Szczęśliwsi bez nadziei
Amerykańscy badacze stwierdzili, że przewlekle chore osoby, które porzucają nadzieję, czują się paradoksalnie szczęśliwsze (Health Psychology).
Jak podkreśla Peter A. Ubel z University of Michgan i Carnegie Mellon University, nadzieja jest ważnym elementem szczęścia, ale ma też swoje ciemne strony. To przez nią ludzie odkładają pogodzenie się ze swoim życiem na później [...].
Ubel i inni wykazali, że nie przystosowujemy się dobrze do sytuacji, jeśli uważamy, że są krótkoterminowe/przejściowe. Psycholodzy prowadzili badania z pacjentami po niedawnej kolostomii, czyli po operacyjnym wyprowadzeniu światła jelita grubego na powierzchnię brzucha. Po zabiegu niektórym powiedziano, że kolostomia jest odwracalna, ponieważ po kilku miesiącach przejdą drugą operację, podczas której jelita zostaną ponownie zespolone i zaczną prawidłowo działać. Resztę poinformowano, że stomia jest na zawsze. Okazało się, że przez następne 6 miesięcy członkowie grupy bez nadziei czuli się szczęśliwsi. Myślimy, że byli szczęśliwsi, gdyż pogodzili się ze swoim życiem. Wiedzieli, jakie karty rozdano i że nie mają innego wyboru, jak tylko zacząć nimi grać. Pozostali czekali na usunięcie kolostomii. Kontrastowali obecne życie z tym, co miało ich czekać i nie robili najlepszego użytku z sytuacji, w jakiej się znajdowali.
Jeden ze współpracowników Ubla, prof. George Loewenstein, uważa, że z tego samego powodu ludzie owdowiali emocjonalnie radzą sobie często lepiej od osób rozwiedzionych. Tutaj nie ma już bowiem mowy o jakiejkolwiek szansie na pojednanie czy zmianę. Specjalista zwraca też uwagę na charakterystyczne zachowanie lekarzy, którzy niejednokrotnie sądzą, że optymistyczne informacje zwrotne – nawet gdy w rzeczywistości rokowanie nie są dobre - pomogą pacjentowi, podbudowując jego nadzieję. Tymczasem praktyka ta często zaburza emocjonalną adaptację. Nie sądzę, że powinniśmy odbierać nadzieję, ale trzeba być ostrożnym, aby nie rozdmuchać jej do tego stopnia, by pacjent odkładał życie na potem.
Komentarze (18)
Webby, 3 listopada 2009, 18:34
To nie jest zaden paradoks. Mnisi buddyjscy dawno temu promowali (i nie tylko buddyzmu) wyzbycie sie wszystkich pragnien, gdyz czynia nas one nieszczesliwymi.
mikroos, 3 listopada 2009, 18:55
Coś w tym jest. Szczęśliwy nie jest ten, co wiele ma, tylko ten, co ma tyle, ile potrzebuje.
wilk, 4 listopada 2009, 00:48
Z tego co wyszukałem, to poza przypadkiem usunięcia zwieracza odbytu, to jest ona (teoretycznie) odwracalna. Jeśli nie kierowano się tym faktem, to takie mijające się z prawdą informowanie było wyjątkowo nieetyczne.
cyberant, 4 listopada 2009, 13:16
Ja mam jeszcze jedno przemyślenie na ten temat. Wierzący - którzy mają nadzieję na życie po śmierci, są smutniejsi, bo nie mają pewności czy postępowali słusznie, czy nie popełnili jakichś grzechów które wykluczą ich z przyszłego wiecznego życia. wiara i ich przykazania ich dołują i ograniczają. Natomiast ateista , tak jak ja, jest szczęśliwy każdym przezytym dniem, i nie zawraca sobie głowy tym co będzie potem, nie rozkminia czy robił dobrze czy źle, skoro jest mu tu i teraz dobrze.
Ja po prostu wiem że nie ma nic później. Sens życia to to, że moje dzieci przetrwają, a wraz z nimi przetrwa cząstka mnie, część mojego DNA. A aktualnie swoje moje życie mogę przeżywać jak najlepiej, bez złudnej skruchy i zamartwiania się czy aby robię dobrze w/g jakiegoś wymyślonego bóstwa czy boga... który będzie mnie po śmierci rozliczał. nie czuję bata nad sobą jak pełni nadziei niewolnicy religii...
diviner, 7 listopada 2009, 11:10
Hitlerowcy wiedzieli to bez badań. Arbeit Macht Frei... Uczy się tego chyba w każdej szkole przy okazji omawiania II wojny światowej, a teraz wielkie odkrycie co z ludźmi robi nadzieja. Jeśli nie mamy żadnego wyboru to świetnie adaptujemy się do sytuacji (w większości przypadków), uruchamiają się psychologiczne mechanizmy obronne, redukujemy dysonans wewnętrzny itp. Jeśli, tak ja to ujęto w artykule, mamy świadomość, że coś jest tylko przejściowe, nawet bez konkretnego deadline'u, wtedy wegetujemy.
Eselix, 4 lutego 2010, 19:03
No nie wiem. Przecież katolicy np. mają możliwość wyspowiadania się i odpuszczenia swoich grzechów. Więc nie muszą się tego obawiać.
To akurat nie jest domeną ateistów tylko egoistów
Obawiam się, że Twoje dzieci zbyt długo nie przetrwają. Ani ich prawnukowie. Z tego co wiem, wszechświat ma się zapaść za jakiś czas z powrotem do bezwymiarowego punktu.
Jacy tam "niewolnicy", sami sobie ten "parszywy" los wybrali
odalisques, 5 lutego 2010, 03:56
Chyba nie jesteś katolikiem, brzmi jakbyś nie wiedział jak to faktycznie działa. W Wielkiej Brytanii przeprowadzono kilka lat temu bardzo kontrowersyjne wówczas badanie (w tym z użyciem tzw. wykrywacza kłamstw), które pokazało, iż ponad 60% (!!) osób spowiadających się regularnie lub rzadko ukrywa przed spowiednikiem część swoich grzechów, jednocześnie będąc świadomym, iż są to faktycznie grzechy i jako takie powinny zostać wyjawione w trakcie spowiedzi.
? Proponuję głębszą analizę niektórych nurtów filozoficznych. Dbanie o własną osobę i własne szczęście nijak się z definicji ma do naszego stosunku do innych oraz ich uszczęśliwiania. Jednym z największych paradoksów życiowych jest właśnie fakt, iż każdy dobry uczynek w stosunku do innych napędzany jest (świadomie lub nie) potrzebą uszczęśliwienia siebie samego. Egoizm nie ma tu nic do rzeczy.
No comment.
mikroos, 5 lutego 2010, 07:46
A ja tylko dodam:
Szczególnie w Polsce jest to bardzo świadoma i dobrowolna decyzja, biorąc pod uwagę presję ze strony otoczenia... po prostu wolność jak się patrzy!
Eselix, 7 lutego 2010, 17:14
No to marni byli to katolicy. Widać nikt ich nie uświadomił, że zatajenie grzechu powoduje, że spowiedź jest nieważna. I wtym kontekście faktycznie mogą być potem nieszczęśliwi. Skoro nie wyjawili wszystkich grzechów, to zgodnie z wypowiedzią cyberanta mają się czego obawiać. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę tych prawdziwych katolików, to sens mojego zdania się nie zmienia.
Chyba nie przeczytałeś uważnie wypowiedzi cyberanta, którą zacytowałem. On napisał, że nie przejmuje się tym czy postępuje dobrze czy źle, ponieważ jest ateistą. Odpisałem, że nie na tym ateizm polega.
Gdyby było tak jak piszesz, to (zakładając że większość ludzi dąży do szczęścia) ludzie na potęgę robiliby dobre uczynki wobec siebie, bo dzięki temu sami byliby szczęśliwi. Wychodzi na to, że coś nie tak z tą teorią albo większość ludzi to masochiści
Jest subtelna różnica między uszczęśliwianiem innych, dlatego że samemu chce się być szczęśliwym, a byciem szczęśliwym, dzięki temu że uszczęśliwiło się kogoś innego. Przyczyna i skutek. Często jest to mylone, ale w tym wypadku może być, i tak, i na odwrót.
W pierwszym przypadku jest to postawa egoistyczna (pomimo dobrego uczynku), a w drugim altruistczna (pomimo, że jest się samemu szczęśliwym). A to dlatego, że egoizm nie oznacza "bycie szczęśliwym", a altruizm nie oznacza "robienia dobrych uczynków".
Zgodnie z definicją altruizmu - jest to stawianie dobra (szczęścia) drugiej osoby ponad swoje własne. Rozumiem, że wielu ludzi tego nie potrafi, ani nie doświadczyło, ale nie można mówić, że to nie istnieje.
Wracając do artykułu, chętnie poznałbym wyniki badań kto jest bardziej sczęsliwy, osoby o skłonnościach altruistycznych czy egoistycznych.
mikroos, 7 lutego 2010, 17:24
A mimo to znajdują się tacy, jak WhizzKid, dla których nawet takich ludzi można uznać za katolików, których KRK rzekomo ma prawo reprezentować. Ot, taka mała hipokryzja.
Nie na tym polega, ale na to pozwala, czyż nie? To chyba nie jest zbyt poprawny wniosek. Z wypowiedzi odalisques nie wynika, że altruizm zawsze jest bardziej opłacalny. Są jednak sytuacje, w których ludzie czują się lepiej, kiedy zrobią coś "bezinteresownie", a ich nagrodą jest właśnie lepsze samopoczucie. Kiedy nie jest, postępują czysto egoistycznie, bo to im daje większą radość. Ja wiem, że to jest niepoprawne politycznie, ale w przypadku altruizmu uczynione dobro jest tylko efektem ubocznym przyjemności, którą osiąga sam dobroczyńca (i nieważne, czy przyjemność ta będzie wiązała się np. nadzieją na trafienie do raju, czy też "zwykłą" radością). Przecież jeżeli zapytasz typowego wolontariusza, dlaczego to robi, to prawie każdy odpowie mniej więcej coś takiego: "bo daje mi radość, że mogę pomagać". Ale tutaj niekoniecznie jest na odwrót, bo wiesz doskonale, co Ciebie czeka za określony wysiłek. To tak, jak z pracą i płacą - pracujesz, choć nie chcesz, ale wiesz, że na koniec miesiąca dostaniesz za to wypłatę. Trudno przełknąć ten fakt (i bardzo wielu zaprzecza mu we własnej głowie), ale tak w rzeczywistości to jest, że każdy liczy na jakąś korzyść, taką jak zbawienie, radość z dobrego uczynku itp.Eselix, 7 lutego 2010, 18:05
No ok. Powinienem był dodać, że nie dotyczy dzieci i dorosłych nie potrafiących podejmować decyzji. Rzeczywiście czasami mam wrażenie, że większość ludzi to chodzące marionetki, sterowane przez innych, albo nie mające siły czy chęci zmienić swojego życia na lepsze jeśli wiedzą jak. Albo w ogóle nie mają pomysłu na swoje życie. Tylko co my możemy teraz zrobić?
1. Zostawić ich na pastwę losu - nie humanitarne Poza tym inni (niekoniecznie dobrzy) wykorzystają zaraz pkt. 2.
2. Przekonać do czegoś (czegokolwiek) - to już podchodzi pod "presję otoczenia".
3. Może delikatnie wskazać, tu masz takie możliwości, tu tak, a tam inaczej - tylko komu chciałoby się poszerzać swoją wiedzę, dla niektórych to męczące.
4. Zgodnie z artykułem można też pozbawić ludzi wszelkiej nadziei, na życie po śmierci, na dobrą przyszłość swoich dzieci, czy w ogóle na sens istnienia jeśli jakikowiek mieli, tylko po co wtedy isntnieć? - ale może będą szczęśliwsi.
Eselix, 7 lutego 2010, 20:24
"Ateizm pozwala na złe postępowanie"? - myślę, że najpierw trzebaby było zdefiniować pojęcie złego postępowania. Bo inaczej trudno się do tego odnieść. Czyżby ateistom złe postępowanie było ograniczane jedynie przez prawo? Mógłbym powiedzieć, że jakaś tam religia też pozwala na złe uczynki, tyle że są inne regulaminy i inne konsekwencje.
To wtedy nie jest altruizm. Patrz na definicję.
A jeśli nie wiesz? Jeśli nie wiesz co Cię czeka po jakimś poświęceniu ze swojej strony? Rozbijmy to na cztery sytuacje:
1. Spodziewałeś się czegoś w zamian, ale tego nie dostałeś.
2. Spodziewałeś się czegoś w zamian i coś dostałeś.
3. Nie spodziewałeś się niczego w zamian i nic nie dostałeś.
4. Nie spodziewałeś się niczego w zamian, ale coś dostałeś.
Punkt 1. można nazwać frajerstwem, a punkt 2. to normalka, czyli najczęściej spotykany przypadek, dzięki któremu ludzie uczą się społecznych zachowań. Altruizm to tylko pozycje 3 i 4. Niektórzy mylą punkt 3. z 1. oraz punkt 4. z 2. Punkt 4. to również postawa altruistyczna, mimo że dostało się za nią jakąś nagrodę.
Pewnie ktoś mógłby sobie pomyśleć, że altruizm to coś dobrego. Więc śpieszę uspokoić, że ani skrajny altruizm, ani skrajny egozim nie są dobrymi postawami.
mikroos, 7 lutego 2010, 22:11
Z tym ateizmem chyba się troszkę nie zrozumielismy. Ja nie powiedziałem, że ateista stawia siebie ponad normami moralnymi. Chodziło mi raczej o to, że Ty napisałeś, że ateizm nie polega na posiadaniu prawa do czynienia źle. I ja się z tym zgadzam, tylko że ateizm sam w sobie też nie oznacza zobowiązania do czegokolwiek. Ateizm to po prostu brak wiary w Boga, a nie zobowiązanie do takiej a nie innej postawy w określonych sytuacjach. Tylko tyle, chciałem to jednoznacznie podkreślić
Co do altruizmu zaś: nawet jeśli nie wiesz dokładnie, co Ciebie czeka w zamian za określony czyn, to zawsze masz nadzieję - i sama ta nadzieja, połączona z dobrym samopoczuciem z powodu pomocy drugiemu człowiekowi, jest już pewną nagrodą. Rzecz jasna, nie mówię, że altruizm jest przez to zły, ale altruizm jako całkowita bezinteresowność wg mnie nie istnieje. Zawsze oczekujemy czegoś w zamian albo chociaż dobry uczynek pozwala nam lepiej się poczuć, co także jest nagrodą, a to wyklucza pełną bezinteresowność (co nie zmienia faktu, że jest to postawa szlachetna).
odalisques, 8 lutego 2010, 02:09
W zasadzie zawsze możemy sobie wymyślić skrajność przedstawiającą zdanie kogoś innego i na tej podstawie obalać jego pogląd, ale to trochę niemądre. O motorze naszego postępowania w przeróżnych kontekstach napisano tyle książek, że nasze tutaj rozprawianie nie ma większego sensu. Jedno jest pewne - nie robimy dobrych uczynków w stosunku do innych aby samemu poczuć się gorzej W pozostałych wspomnianych kwestiach generalnie zgadzam się z mikroosem.
Eselix, 9 lutego 2010, 00:59
Ok mikroos, ale to chyba powinieneś tłumaczyć cyberantowi, a nie mnie, bo do jego wypowiedzi się odniosłem. Może od drugiej strony: jak nazywamy człowieka, który "nie zawraca sobie głowy tym co będzie potem, nie rozkminia czy robił dobrze czy źle, skoro jest mu tu i teraz dobrze."?
Mogę tylko odpisać, że nie zawsze i nadal podtrzymać istnienie tych czterech sytuacji z poprzedniego postu. Jeśli oczekujemy jakiejś gratyfikacji w zamian to to już nie jest to altruizm. Przecież możemy nawet wiedzieć, że dana czynność spowoduje, że będziemy się źle czuli, że staracimy coś, a mimo wszystko postąpimy tak aby tej drugiej osobie było lepiej. Jeśli mikroos uważasz, że altruiści nie istnieją, to chyba tylko dlatego, że trudno w życiu kogoś takiego spotkać.
A konkretnie o które zdanie chodzi i jaki pogląd?
Oczywiście, że nie. To tylko efekty uboczne, reakcje społeczne, czy biologiczne. Bo celem altruizmu nie jest poczuć się lepiej ani gorzej, tylko dobro drugiego człowieka.
mikroos, 9 lutego 2010, 01:16
Nie wiem, chyba nie znam odpowiedniego określenia, ale na pewno "ateista" nie jest odpowiedzią prawidłową.
Fakt, nigdy nie spotkałem. A to dlatego pewnie, że jeśli ktoś coś dla kogoś robi, to zawsze ma z tego jakąś korzyść, choćby wspomniane wcześniej lepsze samopoczucie albo świadomość spełnionego dobrego uczynku. Być może istnieją altruiści-masochiści (przecież byłoby to masochizmem, gdyby dana osoba poświęcała się i nie miała z tego absolutnie żadnej radości), ale nie przeczę jednoznacznie, że istnieją.
czesiu, 9 lutego 2010, 03:58
Gdyby usunąć ostatni człon tzn " skoro jest mu tu i teraz dobrze" to nazwał bym ten ruch czesizmem
A na poważnie co za różnica co wydarzyło się wczoraj i co wydarzy się jutro, skoro żyjemy dzisiaj? Celem życia powinno być wyciągnięcie maksimum z dnia dzisiejszego. Patrzenie wstecz powinno służyć jedynie dywagacjom w stylu "co zrobiłem dobrze, co mogłem zrobić lepiej", natomiast patrzenie w przód służy jedynie temu, aby efektywniej przeżyć dzień dzisiejszy.
Bóg nie istnieje, bo wpada w paradoks (skoro na początku nie było niczego, to skąd ta nicość się wzięła?!), a nawet jeżeli istnieje i pójdę do piekła - so what? przynajmniej spotkam wszystkich ciekawych ludzi
w46, 9 lutego 2010, 11:23