Norweska straż przybrzeżna uwolniła statek Instytutu Oceanologii PAN z sieci widmo
Czternastego sierpnia na śrubę statku Instytutu Oceanologii PAN s/y Oceania nawinęła się unosząca się pod powierzchnią wody, niewidoczna dla nawigatorów zerwana sieć trałowa, tzw. sieć widmo (ang. ghost net). Prowadzący badania na szelfie Spitsbergenu statek dryfował, a ponieważ inspekcja wykonana za pomocą kamery pokazała, że załoga nie jest w stanie usunąć awarii, kapitan zdecydował o powiadomieniu gubernatora Spitsbergenu i norweskiej straży przybrzeżnej.
Dzięki okrętowi Nordkapp z ekipą nurków po kilkunastu godzinach było już po wszystkim. Akcję przeprowadzono nieodpłatnie.
Naukowcy przypominają, że sieci widmo stanowią zagrożenie nie tylko dla jednostek pływających, ale i dla przyrody. Są wykonane z grubego materiału przypominającego nylon i latami unoszą się w wodzie. Chwytają się w nie ryby, ptaki i ssaki morskie. Gdy morze wyrzuci je na brzeg, nadal zbierają krwawe żniwo wśród zwierząt. W 2017 r. zespół z Instytutu Oceanografii Polskiej Akademii Nauk doliczył się np. około 100 szkieletów reniferów, które zginęły na wybrzeżach Spitsbergenu po zaplątaniu w sieci.
Wg WWF-u, zalegające w morzu sieci widma wciąż generują niekontrolowany przyłów, a ich skuteczność sięga nawet 20%. Jak mówi Marta Kalinowska, w polskiej strefie przybrzeżnej Bałtyku może być nawet do 810 t takich sieci. Ujmując statystyki obrazowo, ekspertka dodaje, że to ciężar opowiadający masie 5 dorosłych płetwali błękitnych. Rozwiązaniem wydaje się wyłowienie "ghost nets" za pomocą ciągniętego za kutrem specjalnego drapaka, tzw. szukarka i/lub oczyszczanie wraków, bo to w nie wplątuje się spora część sieci. WWF Polska chwali się, że od 2011 r. prowadzi działania na rzecz wyławiania sieci widmo. Do tej pory dzięki wspólnemu wysiłkowi wyłowiono już 300 t sieci.
Komentarze (0)