Punkt G namierzony
Włoscy naukowcy twierdzą, że punkt G naprawdę istnieje i można go odnaleźć za pomocą zwykłego USG.
Do tej pory tzw. orgazmy G były owiane tajemnicą głównie dlatego, że nikt nie umiał rozstrzygnąć, czy rzeczywiście występują. Teraz uzyskano skany wskazujące na wyraźne różnice anatomiczne między kobietami, które doświadczają silnych orgazmów pochwowych, a tymi, które tylko o nich słyszały.
Po raz pierwszy można stwierdzić, stosując prostą, szybką i niedrogą metodę, czy dana kobieta ma, czy nie ma punktu G – wyznaje Emmanuele Jannini z University of L\'Aquila.
Ten sam badacz od kilku lat tropi punkt G. W 2002 roku odkrył markery biologiczne, związane ze wzmaganiem funkcji seksualnych. Występują one tam, gdzie słynny punkt powinien się znajdować, czyli między pochwą a cewką moczową. W skład grupy markerów wchodzi m.in. PDES – enzym uczestniczący w przetwarzaniu tlenku azotu, który uruchamia erekcję. Włosi nie umieli wtedy jednak powiązać obecności wytypowanych związków chemicznych ze zdolnością do doświadczania orgazmu pochwowego.
Zespół Jannini wziął się więc na sposób i skorzystał z dopochwowego USG, by dokładniej przyjrzeć się badanemu obszarowi. W eksperymencie wzięło udział 20 pań: 9 doświadczyło orgazmów pochwowych, 11 nie. Okazało się, że u tych pierwszych występuje rejon, gdzie tkanka jest grubsza (Journal of Sexual Medecine).
Inni eksperci nie podchodzą do wyników tak entuzjastycznie, jak sam Jannini. Podkreślają, że nie musimy mieć do czynienia z odrębną strukturą, ale po prostu z wewnętrzną częścią łechtaczki. W opisywanym rejonie znajduje się wiele naczyń krwionośnych, gruczołów, włókien mięśniowych i nerwów. U niektórych kobiet znaleźć tu można także pozostałości płodowej prostaty: gruczołów Skene\'a. Część seksuologów uważa, że to ich drażnienie uruchamia orgazm pochwowy, a nawet odpowiada za kobiecą wersję wytrysku.
Nie wszyscy naukowcy zgadzają się też z tezą, że kobiety, które nie doświadczają orgazmów pochwowych, nie mają zgrubiałej tkanki. Beverly Whipple ze Szkoły Pielęgniarskiej Rutgers University zaobserwowała, że wszystkie panie są w jakimś stopniu wrażliwe na drażnienie obszaru, gdzie powinien się znajdować punkt G. Wg niej, należy raczej poprosić kobiety, by same się stymulowały, a następnie wykonać badanie ultrasonografem, bo pod wpływem nacisku domniemany punkt G powinien się powiększyć.
Próba Włochów była tak mała, że nie można wyciągać żadnych daleko idących wniosków. Nie wiadomo np., jaki odsetek kobiet ma punkt G. Naukowcy planują jednak powtórzenie eksperymentu z większą liczbą kobiet.
Komentarze (7)
espe1, 25 lutego 2008, 14:09
Ja znalazłem u swojej dziewczyny już 9 lat temu, a Włosi dopiero teraz ;D, a mówią, że to Włosi są dobrymi kochankami ;D ;D ;D
Gość macintosh, 13 lutego 2009, 20:25
To niezbywalna cecha tego narodu, efekt włoskiej kultury.
waldi888231200, 13 lutego 2009, 21:26
@ma.cin to s. h.
Znasz jakiegoś włocha, byłeś tam czy tylko powielasz telewizyjny model ,,witaj europo''
Tomek, 14 lutego 2009, 03:10
punkt G, no przecież, aż samo przez się, się rozumie: G jak Łechtaczka
cogito, 14 lutego 2009, 17:53
Punkt G jest wiec pozostaloscia po prostacie. to mi sie jakos kojarzy z obojnactwem.
mikroos, 15 lutego 2009, 00:26
Równie dobrze z obojnactwem mogłoby się Tobie kojarzyć posiadanie dwóch nóg przez każdego człowieka Istotne nie jest to, że dwa organy powstają z tego samego prekursora, lecz to, jaką pełnią funkcję. A ta jest bardzo różna.
cogito, 15 lutego 2009, 09:43
mikroos nogi nie maja zwiazku z rozmnazaniem. Pomyslalam ze skoro to pozostalosc po prostacie to mozliwe jest ze ta prostata sie wyksztalci w kobiecie. stad obojnactwo