Czy każdy nudzi się jak mops?
Ja się nudzę, ty się nudzisz... Wniosek? Nudzą się wszyscy. Nic bardziej mylnego. Nuda (przynajmniej w takim wydaniu, jakie znamy) wcale nie jest tak uniwersalnym uczuciem, jak nam się wydaje. Do takich wniosków doszła antropolog Yasmine Musharabash z Uniwersytetu Zachodniej Australii w Crawley.
Badała ona nudę u aborygenów ze szczepu Warlpiri, których główną osadą jest Yuemdumu, znajdujące się na północny zachód od Alice Springs. Odkryła, że ich rozumienie nudy jest zupełnie różne od idei rozpowszechnionej w kulturze zachodniej. Przedstawiciele tego ludu nudzą się, gdy wokół nie ma ludzi, którzy mogliby dodać życiu kolorów czy znaczenia, a nie wtedy, gdy nie mają nic do zrobienia.
Nuda Zachodu to, wg wielu ekspertów, "produkt" epoki historycznej. Musharabash twierdzi, że przed XVIII wiekiem ludzie się nie nudzili. Pierwotnie znużenie było przywilejem ludzi dysponujących nadmiarem wolnego czasu, czyli bezrobotnych, bogaczy oraz duchowieństwa. Potem nudzić zaczęli się wszyscy. Oznacza to, że uczucie to jest skutkiem ubocznym uprzemysłowienia i rozwoju tzw. klasy średniej. Przez długi czas na nudę spoglądano przez pryzmat moralności. Uznawano ją za grzech. Kierkegaard, XIX-wieczny duński filozof, teolog i pisarz, prekursor egzystencjalizmu, napisał nawet, że stanowi ona źródło wszelkiego zła. Do dzisiaj nuda kojarzy się z czymś niewłaściwym. Jak można się tak czuć przy rozbudowanych możliwościach współczesnego człowieka...
Pani antropolog była zaskoczona, jak niewiele sytuacji Warlpiri uznają za nudne, zważywszy, że mieszkają w raczej sennej okolicy. Z tego powodu aborygeni nigdy nie oświadczają, że są znudzeni, ale czują się tak, gdy zostają sami. Niewiarygodnie długa podróż w towarzystwie nie jest nudna, ale staje się taka, gdy odbywa się ją samotnie.
Fakt, że nuda rdzennych mieszkańców Terytoriów Północnych to odpowiednik naszej samotności, potwierdza język. Aborygeni z Yuemdumu używają angielskiego słowa "complain" (narzekać, utyskiwać, żalić się) na określenie braku kontaktów interpersonalnych.
Ludzie z różnych części globu inaczej postrzegają czas. Pisał o tym chociażby Ryszard Kapuściński w swoim Hebanie. Aborygeni są na przykład mocno osadzeni w teraźniejszości. Musharabash podaje tu ciekawy przykład. Gdy psuje się samochód, nie warto siedzieć z założonymi rękoma lub gorączkowo próbować temu zaradzić. Lepiej pogawędzić i pospacerować z towarzyszami podróży czy napotkanymi ludźmi. Dopóki coś się dzieje, nie można się przecież nudzić.
Komentarze (2)
dirtymesucker, 23 września 2007, 20:16
no tak. nuda to po prostu zmarnowany czas na robiemiu niczego. wyoraźmy sobie sytuację; kolejka do lekarza, dziesięcioro ludzi siedzi obok siebie i nikt sie nie odzywa. możnaby stwierdzić że nuda na maxa. ale czy tak musi być? w międzyczasie można wykminić kupe rzeczy aby zabic nude. tylko i wyłącznie od nas zależy czy sie nudzimy czy nie.
waldi888231200, 25 września 2007, 10:38
Według takiej definicji nudy (zachodniej) to wszystkie zwierzeta przez całe życie się nudzą - a jakoś z nudów nie zdychają.
Problem leży w czułości zmysłów bo jeśli motyl po zapachu widzi samicę z 15 km to i my powiniśmy mieć na tyle bodzców by jak aborygeni nigdy się nie nudzić. ;D
To co oni nazywają nudą to samotność a do zawiazywania towarzyskich więzi trzeba mieć co powiedzieć i tu kłaniają się zainteresowania , pasje które nasza cywilizacja zwalcza od 7 roku zycia na rzecz uniwersalnej papki telewizyjnej - więc o czym rozmawiać skoro wszyscy połkneli tę samą papkę.
Tak sobie myślę że gdyby prądu zabrakło tak na 6 miesięcy to życie towarzyskie by zakwitło ;D