Epileptyczny happening
Aktorka Rita Marcalo cierpi na padaczkę. Ukrywała ją przez 20 lat, teraz jednak zamierza z tym skończyć, wywołując napad na scenie. Wykorzysta do tego lampy stroboskopowe, podniesienie temperatury ciała oraz głodówkę. Na miesiąc przed "Mimowolnymi tańcami" (Involuntary Dances) Brytyjka przestała zażywać leki. Wszystko po to, by zwiększyć społeczną świadomość choroby i wyprowadzić ją z cienia.
Dwudziestoczterogodzinny happening został sfinansowany przez Arts Council. Ludzie będą zapraszani do filmowania tego, co dzieje się na deskach Bradford Playhouse. Jako artystka jestem zainteresowana ideą zrealizowania w sztuce czegoś, co stanowi przeciwieństwo mojego życia prywatnego. Na co dzień padaczka jest sprawą prywatną, dlatego w ramach sztuki zamierzam ją upublicznić. Marcalo podkreśla, że w Sieci znajduje się wiele zrobionych z ukrycia, np. telefonem komórkowym, filmików z chorymi przechodzącymi różnego typu ataki. Zrobiono je bez ich zgody. Ona chce się zwrócić bezpośrednio do takich podglądaczy i pozwolić im zaspokoić ciekawość.
Widzami produkcji mogą być wyłącznie osoby pełnoletnie. Po przybyciu na miejsce dostaną śpiwór i śniadanie. Kiedy u Marcalo wystąpi napad, zostaną obudzone dźwiękiem syreny i utrwalą wszystko za pomocą komórki.
Aktorka jest krytykowana przez przedstawicieli organizacji charytatywnej Epilepsy Action. Uważają oni, że nie powinna dawać złego przykładu innym, zachęcając poniekąd do niezażywania leków. Neuropsycholodzy z kolei podkreślają, że skoro ataków nie da się przewidzieć, trudno liczyć na to, że jeden z nich uda się sprowokować na scenie.
Komentarze (7)
Piotrek, 23 listopada 2009, 11:05
Szczytny cel, ale czy warto się poświęcać? Nie wiem jakiego rodzaju ma epilepsję, lecz jeśli sobie zafundować nawrót częstych ataków to nic przyjemnego, zwłaszcza po obudzeniu gdzie człowiek jest wyprutym wrakiem i dosłownie każda cząstka ciała boli.
Faktem jest, że świadomość społeczeństwa o tej chorobie jest żenująca.
thibris, 24 listopada 2009, 01:07
Tylko przy okazji można by zapytać - jaka inna ta świadomość społeczeństwa być powinna ? Czy jeśli będę miał jakąś chorobę, to powinienem nią "zaciekawiać" społeczeństwo ?
Z jednej strony można pomóc komuś spotkanemu na ulic w razie ataku, z drugiej strony można zaszkodzić, gdy już całe społeczeństwo podniesie swoją świadomość i zamiast pomagać będą szkodzić, bo może to nie epilepsja lecz "milion innych chorób o których każdy wie więcej" niż pomagierzy doktora House`a...
Piotrek, 24 listopada 2009, 08:07
Klasyczny przypadek.
Osoba chora na epilepsję dostaje ataku powiedzmy na ulicy. Traci przytomność, dostaje drgawek, bezdech. Gorsza sprawa jak jeszcze akurat coś jadła, bo w pierwszym przypadku może się zakrztusić własnym językiem, więc trzeba położyć ją na boku i podłożyć coś pod głowę. W drugim jeszcze dodatkowo trzeba wydzierać na siłę jedzenie z ust, gdzie występuje szczękościsk. No i 0 sztucznych oddychań, zresztą za bardzo nie było by jak bo to normalka i tylko strasznie wygląda.
Tyle podstawowej wiedzy wystarczy, a jak ludzie będą się gapić jak cielęta to po prostu człowiek może umrzeć bo się zakrztusi jak wspomniałem, a nie są to jakieś mecyje i wiedza dla doktora, więc nie można zaszkodzić.
thibris, 24 listopada 2009, 08:20
Ale wszystko co napisałeś można spokojnie zrobić po przeszkoleniu z pierwszej pomocy - nie trzeba wiedzy o epilepsji. Człowiek pada i robi sobie krzywdę - nie ważne czy to epilepsja czy jakiś inny atak wstrząsów - ważne żeby go zabezpieczyć przed zrobieniem sobie krzywdy. Nikt też w takiej sytuacji nie będzie robił sztucznego oddychania - bo i po co skoro człowiek oddycha ? Na większość przypadków wystarczy wiedza z pierwszej pomocy plus zdrowy rozsądek i telefon na pogotowie - nie trzeba ludzi szkolić z osobnych choróbsk. Ewentualnie mówić że świadomość o tej chorobie wśród społeczeństwa jest żenująca. Ja wiedzę mam na ten temat bardzo ubogi i jakoś zażenowany nie jestem tym faktem.
Piotrek, 24 listopada 2009, 18:46
No właśnie, bo podczas ataku generalnie człowiek nie oddycha, zależy też jaki to atak.
Zdziwiłbyś się jaka jest wiedza społeczeństwa na temat pierwszej pomocy.
A dodatkowo jak coś się stanie w grupie do dochodzi efekt zbiorowego usprawiedliwienia, jeśli on mu/jej nie pomógł to czemu ja mam to robić. Znam taką sytuację z życia wziętą, dosłownie jak z filmu..podcięli kobiecie żyły a tłum patrzył jak się wykrwawia i nic z tego sobie nie robili, gdyby nie szybka pomoc jednej osoby to po zawodach. Życie jest brutalne.
thibris, 24 listopada 2009, 19:36
Jeśli człowiek nie oddycha to wiadomo co robić
Wiem też jaka jest wiedza ludzi na temat pierwszej pomocy - na ostatnim szkoleniu, jedna osoba się zapytała czy po wdmuchaniu powietrza (usta-usta) i podniesieniu klatki piersiowej ona już taka uniesiona zostanie
Chodzi mi o to że zamiast przekazywać ludziom wiedzę na temat miliona chorób nauczmy ich porządnie pierwszej pomocy, odpowiedzialności za czyjeś życie i korzystania z telefonu do pogotowia. Ja pomogę komuś, ktoś pomoże mi...
Piotrek, 24 listopada 2009, 19:57
Co racja to racja, i jeszcze żeby ludzie nie panikowali to byłoby super.