Monika Koperska popularyzuje naukę, wydobywa geniuszy z zapomnienia, pomaga chronić zabytki

No właśnie. Szczepanik chciał zapisywać informacje w kolorowym obrazie, a Pani – mimo że zajmuje się tak nowoczesną dziedziną nauki jak spektroskopia – jest chyba tradycjonalistką jeśli chodzi o zapisywanie informacji i dużą wagę przywiązuje Pani do zapisywania ich w książkach, na papierze. Nie ufa Pani współczesnym nośnikom danych? Obawia się Pani, że utracimy tą wiedzę, jeśli wszystko trafi do formy elektronicznej?

Posłużyłabym się tutaj słowami Lema, który mówił, że on nie wymyśla przyszłości tylko po prostu ekstrapoluje rzeczywistość i dochodzi do pewnych racjonalnych wniosków. Przywołuję tu Lema, bo mamy jego rok, Rok Lemowski.. Dlatego mówię tak jak on To nie to, że ja nie ufam elektronice. Ja po prostu ekstrapoluję rzeczywistość i jako osoba, która rozumie to, że wszystko dąży do chaosu, entropia musi rosnąć, dąży do nieuporządkowania, czyli wszystko się w końcu się rozpada.

Nośniki magnetyczne się rozmagnetyzowują. Bramki elektroniczne w nośnikach typu pendrive i dyskach SSD są bardzo zależne od temperatury w jakiej je przechowujemy i ile razy zapisujemy tam informacje. Przechowywanie informacji w chmurze... ciekawy pomysł, ale jak sobie o tym pomyślimy głębiej, to tak naprawdę jest to przechowywanie na tradycyjnych nośnikach informacji, z tym że informacji porozrzucanej tak, że jak zgubimy kod, który mówi nam jak ten puzzel został porozkładany w archiwach Cloud Storage to nie odzyskamy „zdjęcia ze studniówki”. Więc pod tym względem nie tyle, że jestem tradycjonalistką, co raczej staram się  obudzić  myślenie, że nie powinniśmy być tak spokojni o nasze informacje. Bo to, że mamy coś  na telefonie nie znaczy, że będziemy mogli tę np.. fotografię  pokazać naszym prawnukom. Czego nam wszystkim bardzo życzę.

To prawda.

Zresztą to nie jest coś, co ja jakoś wymyśliłam. Wystarczy zaobserwować, jak często zmieniamy nośniki informacji. Jak byłam dzieckiem, to dyskietki wiodły prym. Dzisiaj nie ma komputerów, do których moglibyśmy włożyć dyskietkę. Poza tym, jak ją włożymy, to ona się pewnie już dawno rozmagnetyzowała. I znowu... wszystkie archiwa digitalizują swoje dokumenty, książki. Jak najbardziej jestem za digitalizacją. Natomiast warto wiedzieć, że archiwa mają polecenie, żeby co 30 lat przekopiować te taśmy magnetyczne i nie zawsze im się udaje zdążyć.

Takim przykładem, do którego lubię wracać, jest pierwsze kolorowe zdjęcie, które NASA wykonała na Marsie. Ono oczywiście dotarło do Ziemi i zostało nagrane na nośnik magnetyczny. I ten był przechowywany. W pewnym momencie NASA sobie uświadomiła, że muszą zacząć przekopiowywać swoje dane z nośników Wtedy okazało się, że na tych szpulach magnetycznych nie ma już pierwszego kolorowego zdjęcia Marsa. My oczywiście posiadamy  kopie tego zdjęcia, ale to nie do końca to samo. Ale trochę z sentymentu do oryginału, a trochę też z takiego poczucia, że czasami w przyszłości, wraz z rozwojem technologii, w oryginale będziemy mogli znaleźć więcej informacji. Kopiowanie zawsze wiąże się z tym, że możemy stracić trochę informacji.

Więc tak, digitalizujmy, oczywiście.Ale pamiętajmy, że digitalizowanie jest cały czas procesem o mniejszej trwałości niż przechowanie oryginału. Oczywiście zaletami kopi cyfrowej jest  kompresja danych, jej dostępność.  Ale ja próbuję zatrzymać nas w tym umiłowaniu kopii cyfrowych i uświadomić, że chociaż, pędzimy w kierunku zapisu informacji na coraz mniejszych nośnikach, to nie myślimy o trwałości tych nośników.

No to prawda, Wydaje się, że jest zawsze, będzie zawsze. A jak będzie w przyszłości to się zobaczy. Czyli rozumiem, że projekt, w którym przywraca Pani takich zapomnianych polskich naukowców i ich prace będzie też na papierze... czy to na razie jeszcze nic nie zostało postanowione?

Projekt „Geniusze i marzyciele” jest to projekt Anny Ferens, która jest świetną dokumentalistką dokumentów historycznych. I faktycznie jak się spotkałyśmy kiedyś to zaczęłyśmy rozmawiać o tych zapomnianych wynalazcach i ona już wtedy mi zdradziła, że takim projektem zainteresowała wiele instytucji w Polsce i te instytucje umożliwiają jej realizację takich dokumentów historyczno-naukowych. I zaprosiła mnie do jednego z tych projektów, czyli do projektu o Szczepaniku, gdzie miałam szansę razem z reżyserem Tadeuszem Śmiarowskim i ekipą filmową pojeździć po Polsce, po Europie, i poszukać zapomnianych wynalazków, zapomnianych zdjęć, zapomnianych tapisteriów poszczepanikowych, zapomnianych zapisków i dokumentów. Znaleźliśmy w sumie tego bardzo mało niestety.

Dokumenty z serii, którą można oglądać na VOD i TVP Dokument, TVP Historia i TVP1 (premiera 4 lipca o 15:30), pokazują jak różni reżyserzy znajdowali przeróżne pamiątki po wynalazcach. Magnuski, czyli ten od walkie-talkie, konstruowanej dla Motoroli, on miał całą prywatną filmotekę... filmował prawie wszystko. W dokumencie o nim tak naprawdę narrację prowadzi sam Magnuski.. To jest niesamowite znalezisko.

I staram się teraz pozyskać fundusze na to, żeby dopełnić projekt Anny Ferens i pomóc go zdigitalizować. Zdigitalizować te rzeczy, które zostały w tym projekcie znalezione. I pomóc je zakonserwować i też przebadać. Najstarsze kolorowe zdjęcie autorstwa Szczepanika, które znaleźliśmy, nie ma się strasznie źle, ale nie ma się też dobrze. To nie jest eksponat, który bym zalecała, by był teraz wystawiany na jakąkolwiek ekspozycję. On raczej musi być chroniony od światła, chroniony od czynników zewnętrznych. Znajduje się w prywatnej kolekcji rodzinnej. I fajnie by było ten eksponat zdigitalizować, żeby umożliwić jego większą dostępność. Żeby ogół społeczeństwa mógł się z nim zapoznać bliżej w komforcie swojego czasu i domu.

Z drugiej strony też warto by było wspomóc takie kolekcje prywatne i kolekcje, które nie mają funduszy, jak np. Fundacja Jana Szczepanika w Tarnowie. Nie mają funduszy na to, żeby zaopiekować się tymi dokumentami poszczepanikowymi na przykład. Ale też dokumentami innych wynalazców.

Miejmy nadzieję, że jakoś z czasem się to zmieni. Kończąc, nie chcę Pani zbyt dużo czasu zajmować... Pani tyle różnych fascynujących rzeczy robi... jakieś plany na przyszłość, nowe projekty na horyzoncie się pojawiają?

Zawsze :) My, Rzecznicy Nauki, mówimy, że robimy R&D popularyzacji nauki w Polsce. Czyli research and developement. Testujemy różne nowe formy. Jak była akcja Hot 16 Challenge, to rapowaliśmy, razem ze Stand Up Polska zdarza nam się robić stand-upy naukowe, czyli łączyć humor z nauką.

Ale też zaczynamy produkować swoje własne treści. „Kopernik była kobietą”, program, który realizujemy razem z Brave Media dzięki finansowaniu Ministerstwa Edukacji i Nauki w ramach funduszy społecznej odpowiedzialności nauki, to program unikalny na skalę zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że na skalę europejską. Bo po raz pierwszy naukowcy i ludzie z mediów kreują coś razem, od samego początku. Od scenariusza po samą finalną wersję.

Natomiast tak, mam plany, żeby pójść o krok dalej i zaproponować widzom takie dłuższe formy dokumentów naukowych z dziedziny art & science, które trochę przełamią trend dokumentów historycznych i artystycznych, które tworzy się w Polsce.

Bardzo fajnie to brzmi. Trzymam więc kciuki i czekam. Bardzo Pani dziękuję za rozmowę.

Jeśli tylko mogę podsumować i wrócić do pierwszego pytania... myślę, że jestem naukowcem, który bardziej jest świadomy tego, że budowanie społeczeństwa opartego na wiedzy, wiąże się z tym, żeby nauka też dobrze funkcjonowała. I patrzę na sytuację, w jakiej funkcjonują naukowcy bardziej holistycznie. Nie tylko jako na przestrzeń akademicką czy laboratoryjną, ale też jako na przestrzeń społeczną. I cały czas szukam sposobów połączenia naukowców, czy też nauki samej w sobie ze społeczeństwem właśnie.

Monika Koperska popularyzacja nauki konserwacja sztuki spektroskopia Szczepanik Stowarzyszenie Rzecznicy Nauki