Wymieranie permskie to wina mikroorganizmów?
Pod koniec permu doszło do największego wymierania w dziejach Ziemi. Przed 252 milionami lat z powierzchni naszej planety zniknęło 90% gatunków morskich i 70% lądowych kręgowców.
Badacze z MIT-u proponują hipotezę, zgodnie z którą za wymieraniem stały produkujące metan mikroorganizmy.
Naukowcy twierdzą, że wymierania nie rozpoczęły, jak dotychczas sugerowano, masowe wybuchy wulkanów, asteroidy czy potężne pożary. Zapoczątkowała je działalność mikroorganizmów z rodzaju Methanosarcina. Ich olbrzymie ilości pojawiły się nagle w oceanach, produkując tyle metanu, że zmianie uległa zarówno chemia wód oceanicznych jak i skład atmosfery. Nowe dowody wskazują, że nagłe namnażanie się Methanosarcina zostało zapoczątkowane przez wykorzystanie przez nie nowych źródeł organicznego węgla oraz pojawienie się potrzebnego im do rozwoju niklu. Oba pierwiastki pochodziły z działalności wulkanicznej, która zwiększyła się właśnie wtedy.
Autorami nowej hipotezy są profesor geofizyki Daniel Rothman, doktor Gregory Fournier oraz pięciu innych badaczy z MIT-u i z Chin.
Naukowcy oparli swoją hipotezę na trzech niezależnych zbiorach dowodów. Po pierwsze, podczas wymierania permskiego doszło do wykładniczego lub szybszego wzrostu stężenia dwutlenku węgla w oceanach. Po drugie, badania genetyczne ujawniły, że w tym samym czasie doszło do zmian w Methanosarcina, które mogły produkować więcej metanu pobierając z wody węgiel. Po trzecie, z badań osadów wiemy, że pojawiło się wówczas dużo niklu.
Już wcześniej wiedziano, że coś spowodowało emisję dwutlenku węgla lub metanu. Sugerowano erupcje wulkaniczne w trapach syberyjskich. Jednak obliczenia wykonane prze uczonych z MIT-u wykazały, że erupcje takie nie uwolniłyby tyle węgla ile znaleziono w osadach. Co więcej, obserwowane zmiany w ilości węgla nie odpowiadały erupcji. W przypadku gwałtownego wyrzutu dwutlenku węgla przez wulkany obserwowalibyśmy stopniowy spadek jego poziomu. Tymczasem widzimy ciągły gwałtowny wzrost - mówi Fournier.
To wskazuje na ekspansję mikroorganizmów. Nagły rozrost ich populacji jest jednym z niewielu czynników, które mogą przyczynić się do wykładniczego wzrostu poziomu węgla w środowisku.
Wszystko wskazuje na to, że doszło do kilku niezwykłych zbiegów okoliczności. Methanosarcina wymieniły materiał genetyczny z innym mikroorganizmem, co pozwoliło im na gwałtowny rozrost i produkcję metanu z węgla. W tym samym mniej więcej czasie doszło do erupcji w trapach syberyjskich, dzięki czemu w środowisku pojawiło się dużo niklu potrzebnego mikroorganizmom do rozmnażania się. Methanosarcina wykorzystały okazję, zaczęły się mnożyć i produkować metan. To doprowadziło do pojawienia się dwutlenku węgla w oceanach i zakwaszenia wody, co zabiło morskie organizmy, a zwiększenie stężenia metanu w atmosferze doprowadziło do zagłady organizmów lądowych.
Komentarze (1)
thikim, 26 lutego 2019, 21:03
Tak sobie myślę że jeśli życie powstało na wczesnym etapie rozwoju Ziemi, zaledwie parę milionów lat po jej ostygnięciu to możemy się mylić w jednym pewniku który do tej pory zakładają wszystkie teorie: że życie na Ziemi trwa ciągle.
Jeśli powstanie życia jest względnie szybkie to możemy nie być w stanie na drodze badania pozostałości życia zauważyć momentu w którym życie całkowicie wymarło i odrodziło się na nowo.
A jeśli nawet nie wszystkie gałęzie życia wymarły to część tych które wymarły mogła niejako powstać ponownie do życia. I to powstanie byłoby niezauważalne w naszych badaniach.