zjadł banan to przez Polskę przetoczyła się dyskusja co zjadł i dlaczego.
MrVocabulary (WhizzKid), 28 lutego 2012, 23:16
To normalnych, czy wykształconych? ;-) Na piśmie większość normalnych ludzi odróżnia ww. przykłady. Banan, banana - akurat rozumiem ten błąd, bo końcówki w polskim się zmieniają, już jest 800 wyjątków. Nawet jeśli się nie wie, że się odmienia przez przypadki, to się przez nie odmienia - wszak języka używa każdy. Niemniej, dla mnie szerokość i długość geograficzna są odwrotne, niż by mi się logicznie wydawało, ale ufam specjalistom; reszta niech zaufa lingwistom, że nasz alfabet jest naprawdę bliski optimum przy zachowaniu niemal fonetyczności i byciu kompatybilnym wstecz i wszerz ("mam dwa koła, mam pięć kuł" wygląda tragicznie, nie?).
Jajcenty, 29 lutego 2012, 07:26
Około 80% obywateli ma wykształcenie ponadpodstawowe. To podpada pod pojęcie normy
Aha! Odwołanie do autorytetu? Żywię głęboki szacunek dla zawodowców, ale nic nie może zastąpić dowodu wprost
Może się opaczyć. W przypadkach szczególnie trudnych można to sobie powiedzieć na głos Nie wiem jak Ty, ale ja na pewno używam formy "kół" tylko dlatego, że taką ją widziałem. W przypadkach wątpliwych kiedy nie starcza doświadczenia - czyli oczytania - trzeba się odwołać do wiedzy teoretycznej i reguł. Wtedy nadziewamy się na jeden rozlicznych wyjątków. I oto mamy do Was, językoznawców, pretensje .
branwen, 29 lutego 2012, 12:12
Jestem dysortografikiem (szalenie przeszkadza u lingwisty, szczególnie jak jest widoczne nie tylko w języku ojczystym) i ja nie umiem użyć formy tylko dlatego, że ją widziałam, bo mój mózg płata mi figle i dlatego odwołuję się do reguł, a najczęściej odmieniam przez przypadki. Gdy byłam dzieckiem potrafiłam napisać to samo słowo w jednej linii z błędem i bez (i tego nie widziałam oraz nie wiedziałam dlaczego mi mówią, że napisałam to słowo dwa razy w inny sposóB). Potem zaczęłam dużo czytać i część rzeczywiście się "opatrzyła", ale nie wszystko. Jak mam gorszy dzień, to i w prostym słowie zrobię błąd, jeśli nad tym nie pomyślę.
Zastanawiam się o co mieć pretensje do językoznawców. Jedyny powód, moim zdaniem, to jeśli reguły są źle sformułowane, niepraktyczne, a wyjątków nikt nie uczy. Językoznawca nie jest językotwórcą przecież
MrVocabulary (WhizzKid), 29 lutego 2012, 12:24
Wiesz, ja np. zawsze sądziłem, że francuska ortografia jest tworzona przez szaleńców. Ale z czasem zacząłem zauważać, że te bzdurne zapisy to jedyny sposób, na jaki pozwala kompatybilność wstecz. Fonetyka francuska się mocno zmieniła, i żeby móc czytać książkę sprzed 100, ortografia została zachowana, po czym "łatano" paradoksy z tej kompatybilności wynikające. Z polskim jest podobnie, więc trochę zaufania - szczególnie iż polska ortografia uchodzi za jedną z najsensowniejszych w Europie
branwen - sypatyzuję z Twoją dysortografią, szczególnie jeśli z cymreagu pisujesz
branwen, 29 lutego 2012, 14:16
Przez szaleńców to została stworzona irlandzka ortografia. We francuskiej jest chociaż jakaś logika. Czytanie irlandzkiego sprzed 100 lat wymaga wiedzy o systemie ortograficznym sprzed reformy.
A walijski jest łatwy - jest chyba najłatwiejszym językiem, którego się uczyłam. Jest kilka pułapek ortograficznych, ale jak jest napisane tak się czyta. Problemem są jedynie średnio walijskie teksty, ale tymi się (jeszcze) nie zajmuję.
Znanie historii języka niesamowicie pomaga w posługiwaniu się językiem. Polskiego się nigdy tak nie uczyłam i żałuję.