I nie opuszczę cię aż do...
Choć liczba rozwodów w małżeństwach, w których u jednego z partnerów stwierdzono ciężką chorobę, nie odbiega od populacyjnej normy, bardzo zaskakująca jest dysproporcja pod względem liczby rozstań w zależności od tego, który z małżonków zachoruje. Jak wykazali badacze z University of Washington, panowie wypadają pod tym względem wprost fatalnie.
Autorzy studium, kierowani przez dr. Marka Chamberlaina, śledzili losy 515 osób, u których w latach 2001-2002 stwierdzono nowotwór złośliwy lub stwardnienie rozsiane. Historię chorych śledzono do lutego 2006 r.
Analiza zebranych informacji może zaskoczyć wielu odbiorców. Okazuje się bowiem, że o ile łączny odsetek małżeństw zakończonych rozwodem w czasie badania nie odbiegał od średniej stwierdzonych w innych badaniach i wynosił 11,6%, o tyle do rozstania dochodziło niemal siedmiokrotnie częściej (20,8% vs 2,9%), gdy chorym była kobieta. Na szczęście jest też jednak dobra wiadomość: prawdopodobieństwo rozstania po postawieniu niekorzystnej diagnozy znacznie spadało wraz ze wzrostem stażu małżeństwa.
Zespół dr. Chamberlaina tłumaczy różnicę w zachowaniu mężczyzn i kobiet ich przystosowaniem do pełnienia odmiennych ról w społeczeństwie i w rodzinie. Według badaczy kobiety, w związku z naturalną tendencją do dbania o swoje rodziny, wykazują więcej zrozumienia i współczucia dla chorujących partnerów. Zdaniem autorów nie oznacza to jednak, oczywiście, że sytuację taką należy akceptować. Jako możliwe rozwiązanie zaobserwowanego problemu proponują wzmożenie kontroli psychologicznej nad mężczyznami, których małżonki zapadły nagle na ciężkie schorzenia.
Komentarze (6)
cyberant, 11 listopada 2009, 18:19
ciekawe. a jakiś czas wcześniej (chyba nawet na tym portalu) czytałem. Że jak jedno z małżonków zachoruje na chorobę psychiczną, i ląduje w szpitalu zamkniętym, to okol 80%-90% facetów odwiedza przez lata swoje małżonki, a tylko 10%-20% kobiet po roku odwiedza swoich mężów... przeważnie wiążą się z innymi. I było to wytłumaczone że "facet z chorobą psychiczną nie rokuje nadziei na utrzymanie rodziny"...
Marek Nowakowski, 11 listopada 2009, 22:33
Głupotą jest tutaj mieszać genetykę, która jest nie do poznania i nie do ogarnięcia. Czynniki rodzinno-psychospołeczno-socjalizacyjne bym obstawiał i losowe zachowania rejestracji pamięciowo-operacyjnej, ot czytsa loteria i zaobserwowywanie zachowań czy nadmierne przeciążenie informacją. Psychoaktywne substancje jeśli już to odpowiedzialne mogą być za zaburzenie sterowaniem dopaminą jak i zaburzenia osobowości mozna pod to podpinać. Monogamia czy współczucie jak i solidarność partnerska może się szybko wyczerpać. Napięte jak i za luźne ego też może być przyczyną zaburzeń własnych jak i przerzucanych na innych. Można mówić o mężczyznach jako woreczkach na spermnę rozpłodowych jak i bankomatach czy kobietach jako inkubatorach do "podrostu potomstwa" ale droga nieb nie tędy. Nie mamy już czasów lobotomii czy wpisywania pobytów w dowodzie osobistym, lecz stygmatyzacja to rzecz względna jak i inne choroby "utajone" czy 'niewidoczne". Jeśli mamy obciążenie genetyczne rodziny z f-20 to już można się tutaj jakiejś racjonalnej logiki dopartywać czy pewne fakty powiązywać (zależnie od tego jak wywiady zostały przeprowadzane z opisem choroby włącznie wszystkich spokrewnionych). Tutaj już wchodzi ewolucja nastawiona na masowy rozpłód bez sentymentów (wyrachowane związki, a nie pierwsze zauroczenia czy naiwne młodociane miłości z potrzebą akceptacji czy wkraczanie w sferę płciowości).
Życie trzeba traktować plastycznie i strasznie dostosowawczo. Osiągnięcie szczytu bytu doskonałego jest pod ręką u każdego przy żadnych, lżejszych czy cięzkich chorobach. W XXI wieku pole manewru jest większe na wszystkich płaszczyznach. Same geny będą niczym bez stosownego trybu, życia, unikania zachowań ryzykownych czy sportowaniu się jak i diety, która nie wymaga straszliwych nakładów finansowych. Co z tego, że długi związek będzie stabilny i owocny skoro zgon go pokrzyżuje i wszystko runie jak i beznadziejna sytuacja życiowa stanie się perfekcyjna.
Nie ma co tutaj wykazywać na pokrzywdzenie co do płci (wytrzymałośc, słabe punkty czy atuty).
czesiu, 11 listopada 2009, 22:51
To teraz poproszę wersję 5 zdaniową, w której wyjaśnisz "ale o co ci chodzi" i "jaki miało to związek z notką", bo po raz pierwszy czuję że tracę wątek u kogoś innego niż waldiego.
corwin, 12 listopada 2009, 09:52
Uwielbiam badania statystyczne. W szczególności na stosunkowo niewielkiej populacji.
Jakiś czas temu obśmiałem się jak norka z tych "badań" - http://www.kopalniawiedzy.pl/religijnosc-ateista-Bernhard-Hommel-ukryty-porzadek-dostrzegac-agnostyk-6137.html
thikim, 15 listopada 2009, 09:20
515 osób daje już nie tak duży poziom błędu.
Bez liczenia na razie rzucę że przy prawidłowej próbie i normalnym rozkładzie daje to ok. 3 % z 95 % pewnością. To nie jest duży błąd.
Oczywiście to w warunkach idealnych. Przy idealnej reprezentacji.
Tutaj ostrożnie założyłbym 5 % z 90 % pewnością.
mikroos, 15 listopada 2009, 10:04
Fakt, 515 to niewielka grupa. Ale jeżeli masz 7-krotną różnicę, to jest ona praktycznie na pewno istotna statystycznie z bardzo małym "p".