Szkodliwe nadmierne obrazowanie
Doktor Reza Fazel z Emory University School of Medicine z Atlanty ostrzega, że rozpowszechnienie się technik obrazowania medycznego może być szkodliwe dla zdrowia populacji. Z artykułu opublikowanego w New England Journal of Medicine wynika, że w ciągu ostatnich 15 lat drastycznie zwiększyła się liczba wykonanych scyntygrafii perfuzyjnych i tomografii komputerowych. Liczba samych tylko CT zwiększyła się 4-krotnie.
Zdaniem Fazela aż 2% wszystkich przypadków nowotworów można przypisać właśnie działaniu tomografii komputerowej. Uczony pisze, że o ile ekspozycje, na jakie narażeni są pracownicy służby zdrowia można regulować, podobnie zresztą jak reguluje się działanie przemysłu produkującego urządzenia do obrazowania, o tyle nie jest możliwe ścisłe regulowanie promieniowania, na jakie narażeni są pacjenci. Prawne określenie potrzeb klinicznych poszczególnego pacjenta jest bowiem niemożliwe. Tym bardziej, że od momentu zaistnienia przyczyny, a więc zabiegu obrazowania, do wystąpienia skutku, czyli nowotworu, mogą minąć lata, a związek jest trudny do uchwycenia.
Doktor Fazel prowadził swoje badania w latach 2005-2007 i wziął w nich pod uwagę dane 952 420 dorosłych mieszkańców pięciu amerykańskich miast. Wśród nich 655 613 miało wykonanych w tym czasie co najmniej jeden zabieg obrazowania, związany z wystawieniem pacjenta na promieniowanie jonizujące. Średnia przyjmowana dawka roczna wyniosła 2,4 milisiwerta na rok. Występowały jednak duże różnice, w zależności od wieku, płci i miejsca zamieszkania pacjentów.
Fazel dowiedział się, że sama scyntygrafia perfuzyjna odpowiadała za 22% przyjętej dawki, a tomografia komputerowa za 38%. Reszta przypadała na inne typy obrazowania. Najwięcej promieniowania przyjmowały kobiety i osoby starsze. O ile w grupie wiekowej 18-34 lata jedynie 50% osób miało styczność z promieniowaniem w ramach procedur medycznych, to w grupie 60-64 lata odsetek ten wynosił już 86 procent.
Większość badanych otrzymywała rocznie mniej niż 3 milisiwerty. Jednak aż 19 procent uznano za osoby, które otrzymały "średnie" dawki, a 2% - "wysokie" i "bardzo wysokie" dawki promieniowania.
W konkluzji swojego raportu naukowiec stwierdza, że obrazowanie medyczne może odpowiadać za aż 2% przypadków występowania chorób nowotworowych w USA i wzywa do przeprowadzenia ogólnonarodowych badań na ten temat.
Komentarze (2)
lucky_one, 2 września 2009, 14:33
Ciekawe... naukowiec snuje podejrzenia, że za 2% nowotworów może odpowiadać obrazowanie (bo 2% ludzi dostało podwyższoną dawkę promieniowania), jednak sam wcześniej mówi, że trudno jest ustalić przyczynę nowotworu, bo od wystąpienia czynnika inicjującego aż do zdiagnozowania nowotworu mija zbyt wiele czasu.. Może warto sprawdzić czy nowotwór u tych 2% ludzi nie jest spowodowany czym innym? Wpływem środowiska w którym mieszkają, promieniowaniu w miejscu pracy, pyłom zawieszonym w powietrzu, wytwarzanym przez pojazdy itd?
Po prostu mam wrażenie, że troszkę zbyt śmiałe tezy dr Fazel stawia..
inhet, 2 września 2009, 23:11
Facet wyraźnie chce zaistnieć.
2,4 mSv to akurat tyle, ile człowiek dostaje z naturalnych źródeł w ciągu roku, i to w obszarach mało aktywnych(np. w Polsce). Bez szkody dla zdrowia można znieść kilka razy więcej.
Po histerii, rozpętanej bombami jądrowymi i zimną wojna dopiero teraz zaczynamy dochodzić rozsądku. Ale jeszcze nie wszyscy.