Dzieło sztuki to pacjent, któremu nie możemy zaszkodzić
Rozmowa z Anną Lewandowską, pracownikiem Pracowni Konserwacji Malarstwa na Płótnie Muzeum Narodowego w Warszawie. Anna Lewandowska odnawiała m.in. odzyskaną niedawno "Pomarańczarkę" Gierymskiego, najcenniejszy obraz, jaki Polska straciła w czasie II wojny światowej.
Jak dalece konserwatorzy i renowatorzy dzieł sztuki są gotowi ingerować w obecną (czasem przez długi czas nieodnawianą) postać dzieła i czy celem zwykle jest podejmowanie ryzyka przywracania wyglądu z chwili powstania, czy też powstrzymanie procesów starzenia lub naprawy uszkodzeń (z czasem np. barwniki w farbach ulegają zmianom i obraz nabiera innego wyglądu)?
To bardzo rozbudowane i wielowątkowe pytanie, a więc po kolei… Podobnie jak lekarze za pacjentów, tak my ponosimy ryzyko związane z odpowiedzialnością za stan obiektów, którymi się zajmujemy. Po pierwsze, staramy się nie zaszkodzić naszemu pacjentowi. Podobnie jak w wypadku ludzi, procesu starzenia dzieła sztuki powstrzymać się nie da, jest on tylko znacznie wolniejszy. Nie udaje nam się również – podobnie jak w medycynie – przywrócić naszym pacjentom młodości. Tak więc dzieła sztuki, które żyją własnym życiem i we własnym rytmie się starzeją, nigdy nie będą wyglądały tak, jak w chwili, gdy artysta je tworzył. Wpływają na to zarówno sam proces starzenia materiałów, jak i zmiany chemiczne. Staramy się więc obiekt zabezpieczyć pod względem technicznym. Często bowiem ma on osłabioną strukturę, co skutkuje odpryskiwaniem czy złuszczaniem farby, ale na obrazach, rzeźbach czy przedmiotach sztuki użytkowej dzieją się i inne, bardzo niepokojące rzeczy. Naszą pracę zaczynamy zawsze od oceny, co takiemu zabytkowi dolega i czym spowodowane jest uszkodzenie. Potem przychodzi czas na program konserwatorski i rozpisanie działań, jakie należy wykonać: od zabezpieczenia, przez wzmocnienia osłabionej struktury, wzmocnienia konstrukcji, poprzez oczyszczanie powierzchni z brudu czy zmienionego kolorystycznie werniksu, po uzupełnianie ubytków kitem i retuszem.
Jak często się zdarza, że konserwator nie wie, w jaki sposób namalowano jakiś obraz? Jeśli już się tak dzieje, jakimi metodami rozwiązuje on tę zagadkę?
To raczej rzadki przypadek, ale wszystko zależy od tego, na jakim poziomie pytania się zatrzymamy i jaka wiedza jest nam potrzebna. Generalnie pytamy się – czym? Przy użyciu jakich materiałów obraz został namalowany? To bowiem w pierwszej kolejności skutkuje doborem odpowiednich środków konserwatorskich. Natomiast odpowiedź na pytanie, w jaki sposób obraz namalowano wpływa na odpowiedni sposób przeprowadzania zabiegów konserwatorskich. Czym innym jest jeszcze pytanie o sposób uzyskania efektu malarskiego przez artystę. Stwierdzenie bowiem, że autor używał szpachli czy np. grzebienia nie będzie miało skutków na sposób prowadzenia prac konserwatorskich. Konserwator widzi przed sobą nawarstwienia o silnej fakturze, które w trakcie działań konserwatorskich nie mogą ulec zmianie ( konieczny jest wówczas dobór właściwych metod i środków konserwatorskich ). Fakt zaobserwowania śladu takiego czy innego narzędzia na malaturze wzbogaca naszą wiedzę o twórcy i sposobach jego pracy. Chcąc się dowiedzieć, czym jest niezidentyfikowane narzędzie pracy artysty, przede wszystkim pytamy siebie i naszych współpracowników - konserwatorów czy historyków sztuki o ich skojarzenia. Robimy również różne próby fizyczne z rozmaitymi przyborami malarskimi oraz wszystkimi pomocami, które skojarzą się nam z zaobserwowanym na obrazie efektem. Korzystamy również z wiedzy o historycznych przyborach malarskich.
Ile przeciętnie trwają prace nad odnową obrazu?
Każdy przypadek jest inny. Niektóre obiekty potrzebują sklejenia osłabionej lub odspojonej miejscowo warstwy malarskiej. Niektóre - poprawienia naciągu płótna, oczyszczenia powierzchniowego lub pełnego wachlarza prac mających na celu przywrócenie stabilności, poprawę wytrzymałości mechanicznej czy walorów estetycznych dzieła. Długość trwania takich prac jest również uzależniona od wielkości obiektu, materiałów użytych do jego stworzenia oraz sposobu, w jaki autor nimi pracował. Mogą trwać od kilku godzin nawet do kilku lat.
Czy istnieją obrazy, których nie udało się uratować, z pracy nad którymi konserwatorzy musieli zrezygnować?
Niestety istnieją, choć na szczęście nieczęsto się to zdarza. Obiekty wydobyte z różnych opresji wyglądają niekiedy tak, że wydobywający nie ma wątpliwości – nie rokują jakiejkolwiek formy naprawy, uległy definitywnemu zniszczeniu. Obrazom przytrafia się na przykład przebywanie w pomieszczeniach objętych pożarem. W tych przypadkach ich uratowanie zależy od temperatury i odległości od źródła ognia, także od tego, czy zostały oblane środkami gaśniczymi. Wielu z nich jednak nie udaje się uratować. Spoiwo ulega wypaleniu i obraz staje się czarną, spaloną skorupką, przypominającą pełną kruchych bąbli zastygłą lawę.
Zdarza się również, że obraz ulega zniszczeniu na skutek nieumiejętnych działań jego właściciela. Pamiętam sytuację, kiedy przyniesiony do nas obraz został wcześniej umyty przez właścicielkę w wannie. Kuracja za pomocą szczotki i wody wpłynęła na niego całkowicie „oczyszczająco”. Do naszych rąk zostało przyniesione naciągnięte na krosno płótno, ale już bez farby i gruntu. Właścicielka wciąż miała nadzieję, że uda się obraz naprawić, ale… obrazu już nie było. To tylko jeden przykład.
Komentarze (0)