Dzieło sztuki to pacjent, któremu nie możemy zaszkodzić
Przeglądając blog Muzeum Narodowego w Warszawie, zauważyłam, że niektóre procesy konserwacyjne są dość ryzykowne. Czy zdarzało się czasem coś popsuć (nawet trwale)?
Ryzyko towarzyszące naszej pracy kontrolujemy stosując różnego typu procedury i zabezpieczenia. Konserwatorzy pracujący w muzeach mają własne, kilkustopniowe kontrole oraz system precyzyjnej dokumentacji która jest informacją i wskazówką dla naszych następców. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że konserwatorzy nigdy nie popełniają błędów. Grupa zawodowa jest liczna i zróżnicowana. Sposoby konserwacji ulegają zmianom i ewolucji w czasie. To, co obecnie uważamy za niedopuszczalne, kiedyś było uważane za całkowicie poprawne, zgodne z zasadami ówczesnej sztuki i etyki tego zawodu. Bardzo staramy się nie psuć i nie szkodzić, podobnie jak lekarze. Ale czy im wszystko i zawsze wychodzi…?
Proszę opowiedzieć o Pani największym dotychczas zawodowym wyzwaniu, które pochłonęło najwięcej trudu i czasu?
Trudnych obrazów miałam w swej pracy kilka, ale o siwe włosy na pewno przyprawiła mnie Pomarańczarka Aleksandra Gierymskiego (prezentowana na stałę w Galerii Sztuki XIX wieku w MNW). To było wyzwanie! Przy projektach konserwatorskich tej miary, strach i odwaga są nieodłączne i przekuwają się w końcu pokorę. Wszystko, czego się stale uczymy, nie daje (a nawet nie powinno dawać ) całkowitej pewności przed przystąpieniem do pracy. W zawodzie konserwatora rutyna jest równie zgubna co w zawodzie lekarza.
Technologia malarska Aleksandra Gierymskiego jest trudna dla konserwatorów, a bardzo skomplikowane losy uszkodzeń i napraw Pomarańczarki sprawiły, iż zadanie przywrócenia jej do dobrego stanu technicznego oraz ekspozycyjnego do najprostszych nie należało. Po pracach, mających na celu przygotowanie obrazów Aleksandra Gierymskiego do kończącej się już wystawy monograficznej, cały zespół konserwatorów zajmujący się tą wystawą miał okazję przekonać się, jak bardzo szeroki był to wachlarz problemów.
Czy po wystawie Aleksandra Gierymskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie, do przygotowania której zaproszono także specjalistów z dziedziny psychiatrii i psychologii, planują Państwo kolejne interdyscyplinarne projekty?
Jak najbardziej. Uważam, że to niezwykle poszerza możliwości i perspektywy, także dywersyfikuje jeden punkt widzenia. Obraz czy generalnie dzieło sztuki to przedmiot z drewna, farby, płótna, metalu, kamienia… . Jednak najistotniejsza jest zawarta w nim myśl, idea, marzenie, nakaz, coś nieuchwytnego, co w fizyczne ramy zostało zamknięte przez twórcę - Człowieka. Bardzo pociągającą jest myśl, aby różni specjaliści mogli pochylić się nad dziełem w staraniu o lepsze poznanie motywów jego powstania, a tym samym głębsze poznanie jego twórcy - z odpowiednim dystansem i obiektywnie wobec autora i siebie samych.
Zastanawia mnie słuszność podejścia, które pojawia się zwykle w sprawie odzyskiwania dóbr zagrabionych m.in. przez Szwedów. Ile słuszności jest w stwierdzeniu drugiej strony, że dobra te – mimo zdobycia ich w wyniku najazdu – obecnie stały się częścią tamtej kultury?
No cóż, nie mnie to oceniać. Należy jednak pamiętać, że podany przykład nie dotyczy czasów najnowszych (myślę tutaj o czasach II wojny światowej), w których rabunek dóbr kultury został otoczone nowymi prawami, został usankcjonowany przez hitlerowskie państwo, powstały struktury prawne i wykonawcze tego planu. Po wojnie społeczność międzynarodowa opracowała szereg aktów prawnych odnoszących się do procedur odzyskiwania zagrabionych wówczas dzieł sztuki.
Już od czasów starożytnych plemiona czy wodzowie na czele armii wyruszali na podbój sąsiedzkich terenów i rabowali wszystko, co się tylko dało. Były to w ich mniemaniu należne łupy. Zdarzało się, że armia była w ten sposób wręcz wynagradzana. Zwycięzcy zabierali więc wszystko, co tylko wydawało się być w jakiś sposób cenne. Były w historii różne „wycieczki”. Zabytki Egiptu jakimś dziwnym trafem znalazły się w Paryżu i stały się nierozłączną częścią tego miasta. Przykłady można mnożyć. I chyba niemal w każdym kraju znalazłoby się coś, co jest pamiątką z wypadu poza własne granice.
Jak powinno wyglądać/ być wyposażone laboratorium konserwatorskie Pani marzeń?
Moje idealne laboratorium powinno być wyposażone w sprzęt pozwalający mi zobaczyć obiekt w różnych długościach fali światła i sprzęt to rejestrujący. Chciałabym również móc poznać budowę materiałową poszczególnych warstw, ich skład chemiczny, a w niektórych przypadkach określić kraj pochodzenia danego obiektu. W laboratorium powinno znaleźć się miejsce zarówno dla chemików, jak i biologów, fizyków, mikrobiologów, dendrochronologów, botaników… Chyba znowu jestem za interdyscyplinarnością z pełnym zrozumieniem i poszanowaniem wiedzy oraz umiejętności członków zespołu.
Komentarze (0)