Monika Koperska popularyzuje naukę, wydobywa geniuszy z zapomnienia, pomaga chronić zabytki
Pani zajmuje się też spektroskopią. Sama nazwa już brzmi strasznie dla przeciętnego człowieka. Proszę wyjaśnić w jaki sposób spektroskopię można wykorzystać w konserwacji dzieł sztuki?
Spektroskopia jest to po prostu oddziaływanie światła z materią. W tym wypadku materią nieożywioną, bo w muzeach raczej żywych rzeczy nie trzymamy. Konserwatorzy sztuki mają niesamowitą spektroskopię w swoim własnym oku, prawda? Oni potrafią rozpoznać więcej barw niż nasz przeciętny zjadacz chleba, bo są na te barwy wyczuleni, potrafią rękoma wybadać pewne własności materii, jak faktura, które będą później korelować z pewnymi ubytkami. Więc konserwatorzy sztuki mają te swoje narzędzia badawcze lepsze niż przeciętny Kowalski, bo są po prostu wyrobione praktyką. Natomiast spektrometr i spektroskopista – w tym ujęciu – pomaga im rozszerzyć to spektrum oglądu materii, wyjść poza światło widzialne, do którego jesteśmy tak przyzwyczajeni, bo– jak sama nazwa wskazuje, widzimy je. Wychodzimy w spektrum światła ultrafioletowego, podczerwonego i fali rentgenowskich na przykład.
Dzięki temu ja, jako spektroskopista, uzyskuję pełne spektrum oglądu zabytków i zagadnień z nimi związanych.
Więcej widać dzięki temu.
Więcej widać i więcej można odczytać. Oczywiście spektroskopista to osoba, która – jak konserwator jest wprawny w rozpoznawaniu chociażby barw – jest wprawna w odczytywaniu widm. Widma jedwabiu, wełny w podczerwieni kiedyś mi się śniły po nocach. Jeszcze wcześniej papieru. A warto powiedzieć, że widma to zapis tej interakcji światła z materią przedstawiony jako wykres od długości właśnie tej fali.
Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć „widmo takie samo”. Ale jak się tak na nie długo popatrzy, zacznie się z niego liczyć pewne rzeczy, można wyznaczyć wskaźniki, które pokazują na przykład jak mocno rozpadły się domeny krystaliczne i amorficzne w przypadku jedwabiu. Jedwab jest taką strukturą trochę jak dom. Ma cegły, czyli domeny krystaliczne poprzeplatane tynkiem, czyli domenami elastycznymi Dzięki czemu jedwab jest zarówno elastyczny, jak i bardzo wytrzymały. I te domeny w różnym zakresie będą się rozpadać z biegiem czasu.
Ja dużą część swojego życia poświęciłam na to, żeby sprawdzić, jak one rozpadają w różnych warunkach, w warunkach tak zwanych testów sztucznego postarzania, gdzie bawię się w takiego podróżnika w czasie i postarzam sobie sztucznie rzeczy, w tym wypadku z jedwabiu. Potem konfrontuję to z rzeczami, które dzieją się naprawdę w jedwabnych obiektach zabytkowych. Staram się pomóc tym samym konserwatorom podeprzeć ich intuicję w tym, np. które obiekty konserwować jako pierwsze albo czy ich zabiegi konserwatorskie nie spełzną gdzieś na tym, że – powiedzmy – osiągniemy większą wytrzymałość arrasu, ale możemy stracić kolory. Może usuniemy zanieczyszczenia, ale osłabimy same włókna. Jest bardzo dużo takich wyzwań i pytań konserwatorskich. Tutaj przychodzi ma na myśl przykład wawelski.
Tak, bo zajmowała się tam Pani arrasmi.
Tak. Arrasami wełnianymi i chorągwiami jedwabnymi.
Zresztą chyba pracę naukową pisała Pani z tych chorągwi, prawda?
Tak.
Sporo czasu poświęca Pani, jakby to powiedzieć, przywracaniu nieznanych naukowców, prawda? Jan Szczepanik na przykład. Przyznam się, że być może kiedyś to nazwisko obiło mi się o uszy, przypadkiem. Ale jak tam zajrzałem na jego biografię, to rzeczywiście jest imponująca. A naukowiec, wynalazca, zupełnie nieznany. Czy to jest taki najbardziej wybitny nieznany naukowiec czy wynalazca, na którego Pani trafiła?
Ja bym powiedziała, że najbardziej zarezonował ze mną, używając języka spektroskopisty. Ja zaczęłam go poznawać w trakcie moich wczesnych działań popularyzatorskich, jeszcze wtedy z Akademią Wynalazców Roberta Boscha. Poproszono mnie o jakieś filmiki, a ja zaproponowałam, że może byśmy przypomnieli jakichś zapomnianych wynalazców.. I zaczęłam się w to wgłębiać. I po prostu utonęłam. To było kilka dobrych lat temu. Już prawie będzie dekada. Naprawdę się zanurzyłam poznawanie zapomnianych wynalazców, a szczególnie Jana Szczepanika. I gdzieś taki wewnętrzny bunt się we mnie obudził – dlaczego nas tego nigdzie nie uczą?
No właśnie.
Prawda?
Tak.
Może się mówi coraz więcej o Czochralskim, mówi się o Skłodowskiej-Curie i mówi się o Łukasiewiczu. A jest ich naprawę o wiele, wiele więcej. Jest Hofman, jest Magnuski, jest Prószyński, jest Szczepanik. Jest naprawdę dużo fajnych autorytetów, których życiorysami można by się inspirować i których warto sobie przypominać.
A Szczepanik? No jakoś tak... To jest człowiek, który łączył pasję do tkanin i łączył pasję do obrazu, do koloru. Stąd łączył te moje zainteresowania naukowe: tkaniny i spektroskopię.
Stąd ten rezonans z Panią.
Stąd ten rezonans ze mną. I pamiętam, jak zaczęłam odkrywać tego człowieka to strasznie żałowałam, że nie istnieje wehikuł czasu, żebyśmy się mogli gdzieś tam w czasie spotkać i porozmawiać. Bo myślę, że moglibyśmy długo ze sobą rozmawiać na interesujące nas tematy. On zresztą upodobał sobie niesamowicie jedwab i kamizelkę kuloodporną, którą skonstruował, i to właśnie z jedwabiu. Nie tylko rozpoznał tę niesamowitą własność tego materiału. i zaczął bawić się splotem tkaniny jedwabnej. Splotem skośnym, który tak naprawdę został później mocno zapomniany. I to NASA zaczęła później wykorzystywać splot skośny, bo nie mogli znaleźć żadnej tkaniny, która zatrzymywałaby promy kosmiczne. Ten spadochron do promów kosmicznych nie mógł być z normalnej tkaniny, która ma osnowę i wątek pod kątem prostym, bo taka tkanina nie wytrzymywałaby odpowiednich naprężeń. I trzeba się było zwrócić ku tkaninie, która osnów ma więcej, ułożonych pod kątem, i trochę przypomina w tym ujęciu bardziej nić pajęczą niż tkaninę.
Tak że Szczepanik był wizjonerem. Był wizjonerem, którego rozumiem. Rozumiem jego decyzje, które podejmował w trakcie opracowywania swoich wynalazków. I stąd ta miłość do Szczepanika.
Komentarze (0)