Przeciwieństwa się... odpychają
Od co najmniej 200 lat wiemy, że obiekty o przeciwnych ładunkach przyciągają się. Najnowsze badania wykazały jednak, że krople silnie naładowane przeciwnymi ładunkami... odpychają się.
Do odkrycia tego zjawiska doszło przypadkiem w 2005 roku, gdy William Ristenpart z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis badał ładunki elektryczne w kroplach wody umieszczonych w oleju. Zwykle dwie przeciwnie naładowane krople przyciągały się, co wywoływało ich deformację, utworzenie się stożka Taylora, a następnie zlanie się kropli. Jednak, gdy Ristenpart przypadkowo zbyt mocno naładował krople, zauważył, że odbijały się one od siebie.
Badania niezwykłego zjawiska zajęło uczonemu i jego kolegom trzy ostatnie lata. W końcu naukowcy odkryli, że gdy krople są słabo lub średnio naładowane, tworzące się stożki Taylora są dość krótkie, szerokie, a na ich czubkach występują duże kąty. Przy silnym naładowaniu, krople przyciągają się tak mocno, że stożki stają się długie, wąskie z ostrymi kątami.
Kluczem do rozwiązania zagadki okazały się właśnie różnice w kształtach stożków Taylora. W punkcie kontaktu dwóch kropli zewnętrzne pole elektryczne nie odgrywa już żadnej roli. To, czy krople się zleją zależy wyłącznie od kształtu małego "mostu" tworzonego przez stykające się stożki Taylora. Jeśli tworzą go krótkie, szerokie elementy, wówczas napięcie powierzchniowe kropli przyciąga je do siebie i tworzą jedną dużą kroplę. Jeśli jednak mamy do czynienia z dwoma wąskimi elementami, to napięcie powierzchniowe odpycha je od siebie i krople się odbijają.
Badania Ristenparta będą miały kolosalne znacznie w wielu dziedzinach życia, w których wykorzystywane są zjawiska elektrostatyczne. Wyjaśniają one np. dlaczego, pomimo udoskonalania od stu lat odpowiednich technik, przemysł petrochemiczny nie jest w stanie uzyskać lepszych wyników podczas elektrostatycznego usuwania wody z ropy naftowej. Dokonane odkrycie pozwoli produkować doskonalsze farby, produkować lepsze włókna sztuczne, ulepszyć technikę spektrometrii masowej. Znajdą zastosowanie wszędzie tam, gdzie konieczne jest precyzyjne kontrolowanie niewielkich kropli cieczy. Niewykluczone, że z badań Ristenparta skorzystają też klimatolodzy, gdyż opisane zjawisko może mieć wpływ na formowanie się chmur.
Komentarze (21)
Przemek Kobel, 18 września 2009, 10:22
Piękny przykład na to, że mimo dobrego poznania jakichś zjawisk nie należy zarzucać badań nad nimi.
mikroos, 18 września 2009, 16:26
O, o, o. Bardzo słuszna uwaga. W ogóle jest to dowód na to, że oprócz badań mających bezpośrednie zastosowanie w przemyśle warto też prowadzić badania podstawowe.
lucky_one, 19 września 2009, 13:04
Zgadzam się, badania podstawowe ciągle są ważne
Niemniej chciałbym zwrócić uwagę, że jednak cała sprawa sprowadziła się do napięcia powierzchniowego oraz zjawisk, które zapewne już wcześniej były znane Wszak o tym, czy ciecz jest hydrolifowa czy hydrofobowa też decyduje kąt zwilżania.
mikroos, 19 września 2009, 15:36
Należałoby więc złośliwie zapytać: skoro było to takie oczywiste, to czemu nikt na to nie wpadł? :> na tym właśnie polega rola nauki!
lucky_one, 19 września 2009, 17:14
Nie, nie chodzi mi akurat o to Bardziej chodzi mi o to, że często niestety jest tak, że ludzie nie potrafią wyciągać wniosków na podstawie posiadanej wiedzy...
Takie coś niestety bardzo często jest na mojej uczelni - większość ludzi potrafi wykuć się dziesięciu stron na pamięć, ale jeśli zada im się pytanie wymagające UŻYCIA posiadanej wiedzy a nie jej PRZYTOCZENIA, to po prostu jest taka panika, jakby ktoś ich zaraz zastrzelić miał..
Dla przykładu - na jednych laboratoriach (na trzecim roku wydziału chemicznego!) 3/4 grupy wpadło w panikę bo prowadząca kazała przygotować roztwór roboczy o określonym stężeniu z roztworu stężonego. Panika była dlatego, bo nie było tego w instrukcji do ćwiczenia! Wiedzieli dokładnie, że mamy posługiwać się roztworem roboczym o takim a takim stężeniu, ale jak się okazało że trzeba go sobie samemu przygotować, to przerosło ich możliwości.. I tu dążę do tego co miałem na myśli - na pierwszym oraz na drugim roku uczyli się wzoru na stężenie, ale był potrzebny tylko po to żeby go napisać na teście - oni nie potrafili tego wzoru użyć, umieli jedynie przytoczyć..
Niestety tego typu sytuacje zdarzały się znacznie częściej (nie chodzi konkretnie o laboratoria, ale o nieumiejętność korzystania z posiadanej wiedzy - głównie dlatego że mieli ją wykutą, zamiast ją rozumieć).
Nie chcę tu wielce ganić naukowców - dobrze że zauważyli coś, na co nikt do tej pory nie zwrócił uwagi.. Ale chodzi mi tylko o to, że obserwowane zjawisko jest wynikiem oddziaływań, które były już znane - i zasadniczo powinno ono być wydedukowane
No, i może trochę przewrażliwiony jestem W każdym razie dobrze, że teraz już będzie wiadome co może powodować zbyt duże naładowanie kropli - i może faktycznie będzie to mieć swoje implikacje w przemyśle i ogółem realnym świecie (a nie tylko tym teoretycznym naukowym )
mikroos, 19 września 2009, 19:21
Heh, rozcieńczanie roztworów albo ich sporządzanie z kilku innych to ćwiczeniowa klasyka ;D Zawsze mnie to rozbrajało - na dodatek, jak na ironię, często najgorzej radzili sobie z tym ludzie, którzy z kolokwiów regularnie zbierali 5,0 W głębi duszy zawsze miałem sporo współczucia dla takich osób - przecież oni sobie w życiu nie poradzą, jak się nie nauczą MYŚLEĆ, a nie tylko uczyć...
lucky_one, 19 września 2009, 22:22
O to właśnie chodzi! Dokładnie! Tak się składa, że myślenie jest umiejętnością uniwersalną i przydaje się nie tylko jak trzeba roztwór sporządzić (tak naprawdę do tego wystarczy trochę się znać na matematyce, a nie nawet na chemii ) ale znajduje zastosowanie również w innych dziedzinach życia Ot chociażby, taka organizacja pracy, aby zużywać na nią minimum energii i być maksymalnie wydajnym..
mikroos, 19 września 2009, 22:28
Swoją drogą, czy tylko ja mam wrażenie, że egzaminy ustne są najlepszym sposobem na sprawdzenie umiejętności myślenia? Z jednej strony krytykuje się je (poniekąd słusznie) za subiektywność oceny oraz sporą podatność na manipulację (w tym: na manipulację ze strony sprytnych życiowo ściemniaczy potrafiących "sprzedać" wiedzę, której nie mają ;P ), ale z drugiej mam wrażenie, że dobrze przeprowadzony exam ustny jest bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o 1. sprawdzenie zrozumienia tematu 2. możliwość dyskusji, na podstawie której jeszcze bardziej można stwierdzić, czy przepytywana osoba pojmuje, o czym mówi.
Szkoda, że odchodzi się obecnie od egzaminów ustnych to najlepsza forma sprawdzania wiedzy Fajnie by było, gdyby wróciły do łask, ale np. z dodatkowym wymogiem ścisłej kontroli przebiegu egzaminu.
lucky_one, 20 września 2009, 08:11
Uważam podobnie jak Ty. A egzamin można by prowadzić komisyjnie (dwóch egzaminujących). Poza tym, uważam że jeśli ludzie tak bardzo tych ustnych nie lubią, to można też załatwić wszystko pisemnie - wystarczy konstruować polecenia na zasadzie "wyjaśnij" albo "podaj różnicę" zamiast nagminnego "podaj" i "wymień"..
Ale myślę, że to o tyle nie przejdzie, że wtedy 80% ludzi by nie mogło zdać tych egzaminów i szybko dziekan by dał reprymendę prowadzącemu, bo uczelnie państwowe zrobiły się troszkę jak prywatne - w tym sensie, że dostają pieniądze za studentów, i nie mogą sobie pozwolić, żeby na kierunku było 5 osób które coś umieją, zamiast 40 osób, z których 5 coś umie, a reszta umie mniej lub bardziej dobrze wkuwać..
Aczkolwiek jak będę na studiach doktoranckich, to planuję właśnie egzamin ustny robić. Albo pisemny i później ustny - nawet jak to będzie tylko zaliczenie laboratorium czy ćwiczeń. I mam zamiar przepuszczać jedynie zdolnych lub pracowitych - a ściemniaczy-cwaniaków oraz obiboków będę tępić.
Vampir, 20 września 2009, 15:31
piękna wizja... naprawdę piękna... wręcz utopijna myślisz, że zdołasz wyłapać tych, którzy zciemniają..? jaką ich część…? hehehe... zawsze się znajdzie ktoś na tyle sprytny, który i najmądrzejszego jest w stanie omamić/oszukać/oczarować Każdy radzi sobie jak może. Jedni „sciemniają”, drudzy na pytania odpowiadają cytatami z podręczników, a trzeci dziwią się tym wcześniejszym po co oni tak kombinują-przecież wszystko jest takie oczywiste...
ale fakt... kombinatorzy są drażniący... a z drugiej strony... czy my prości ludzie powinniśmy stawać na drodze "chęci nauki" takim np. biednym kujonom, którzy inaczej NIE potrafią...? przecież to nieludzkie błehehehe...
mikroos, 22 września 2009, 00:44
Tylko zobacz, że ściemnianie poczas pytania "wyjaśnij" albo "zaprojektuj doświadczenie, w którym..." też (w pewnym sensie i do pewnego stopnia) świadczy dobrze o studencie - pokazuje, że umie improwizować i szukać rozwiązań, a to jest w nauce najważniejsze. Przecież właśnie na tym polega prowadzenie badań, że szuka się rozwiązań, a nie podaje te gotowe - dlatego umiejętność improwizacji jest niesamowicie ważna. Chociaż wiadomo, to też wymaga od wykładowcy umiejętności odróżnienia kreatywności od lania wody.
A czy powinniśmy otwierać szeroko drogę do tytułu magistra (a więc, bądź co bądź, mistrza!) osobom, które nie byłyby w stanie poradzić sobie w przyszłej pracy?
Vampir, 22 września 2009, 14:30
Nie mylmy kreatywności, umiejętności wyszukiwania rozwiązań i korzystania z posiadanej wiedzy ze "ściemnianiem". Chociaż... na dobrą sprawę samo "lanie wody" również jest jakąś formą kreatywności... ale mało wyrafinowaną... Zgadzam się ze stwierdzeniem, że kreatywność jest potrzebna (nawet konieczna) dla nauki, rozwoju itd... ale ta "kreatywność" nacechowana dodatnio a "ściemnianie" (w mojej interpretacji znaczenia tego słowa) do takich nie należy.
Ta droga o której mówisz została otwarta już jakiś czas temu, przez co (niestety) magia i znaczenia słowa "magister" traci na znaczeniu. Jak zatem zamknąć ową drogę nie ograniczając przy tym praw jednostki? Zmiana systemu oceniania czy też formy egzaminów sprawy nie załatwia. Co zrobić, żeby rozwiązanie nie przypominało zabawy we wróżkę z czarodziejską kulą? Masz może jakiś pomysł?
mikroos, 22 września 2009, 14:41
Należałoby najpierw zapytać, gdzie Ty postrzegasz granicę praw jednostki. Bo dla mnie np. do praw obywatela NIE powinno należeć prawo do darmowego studiowania. Nie mówię o pełnej odpłatności za studia, bo przy obecnych warunkach studiowanie np. na politechnikach w trybie pełnopłatnym byłoby nierealne...
...ale gdyby 1. zredukowano liczbę miejsc na studiach 2. usunięto kierunki niepotrzebne dla gospodarki z uczelni państwowych 3. wprowadzono pewną odpłatność (na tyle niską, by studia były osiągalne np. po zaciągnięciu kredytu, ale na tyle wysoką, by pomyśleć trzy razy przed rozpoczęciem nauki), sprawy wg mnie miałyby się lepiej. Osoba idąca na studia wiedziałaby wówczas, że tytuł magistra oznacza wstąpienie do elity, a wtedy nie byłoby problemu z zarobieniem na spłacenie kredytu (mógłby on być przez pewien czas dotowany przez państwo, żeby był niżej oprocentowany).
Docelowo idealne byłyby studia płatne, ale na to jesteśmy jako społeczeństwo zdecydowanie zbyt biedni. Obecnie z kolei największym problemem jest ślepe przekonanie Polaków, że studia trzeba skończyć. Skończyć trzeba, ale z takim myśleniem, bo wielu ludzi marnuje 5 lat życia.
waldi888231200, 22 września 2009, 16:23
Są potrzebne stypendia na naukę, jeśli będziesz się starał to zdobyta wiedza pozwoli ci otworzyć produkcję czegoś nowego albo starego udoskonalonego a jeśli studiujesz dla samej satysfakcji ze studiowania to stypendium będzie się w formie kredytu wlokło za tobą przez 15lat (wtedy jakby samoczynnie sam zainteresowany zdecyduje po roku czy to dla niego właściwe). Laboratoria to powinna być podstawa edukacji, bo powtórzony po kimś eksperyment zostaje w pamięci na bardzo długo i rozwija skutecznie PM.
Vampir, 22 września 2009, 16:39
Gdyby zredukowali liczbę miejsc na studiach odbiłoby się to na uczelniach (opłaty pójdą w górę, a że jakoś dziurę w budżecie trzeba będzie załatać to rzeczywiście mogłoby się przyczynić do wprowadzenia płatnego studiowania). Usunięcie niepotrzebnych kierunków-to było możliwe przy stałej kontroli stanu gospodarki, ale to by się wiązało z dodatkowymi kosztami (znowu wyrwa w budżecie + sztab analityków i innych niepotrzebnych, sztucznie stworzonych stanowisk trzymanych w celu względnej koordynacji całego przedsięwzięcia- oczywiście nie musi to tak wyglądać, ale nie czarujmy się- żyjemy w Polsce). Co do trzeciego punktu... przy wprowadzeniu dwóch wcześniejszych punktów ta "odpłatność" nie byłaby wcale taka niska... i mogłoby się okazać, że ta "elita" będzie dostępna tylko dla bogatych...a przecież nie oto tu chodzi... Płatności natomiast proponuje wprowadzić dla tych, którzy studiują jednocześnie na więcej niż jednym kierunku.
Na dzień dzisiejszy prawo do studiowania ma każdy obywatel a czy jest ono takie darmowe to już inna sprawa. Na szczęście dla ludzkości nie ja te prawa tworzę.
Problem wywodzi się z czasów kiedy na studia dostawała się właśnie "śmietanka" społeczeństwa. Przez to większość wychodzi z założenia, że muszą iść na studia bo technik to "nikt". Więc masy zaczęły studiować. Masy kończą studia i nagle okazuje się, że tytuł nie jest niczym wyjątkowym (w końcu wszyscy go mają). Ta właśnie "masówka" sprawia, że niejeden technik jest lepiej przygotowany od człowieka z tytułem. Paradoks. Przekonajmy młodzież, że technik nie jest gorszy od magistra
lucky_one, 22 września 2009, 17:53
Z jednej strony masz rację. Masówka powoduje spadek poziomu.
Ale zauważ, że gdyby pracodawca do jakiejkolwiek ciut lepszej pracy (płatność na poziomie 1500zł netto) nie żądał dyplomu ukończenia studiów, a FAKTYCZNYCH UMIEJĘTNOŚCI, było by zupełnie inaczej... A tymczasem dochodzimy do paradoksu, kiedy z maturą możesz iść do remontowania ulic, na kasę w markecie, albo do roznoszenia ulotek. A, na przedstawiceli handlowych (choć wolałbym to bardziej poprawnie nazwać : naciągaczy) jeszcze biorą każdego - trzeba tylko z reguły prawo jazdy kategorii B mieć.
Niemniej chodzi mi o to, że wymagania pracodawców są niebiańsko wygórowane.. Aby dostać pracę zapewniającą godne utrzymanie (2-3tys zł netto) trzeba mieć z reguły super znajomość angielskiego, skończone studia, doświadczenie 2-5 letnie, dodatkowe kursy oraz prawo jazdy.. Więc nie ma się co dziwić że ludzie masowo studiują, bo nikt nie chce zasilać współczesnego systemu niewolnictwa (vide praca w markecie na kasie czy jako ochroniarz, gdzie zarabiasz tyle, że mieć za co dojechać do pracy, kupić najpodlejsze jedzenie i opłacić najpotrzebniejsze rachunki - czyli zero rozwoju - robisz wyłącznie na przeżycie oraz na czyjeś dobro..).
Oczywiście nie mówię, że tak jest zawsze, bo np. spawacz czy dekarz zarabia lepiej niż doktor na uczelni (około 2,5-5tys zł zamiast ok 2,5tys zł) - no ale to jest Polska... i widocznie tutaj tego typu paradoksy są normalne.
Podsumowując - żeby sytuacja się zmieniła trzeba by:
1) utrudnić matury - posiadanie matury też nie jest obowiązkowe, ma świadczyć o czyichś umiejętnościach
2) zwiększyć poziom studiów
3) obniżyć wymagania dla pracowników
4) podnieść płace na stanowiskach niewymagających wyższego wykształcenia (chociaż w konsekwencji podnieść też tych wymagających wyższego wykształcenia, żeby nie wychodził paradoks jak z doktorem i spawaczem - że lata nauki się nie opłacają..)
Tyle ode mnie Wiem że te punkty są nierealne, ponieważ żyjemy w kraju, w którym decydenci myślą wyłącznie o tym jak się nachapać a nie kierują się racją stanu czy chęcią rozruszania gospodarki. Mówiąc decydenci nie mam na myśli wyłącznie polityków - chodzi mi również o pracodawców czy urzędników mających wpływ na wymienione czynniki.
mikroos, 22 września 2009, 18:39
Tylko teoretycznie. Zobacz, że gdyby utrzymać pewien poziom dofinansowania, a do tego pieniądze zaoszczędzone na bezsensownych miejscach na niektóryc kierunkach przeznaczyć na studentów z prawdziwą przyszłością, sytuacja w polskiej nauce mogłaby się nawet poprawić.
lucky_one, 22 września 2009, 19:20
Wszystko się zgadza, ale żyjemy w kraju, w którym wszelkie omawiane przez nas zmiany nie mają szansy wprowadzenia... Poza tym władza dąży raczej do tego, żeby społeczeństwo było gorzej wykształcone i zorientowane co się dzieje, bo po pierwsze łatwiej takimi ludźmi manipulować, po drugie mniejsza szansa że wydają z kraju mając dość tego co się w nim dzieje (bo zwyczajnie nie będą w stanie z niego wyjechać albo dać sobie rady za granicą).
Także niestety nasza dyskusja jest czysto akademicka
mikroos, 22 września 2009, 20:02
W takim razie studia powinny być płatne. Być może wykształcenie jednostek byłoby lepsze, ale byłoby mniej studentów, przez co mimo wszystko poziom inteligencji by raczej spadł. Nawet kiepskie studia w jakiś tam sposób jednak stymulują umysł.
waldi888231200, 22 września 2009, 21:20
W stanach jest taka zasada: '' nie mów jaką szkołę skończyłeś tylko czy potrafisz to a to zrobić, za takie pieniądze" w tym zestawieniu technik jest zawsze szybszy.
Vampir, 23 września 2009, 21:50
Lucky_one: propozycje bdb, ale rzeczywiście nierealne... ale wiesz... zawsze można wystartować z propozycją... w końcu istnieje ludowa inicjatywa ustawodawcza...
My tu tak "akademicko" zastanawiamy się czy też studiowanie na uczelniach publicznych powinno być płatne... a za naszymi plecami... Czytał ktoś może wczorajszy artykuł w Rzeczypospolitej ("Prywatne studia za darmo?") ? zainteresowanych zachęcam do lektury...