Nowotwór prostaty - monitorować czy natychmiast leczyć?
Monitorowany nowotwór prostaty daje takie same szanse na przeżycie co natychmiast leczony, pod warunkiem jednak, że diagnozę postawiono wcześnie, nowotwór jest dobrze zlokalizowany, a chory znajduje się pod ciągłym nadzorem specjalisty - takie wnioski płyną z badań prowadzonych na University of Oxford.
Na łamach New England Journal of Medicine ukazało się omówienie 10-letnich badań, w których wzięło udział 1643 mężczyzn z wcześnie zdiagnozowanym nowotworem prostaty. Okazało się, że mężczyźni, u których po diagnozie nie podjęto leczenia byli w tak samo niewielkim stopniu narażeni na ryzyko śmierci co mężczyźni, u których przeprowadzono radioterapię lub leczenie chirurgiczne. Monitorowanie wczesnego nowotworu prostaty - i wdrożenie leczenia tylko wówczas, gdy się on rozwija - nie jest obarczone wyższym ryzykiem zgonu niż agresywne leczenie związane często z poważnymi skutkami ubocznymi.
Nowotwór prostaty rozwija się powoli. Dlatego też 1643 mężczyznom, u których chorobę wykryto za pomocą testów PSA na wczesnym stadium, zaproponowano losowe przypisanie do jednej z trzech grup: aktywnego monitoringu (545 osób), radykalnej prostatektomii (553 osoby) oraz radykalnej radioterapii (545 osób). Po 10 latach sprawdzono odsetek zgonów, postęp choroby, jej rozprzestrzenianie się po organizmie oraz wpływ leczenia na pacjentów. Wyniki badań zaskoczyły naukowców. W czasie badań z powodu nowotworu prostaty zmarło 17 osób. W grupie monitorowanej zanotowano 8 przypadków śmierci (1,5 zgonu na 1000 osobo-lat), w grupie chirurgicznej zanotowano 5 przypadków śmierci (0,9 zgonu na 1000 osobo-lat), w grupie radioterapii zmarło 4 pacjentów (0,7 zgonu na 1000 osobo-lat). Różnice były statystycznie nieistotne.
Niezależnie od grupy, do której został przypisany chory, ryzyko zgonu po 10 latach wynosiło około 1%. Badania wykazały też, że rozpoczęcie radykalnego leczenia po postawieniu diagnozy zmniejsza tempo rozwoju choroby i liczbę przerzutów, wiąże się jednak z różnymi nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi, szczególnie uciążliwymi w ciągu pierwszego roku po leczeniu. W grupie aktywnego monitoringu choroba postępowała u 20% pacjentów, w grupach prostatektomii i radioterapii u mniej niż 10% chorych.
Aktywne leczenie wiązało się nie tylko z uciążliwościami podczas pierwszego roku po jego wdrożeniu. Co prawda po 2-3 latach zauważalna była poprawia stanu zdrowia leczonych, jednak po 6 latach w grupie leczonej chirurgicznie na problemy z nietrzymaniem moczu i kłopoty w życiu seksualnym cierpiało 2-krotnie więcej osób niż w grupach monitoringu i radioterapii. Z kolei radioterapia wiązała się z większymi problemami z pęcherzem niż w dwóch pozostałych grupach.
Po raz pierwszy u cierpiących na nowotwór prostaty bezpośrednio porównano skutki radioterapii, chirurgii i monitoringu. Wyniki badań dostarczają pacjentom i lekarzom szczegółowych informacji na temat wyników i wpływu każdego z rodzajów postępowania, dzięki czemu mogą oni podjąć bardziej świadomą decyzję - mówi współautorka badań profesor Jenny Donovan z University of Bristol. Uczona dodała, że pacjenci będą monitorowani przez kolejnych 10 lat.
Co ciekawe, zauważyliśmy, że w ciągu 10 lat u pacjentów poddanych radykalnemu leczeniu choroba rozprzestrzeniała się dwukrotnie wolniej, jednak nie było różnicy w przeżywalności pomiędzy grupami chirurgiczną i radiologiczną, a u 3/4 mężczyzn z grupy monitoringu nie doszło do postępu choroby - stwierdził profesor David Neal z University of Oxford. Z kolei profesor Freddie Hamdy dodał: Konieczny jest teraz dalszy monitoring, który pozwoli sprawdzić, jakie są skutki wyboru pomiędzy różnymi podejściami do nowotworu a jakością życia. Muszą też zostać przeprowadzone dalsze badania, byśmy mogli odróżnić śmiertelną od nie powodującej śmierci formy choroby.
Komentarze (0)