Podglądacz natury

Wykonanie zdjęć zwierząt mieszkających w lesie wymaga zapewne dużo czasu i cierpliwości. Jak wygląda Pański przeciętny dzień w lesie?

To prawda. Nic innego się tu nie liczy. Cierpliwość to według mnie podstawowa cecha tej pasji. Nie można lecieć do lasu „na wariata” z nastawieniem, że muszę zrobić dzisiaj ładne zdjęcie. I biegać po krzakach i płoszyć zwierzęta. Ja idę po prostu do lasu, co będzie, to będzie. Las potrzebuje spokoju. Wiele moich zdjęć powstała przypadkowo, z zaskoczenia, bez zasiadki. Tu nie ma reguły. Podam niedawny przykład. Idę sobie ścieżką nieopodal łąki i trzcin bardzo późnym popołudniem. Usłyszałem bażanta w trawie, bardzo blisko mnie. Kucnąłem na drodze z nadzieją, że bażant wyjdzie akurat z wysokiej trawy i wejdzie w ładne, zachodzące słońce na drodze. Ale nie wyszedł.

Kucając tak zauważyłem kątem oka coś brązowego. Zza krzaka wyszła piękna łania, w ciepłym, zachodzącym słońcu. Paradowała ode mnie jakieś 20 metrów. Nawet mnie obserwowała, bo usłyszała dźwięk migawki aparatu. Serce biło z podniecenia jak dzwon. Okrążyła mnie wolnym krokiem, podjadając to i owo, oczywiście nie spuszczając ze mnie wzroku. Byłem cały ubrany w strój maskujący, stąd nie wiedziała kim ja jestem. Ta randka trwała ok. 10 minut. Odeszła spokojnie do lasu. Już chciałem wstawać, bo nogi mi strasznie ścierpły, a tu nagle z trzcin wychodzą kolejne 4 jelenie i spożywają pyszną, zieloną kolację pod moim okiem. Zdjęć setki, żal było niektóre usuwać. To były takie piękne widoki i emocje, że idąc do samochodu przez las mówiłem sam do siebie, taki byłem szczęśliwy. Gdyby ktoś wtedy zobaczył zamaskowanego faceta mówiącego do siebie, pomyślałby „wariat”! Ale to są takie przypadki, nie wiadomo gdzie, co i kiedy może się pojawić na naszej drodze.   

Zależy na co się decyduję, czy na spacerowanie i ruch, przy okazji może zobaczenie nowych miejsc, czy na siedzenie. Z racji, że mam już swoje ulubione miejsca, to siadam w takim o świcie i siedzę. Niekiedy po południu i o zachodzie. Ot i cała robota! Obserwuję, słucham, wącham, resetuję się. Nie potrzeba wiele czasu, aby poczuć ten rytm lasu. Ale trzeba chcieć stać się jego częścią. Można zamknąć oczy, nawet się zdrzemnąć. Wtedy można siedzieć do bólu! Lubię ten stan wyczekiwania, słuchania złamanych gałązek, szelestu w zaroślach, trzcinach, kumkanie żab, darcie się czapli. Pojawia się przyjemna gęsia skórka i dreszczyk emocji. Zdjęcie jest dodatkowym prezentem i darem od przyrody.

Z którego zdjęcia jest Pan najbardziej zadowolony?

Chyba nie mam takiego jednego zdjęcia. Oczywiście, czarno-biała łania to lider. Ale ja bardzo lubię zdjęcia, które często mają wady techniczne, jakościowe, są źle skadrowane, niewyraźne, rozmazane. Ale dlatego je lubię, bo powiązane są z nimi jakieś emocje. Np. Bielik, który nadleciał niespodziewanie i gwałtownie zawrócił. To zdjęcie nie jest wyraźne, ale wydobyłem z niego część energii i emocji podobnych do tych, które mi towarzyszyły na miejscu.

Mój ukochany zimorodek, których usiadł mi prawie pod nogami, plecami do mnie, na tle kolorowej wody, czy koziołek z kwiatkiem, który spacerował ode mnie 10 metrów i nie zorientował się, że ja to ja. Bardzo lubię zdjęcie łabędzia, który piórkami dotyka ... tafli lodu. Wszyscy myślą, że wody. Ale to był zamarznięty staw tego roku. Jedyne kilka dni, gdy powierzchnia stawu była zamarznięta. Łabędź latał dookoła stawu i przelatywał nad samą taflą, jakby go to bawiło. Dla mnie zdjęcie to obraz i jego historia, dlatego moje odczucia często są odmienne od osób je oglądających. Niemal każde zdjęcie potrafię opisać, gdzie było zrobione, o jakiej porze, jakie były okoliczności itd. Staram się nie traktować zdjęć, jako prac konkursowych. Moją misją jest ukazywanie przyrody w najbardziej naturalny sposób jak to tylko możliwe. Dlatego jestem równie zadowolony z zimorodka z rybką, jak i z liska z ważką.

Piotr Grzempowski fotografia przyrody