Magnesy bakteryjne walczą z nowotworami
Mikromagnesy wytwarzane przez bakterie mogą być wykorzystywane do niszczenia guzów nowotworowych. Zespołowi naukowców z Uniwersytetu w Edynburgu, którego pracom przewodniczyła dr Sarah Staniland, udało się ostatnio zwiększyć ich moc. Nanomagnesy bakteryjne są lepsze od produkowanych przez człowieka, ponieważ mają zunifikowane kształty i rozmiary (Nature Nanotechnology).
Na czym miałoby polegać ich niszczycielskie działanie? Najpierw należałoby je wprowadzić w wyznaczone miejsce, a następnie aktywować. Naprowadzanie miałoby charakter magnetyczny; zmiana zwrotu pola magnetycznego prowadziłaby do wytworzenia ciepła i unieszkodliwienia komórek nowotworowych. Badacze wspominają też o innym scenariuszu: dostarczaniu leków bezpośrednio do nowotworowych tkanek.
Bakterie wychwytują żelazo z otoczenia i przekształcają je w rodziny minerałów magnetycznych. Są one zbudowane z tlenku żelaza (magnetyt) lub siarczku żelaza (pirotyn czy greigit) i wyglądają jak miniaturowe struny korali. Mikroorganizmy posługują się nimi jak igłą kompasu, orientując się dzięki temu w środowisku i odnajdując okolice bogate w tlen.
By odkryte zjawisko dało się jakoś wykorzystać w medycynie, konieczne było zwiększenie mocy magnesów. Dlatego też Szkoci hodowali bakterie w środowisku bogatszym w kobalt niż w żelazo. Dodatek tego pierwiastka w magnesach zwiększył ich siłę o 36-45%, co oznacza, że grudki pozostawały dłużej namagnesowane po usunięciu z pola magnetycznego.
Komentarze (2)
mikroos, 3 marca 2008, 11:59
Widzę niestety kilka problemów.
1. Jak podać bakterie w tak dużej ilości, by były wystarczająco skuteczne, i jednocześnie nie wywołać masywnego stanu zapalnego?
2. To, że do nowotworu dociera więcej krwi, niż do innych tkanek, wcale jeszcze nie oznacza, że natlenowanie tkanki nowotworowej jest lepsze. Wręcz przeciwnie, nowotwory są ogromnymi ogniskami martwiczymi. Gdyby nie to, nie powstawałyby w nich naczynia krwionośne. Z tego powodu stan ciągłego niedotlenienia jest wręcz korzystny z punktu widzenia całego guza.
3. Oczywiście wspomniana w artykule siła magnesu - choć z drugiej strony kto wie, może odpowiednio silny NMR byłby w stanie wytworzyć odpowiednie pole.
4. Bakterie niemal na pewno podawane byłyby w stanie żywym, a więc wciąż pochłaniałyby żelazo. Powstaje sytuacja, w której o pierwiastek ten będą konkurowały: nowotwór, pacjent (który z wysokim prawdopodobieństwem ma już anemię!) i jeszcze do tego bakterie. Współczucia dla pacjenta, który musi przez to przejść...
Tak ogólnie, co do zastosowania bakterii w onkologii, ciekawostka: już ponad 100 lat temu odkryto, że podanie prosto do guza prątków gruźlicy lub ich lizatu (tzn. produktu rozkładu) jest w stanie skutecznie wyleczyć do 30% pacjentów. Próby jednak zawieszono w związku z ogromną toksycznością i dużym ryzykiem związanym z rozległym stanem zapalnym. Może i jest to jakaś droga, ale prawdę mówiąc ciężko mi wyobrazić sobie taką terapię. Myślę, że lepsze mogłyby być np. intensywnie "napakowane żelazem" białka albo inne nośniki z przyłączonym lekiem. No, ale czekam na następne badania - miejmy nadzieję, że jestem w błędzie
inhet, 3 marca 2008, 19:57
Chyba sie nie mylisz - to jest kolejna próba szukania jakiegoś poręcznego nośnika dla transportu magnesów (czy jakiegokolwiek innego zabójczego konia trojańskiego) do guza. A może nawet nie próba, tylko domysł?