Mewy z apetytem na wielorybie tkanki
Mewy południowe (Larus dominicanus) żyjące u wybrzeży Argentyny mają nietypowe, nawet jak na siebie, upodobania pokarmowe. Gustują w wielorybach biskajskich południowych (Eubalaena australis), które w okresie między czerwcem a grudniem gromadzą się koło Półwyspu Valdés, by odbywać gody. Gdy tylko walenie podpływają pod powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza, ptaki lądują i wyrywają kawałki skóry oraz zgromadzonej pod nią tkanki tłuszczowej (ang. blubber).
W ten sposób powstają nawet 20-cm rany. Wieloryby wyginają grzbiet, starając się jak najszybciej zanurzyć. Pierwsze ataki udokumentowano już w 1972 r. Z biegiem czasu zjawisko przybierało na sile. O ile w 1974 r. rany zadane dziobami L. dominicanus występowały tylko u 1% E. australis, o tyle w 2008 odsetek poszkodowanych wzrósł do 77%.
Sprawę pogarsza fakt, że w ostatnim ćwierćwieczu populacja mew bardzo się rozrosła. Poza tym ptaki zapewne uczyły się od siebie, że waleń to bogate i łatwo dostępne źródło pokarmu. Mariano Sironi, którego zespół monitorował w latach 1995-2008 bolesne dla wielorybów gusta pokarmowe mew, ustalił, że pary młode-matka stają się przedmiotem aż 81% ataków i są dziobane 5-krotnie częściej niż wyrostki, które ponad połowę czasu spędzają na eksploracjach "na własną płetwę".
Ana Fazio z argentyńskiego Narodowego Komitetu Badań Naukowych i Technicznych (Consejo Nacional de Investigaciones Científicas y Técnicas, CONICET) potwierdziła ten trend. Na przestrzeni 3 lat poświęciła ponad tysiąc godzin na obserwowanie mew i wielorybów biskajskich południowych, dochodząc do wniosku, że większość ataków była wymierzona w pary młode-matka. Młode są poszkodowane w największym stopniu, być może przez szorstką, a więc łatwą do uchwycenia skórę.
W większości nalotów biorą udział pojedyncze ptaki. Można by je próbować wytępić, ale wygląda na to, że zachowanie rozprzestrzenia się wśród młodzieży. W 2006 roku młode mewy stanowiły 4% napastujących, a w zaledwie rok później już 17%. Gdy za ataki na E. australis biorą się przedstawiciele tej grupy wiekowej, często grzbiet wieloryba obsiadają liczące do 8 osobników dziobiące grupki.
Fazio, Marcelo Bertellotti i Cecilia Villanueva przeanalizowali 5359 spotkań z wielorybami biskajskim południowymi, do których doszło w sezonach rozrodczych 2005-2007. Wszystkie wyprawy rozpoczynały się w Puerto Pirámides. Okazało się, że do najważniejszych czynników wpływających na ataki mew należały: obecność par matka-niemowlę, etap sezonu, odległość od brzegu i prędkość wiatru.
Przez niemal 1/4 okresu czuwania wieloryby odganiają się od mew, trwoniąc w ten sposób cenną energię. Młode, zamiast się uspołeczniać, doskonalą sztukę unikania ciosów. Fazio uważa, że żerując na odpadach, mewy mogą też przenosić na dziobach bakterie. Jak można się domyślić, grozi to poważnymi zakażeniami zadanych ran.
Pojawiają się głosy, że by zaradzić problemowi bez szkodzenia mewom, warto pomyśleć o zatrudnieniu sokolnika. Jego podopieczny z pewnością zadba o przeprogramowanie niechcianych zachowań. Swoją drogą nie da się, przynajmniej na razie, wykluczyć, że mewy jako wektory zakażeń spełniają w pewnym sensie pożyteczną rolę. Styczność z bakteriami z ludzkich wysypisk może bowiem wystawiać układ odpornościowy wielorybów na ciężką próbę, wzmacniając go już na wczesnych etapach życia.
Komentarze (0)